niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty



Stałam nadal w jednym miejscu myśląc o swojej przeszłości. Jestem córką wampira i człowieka. Pół wampir, który jeszcze się nie przemienił. Dlatego tak smakuje mi krew. Itachi mnie Nią karmi od dłuższego czasu. On wiedział o tym kto jest moim biologicznym ojcem, ale nie zamierzał mi tego powiedzieć. Może czekał na właściwy moment? Nigdy takiego nie było. A  moja ciotka zna się z wampirami, w dodatku z moim ojcem. Sądzę, ze chcą mnie chronić. Lecz mogli mi od razu o wszystkim powiedzieć. Ukrywanie prawdy nie jest dobre. W dodatku teraz zamieniłam się w wampira. Na dłoni mam znak po swoim sztylecie, który na pewno ma kogoś ochronić.
Usłyszałam kroki dochodzące z góry. Stałam i czekałam. Nie widziałam w Sali tronowej nikogo. Westchnęłam cicho. Miałam jeszcze odczucia człowieka.. To było chyba normalne.  Zdaje mi się, ze to przemiana tymczasowa. Działo się to tak szybko, ze nie myślałam o przemianie w nieśmiertelną. Jeśli mnie tak zobaczy Itachi będę skończona. Będę mu się musiała ze wszystkiego tłumaczyć jak do tego doszło. Nie chce, bo nie wiem co mam mu powiedzieć.
Za rogu wyszedł Itachi. Patrzałam na niego przez chwilę. W dłoniach trzymałam księgę. Jego czerwone oczy wpatrywały się w moje. Nie był w dobrym nastroju. Znalazłam się szybko przy nim i wtuliłam się w niego. Chyba się zdziwił moja reakcją. Nigdy bym się do niego nie przytuliłam, a teraz raptem to robię? Jego zapach był taki intensywny. Az chciałam być przy nim. Jego dłonie wyczułam na  ramionach. Oderwał mnie od siebie i spojrzał w oczy.
-Ty… - wypowiedział. – Jak się zmieniłaś? To nie jest jeszcze czas byś była wampirem. Jeszcze powinno być dużo czasu. – dotknął mojego policzka przyglądając się oczom. – Głodna? – spuściłam oczy. – na razie nie będziesz mogła chodzić do miasta. Będziesz za bardzo chciała ludzkiej krwi. Nie chcesz na pewno nikogo skrzywdzić, więc nie puszczę Cię nigdzie. – uchwycił dłoń ciągnąc za sobą. – Twoje drugie Ja przebudziło się z jakiegoś powodu, lecz na pewno nie na zawsze. Twoje serce nadal bije, lecz jest mało wyczuwalne. Najpierw dam ci krew. – wyszliśmy. Nie miałam przy sobie księgi zostawiłam Ją na dole. Przeszliśmy przez regały książek. Spojrzałam na kobietę stojącą z książką. Wpatrywała się we mnie. Książka upadła z hukiem. Była zdziwiona moja postawa? Nie zmieniłam się tak bardzo.
-Itachi…
-Hm… - wymamrotał. Zatrzymałam się na korytarzu, gdy zamknęły się drzwi od Konan. – Dlaczego? – spojrzał na mnie nie rozumiejąc. – Dlaczego On jest…
-Później ci wszystko wyjaśnię. – odeszłam za nim ze spuszczoną głową. Wszyscy których mijaliśmy wpatrywali się we mnie. Weszliśmy do komnaty, w której często spałam. Usiadłam na łóżku. Podał mi kieliszek krwi. Uchwyciłam go i po woli wypiłam. Oddałam mu. Wpatrywał się w moje oczy. Podał następny. Wiedział, ze jeszcze nie jestem najedzona. Wypiłam chyba z pięć kieliszków i czułam się lepiej. Usiadł koło mnie. – najpierw ty mi wszystko wyjaśnij. Jak zmieniłaś się w wampira? – spojrzałam na niego. Nie wiedziałam jak mu o wszystkim powiedzieć. Musze to najpierw poskładać w całość, a potem tłumaczyć. Spojrzałam na wewnętrzną część dłoni. Znajdowała się tak jeszcze blizna. To dzięki niej stałam się wampirem. Tylko ledwie dotknęłam znaku na ścianie i się stałam.
-To.. dzięki temu. – pokazałam mu dłoń. Uchwycił w swoją. Jego oczy wyrażały zdziwienie – na ścianie był ten sam znak wiec go dotknęłam i stało się.
-Patrzałaś w lustro?
-Tak.
-Czyli jeszcze się nie przemieniłaś. Zamieniłaś się do jakiegoś wydarzenia w wampira. Całe szczęście. – powiedział.
-To ja powinnam powiedzieć. – trzymał nadal dłoń błądząc po bliźnie. Wpatrywał się w to lekko uśmiechnięty. Nie odzywałam się w ogóle. – O co chodzi z moim ojcem? Dlaczego wcześniej mi nikt tego nie powiedział? I co ma wspólnego moja ciotka?
-Twój ojciec.. hm… - wypowiedział. Wpatrywałam się w Niego. – To jest innego rodzaju wampir. On by chciał tylko władzy. Dlatego można powiedzieć, ze zgwałcił Rin. Lecz chciał mieć też córkę, aby z Nią spłodzić kolejnego potomka. – spojrzałam na niego – tak. Wampiry miedzy rodziną się płodzą. Siostra z bratem. Matka z synem. Kuzynka z kuzynem. Tutaj nie ma ojca i matki. Każdy żyje własnym życiem, więc nie ma czegoś takiego jak opiekuńczość nad potomstwem. – w jego oczach widziałam ból. On chciał normalnie żyć bez przymusu się kochać z wampirzycami. – Dlatego wampiry są takie straszne, porzucają swoje potomstwo. Dla Nas się nie liczą. Jak przeżyją będzie dobrze, a jak nie to nie przejmujemy się tym. – powinnam wiedzieć, ze tak jest. Wampiry są przecież takie. Ich potomstwo Ich nie interesuje. Patrzałam na swoje dłonie. – A twoja ciotka co ma do tego wszystkiego… Była druga na celowniku dla Madary. Jakby się nie dało z Rin chciał z Tsunade spróbować. Dlatego jest dla niej taki milutki. Choć raz próbował ją zabić. Dlatego wolałbym abyś do Niego się nie zbliżała, a w szczególności do swojego ojca.
-Sądzę, że to nie będzie możliwe. – spojrzał na mnie. – Choć spróbuję. – uśmiechnęłam się. Nadal widziałam ból w jego oczach. Wstał i odchodził. Wpatrywałam się w jego plecy. Zacisnęłam dłoń w pięść. Chcę więcej wiedzieć na swój temat. Wpatrywałam się jak odchodzi. Nie chciałam być okłamywana przez wszystkich wokół siebie. Błagałam sama siebie by wszystko było całkiem inaczej niż zazwyczaj. Moje przeznaczenie? Jakie ono jest? Zacisnęłam dłonie w pięść. Usłyszałam jedynie trzaśniecie drzwi. Czy Ty nadal będziesz mnie okłamywał? Powiedz mi chociaż co musze zrobić by nie mieć nic wspólnego z ojcem. Uchwyciłam delikatnie broń, która kopnęła prądem. Wcześniej poparzyła. Teraz coś się zmieniło, tylko co? Nie… To nie tak. To Ja się zmieniłam.
Pragnę by wszystko było inne… ten świat nie należy do mnie. Byłam ludzką księżniczką. A po wielu dniach w obecności wampirów dowiaduje się, że nie jestem zwyczajna. Jestem pół wampirem. To powinna być zguba.. jestem taką zgubą, która nie potrafiłaby się w Tym świecie odnaleźć. Moje Zycie jest nic nie warte w rasie wampirów. Nic o nich nie wie, a byłam zawsze opryskliwa. Teraz o tym myślę, gdy już i tak wszystko stracone. To głupie… krew jest moim pokarmem na ten piekielny głód.

Głód Cię wykończa. Chodź do mnie. Dam ci tego tyle ile tylko zapragniesz. Będziesz mogła mieć wszystko czego tylko sobie wymarzysz.. Zaspokoisz swój głód szybko, tak jak każdy porządny wampir. Jesteś ze mna połączona krwią, wiesz gdzie mnie znaleźć. Chodź...


-Nie.. – wypowiedziałam drżącym głosem trzymając się z głowę. Drżałam cała. Nie mogłam pójść do wampira, który pragnie śmierci mojego opiekuna. On jest.. Itachi, to boli. Uchwyciłam się za klatkę czując narastający głód w sobie. Nie!! Nie chcę tego. Niech ktoś mi w tym pomoże. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Uchwyciłam go i rzuciłam z hukiem na ścianę przez którą przeleciał. Uniosłam się… Poczułam przyjemną przyjemna woń ludzkiej krwi. Spojrzałam w stronę okna. Chciałam ruszyć w tamtą stronę, ale zostałam przygnieciona ciałem bruneta.
-Uspokój się. – powiedział spokojnie. W oczach zauważyłam opanowanie, którego na pewno nie miałam. – twój głód nie jest prawdziwy. On Cię do tego zmusza, bo On jest głodny. Pragnie Ciebie. – trzymał mocno. Nie czułam tego bólu co kiedyś. – Jeśli to zrobi to na zawsze będziesz jego więźniem. Będzie mógł pociągać za sznurki jak tylko zechce. Będziesz kolejnym pionkiem w grze Madary. – uspokoiłam się trochę. Wpatrywałam się w niego. Trzymał mocno, abym nie zrobiła głupstwa. Jestem do niczego. Musiał tu przyjść, by mnie powstrzymać. Na pewno wyczuł moją rządzę.
-Wyczułeś, prawda? – wpatrywał się we mnie bez wzruszenia. Zacisnęłam dłonie na czerwonej pościeli. Wyczułam zapach swojej krwi. – Wyczułeś moją rządzę, tak? – nic się nie zmieniło w jego spojrzeniu. To mnie najbardziej w tym denerwowało. Zawsze taki spokojny, a wychodzi na jaw tylko przy mnie. Co On w ogóle sobie myśli? Czasami nie potrafię Go rozszyfrować. Jest zbyt tajemniczy.
-Nic takiego. – wypowiedział spokojnie. Do nas podszedł Deidara w lekkim szoku. Wpatrywał się we mnie. Nie zdziwiłam się skoro mówił, że będę słaba i nie dam rady Itachiemu. – Przyprowadź jej pierwsza ofiarę.
-Czy nie lepiej będzie jak sama.. – spojrzał na niego wrogo. Szybko się zmył. Patrzałam nadal na wampira. Był taki pewny swojego. Nie rozumiem dlaczego to robi? Ofiarę? O czym On mówi? Nie chcę by tak się stało. Nie chce nikogo zabijać własnymi rękami. Chcę pozostać czyste dłonie, które jeszcze nie są splamione krwią. Wepchnęli jakąś kobietę zamykając drzwi.. Poczułam ostry zapach krwi. Trzęsłam się. Puścił mnie schodząc ze mnie. Spojrzał na mnie i kobietę. Moje oczy na pewno były czerwone… Wstałam wpatrując się w kobietę.
Moje oczy widziały jej żyły, w nich płynęła życiodajna ciecz. Taka sama, która posiadałam. Człowieczeństwo jest już przereklamowane, co? Chce być człowiekiem, tylko tego chcę. Czy to tak dużo? To tylko marzenia. Moje człowieczeństwo jest nad przepaścią, które upada coraz bardziej. Staczam się na dno. Jej  krew wzbudzała we mnie większe pożądanie. Głód rósł z każdą chwilą. Obnażyłam kły...  
-Nie… Proszę.. – wypowiedziała. Takie słowa mówiły osoby, które były pożerane przez wampira.  Nie… Nie mogę, lecz pragnienie jest silniejsze. Dłonie mi się trzęsły. Dlaczego? Dlaczego wszystko idzie nie tak jakbym chciała? Kobieta wpatrywała się we mnie ze strachem. Uklęknęłam przed nią. Matko, dlaczego to teraz tak nie cuchnie jak zawsze? Ten zapach jest zbyt przyjemny. Uchwyciłam ją za ramiona. Zniżyłam się do szyi.. – Błagam… - dlaczego jeszcze słucham drugiej połowy? Chciałam wpić się w jej szyję, lecz odepchnęłam ją zakrywając dłońmi twarz. Przez palce patrzałam na nią. Ciągnęło mnie do tej krwi.
-He..? – usłyszałam bruneta. – Czyżby człowieczeństwo było silniejsze od pożądania tego szkarłatu, który jest ci potrzebny by stać się silniejsza jak i spełniona? – zaśmiał się cicho w szatański sposób. – Nie dasz rady się przeciwstawić. – spojrzałam na niego. Uśmiechał się głupio siedząc na łóżku.
-Przestań pi peszyć. – warknęłam.
-Mówię tylko prawdę. Będziesz niedługo chciała więcej, więcej i więcej krwi. – trzęsłam się. Pragnęłam tej krwi. Kobieta wpatrywała się we mnie. Czułam od niej strach, lecz teraz patrzała na bruneta. Poczułam jego obecność za sobą. Był bliżej niż zawsze. Spojrzałam na niego, w oczach miał szkarłat. Dotknął mojego policzka, abym na niego spojrzała. – radze się pośpieszyć, bo sam sobie Ją wezmę. – zacisnęłam dłonie w pięść. – Trzy… Dwa.. – ruszył na kobietę. Widziałam jego każdy ruch. Uchwyciłam ją szybko ciągnąc do siebie. Wpiłam się szybko w żyję. Dlaczego? Krzyknęła przeraźliwie z bólu. Przyciągnęłam ją bliżej siebie. Jej krew była taka smaczna. Metaliczny smak mnie nie obrzydzał.
Czułam strach, smutek i radość? Z jakiego powodu..? Dlaczego radość. Widziałam fragmenty z życia dziewczyny. Ona cierpiała, radość wywołana stratą bliskiej osoby, która rozstało pożarta przez… Madara! Dlaczego On? Czyżby skrzywdził tyle ludzi. Jej glos w mojej głowie był taki jak jakiś sygnał.. Ręce kobiety opadły. Czułam spływającą ciecz po brodzie. Oderwałam się od niej. Opadła z hukiem na ziemię. Zacisnęłam dłonie w pięść. Jej krew była pyszna..
-Twój instynkt drapieżny działa. – zaśmiał się. Miałam spuszczoną głowę. Nie chciałam na niego spojrzeć. Kobieta rozpadła się w pył. Jego nogi znalazły się przede mną. Chciałam by  to się nie zdarzyło. Nie chciałam by mi Ją odebrał dlatego tak zareagowałam. Prosiłam wszystko aby to był zwykły sen jaki istnieje w mojej wyobraźni. Wstałam. Chciałam go uderzyć, lecz to było na nic. Złapał.
-Dupek.. – warknęłam na niego. – jak mogłeś to zrobić? Wiedziałeś, ze tak zareaguje, prawda?
-Tak, wiedziałem. Z tym masz rację. – mówił. Uchwycił przegub i pociągnął mnie do siebie. Wpadłam w Jego objęcia. Byłam tym zszokowana co teraz robił. Jego dłoń była na moich włosach. – Inaczej byś zrobiła cos bardzo głupiego. Nie możesz się powstrzymywać. Zawsze musisz pic krwi ile jest ci potrzebne. – oderwał się ode mnie. Jego dłoń dotknęła policzka. Zjechał do ust. Zniżył się. Jego język przejechał po brodzie do koniuszka ust. Wolno przejechał po ustach. Myślałam, że On sobie teraz ze mnie jaja robi. Odepchnęłam go.
-Daj mi spokój. – wyszłam z pomieszczenia bez zastanowienia. Nie chciałam mieć już  z tym facetem coś wspólnego.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział dziewietnasty


Na plecach poczułam przyjemne ciepło, które było spowodowane kołdrą. Byłam na łożu w jego sypialni, nie miałam na nic siły. Słyszałam swój krzyk, który był spowodowany bólem jak i przeszywającą falą gorąca. Rozprzestrzeniała się po całym ciele! Co się ze mną działo? Każda komórka czuła ból, który był nie do zniesienia. Poczułam ramiona bruneta na sobie i jego kły wbijające się w ranę. Wypluwał chyba jad mojego ojca. Czyżbym zmieniała się w wampira? Każde wspomnienie przelatywało przez głowę. Widziałam swoje dobre i złe chwile. Cały ból się odwracał, przestawałam go czuć. Jad musiał zostać wyssany. 
Przy wargach wyczułam zimna szklankę. Wypiłam bez przymusu. Zauważyłam swoja dłoń i chciałam jeszcze. Wypiłam kolejny kieliszek czerwonej cieczy. Sama nie wiedziałam co wyprawiam. Wszystko się zaczyna coraz bardziej walić, muszę wziąć się w garść. Popatrzałam na bruneta, o którego się opierałam. Jego nadgarstek został nadgryziony. Przybliżył do moich ust. Wyczułam jak moje kły wychodzą. Wgryzłam się w jego nadgarstek. Jęknął, ale nie z bólu. Wyczuwałam w tym podniecenie. Przytulił się do mnie. Jego dłoń zacisnęła się na moim brzuchu, a pazury przecierały po sukni niszcząc materiał. 
Piłam jego krew, zachowywałam się jak zachłanny wampir, ale jego krew sama mnie wolała do siebie. Czułam jak spływa po mojej brodzie i skapuje wchłaniając się w sukienkę. Była pyszna i nic na to nie mogłam poradzić. Jestem pół wampirem i będzie mnie ciągnąć do krwi. A jego jest słodka, można by ją przez cały czas pić. Językiem przejechałam po jego dwóch zgryzieniach. Oddychałam wolniej i lżej. Kły zniknęły. Do pomieszczenia Ktoś wszedł. Był to blond włosy mężczyzna i czerwono włosy. Wpatrywali się w moją osobę. Zostałam ułożona na miękkim łożu. Znalazł się blisko mnie. Poczułam jak zaciskuje dłonie w pięść, a jego oczy były wściekłe na moją osobę. Jego język przejechał po moich wargach i brodzie, oblizał krew, która była. 
-Ona naprawdę Go spotkała? - usłyszałam pytanie blondyna. 
-Najprawdopodobniej tak. - wypowiedział zimnym głosem. - Choć to było wiadomo, w końcu musieli się spotkać. Nawet jeśli tkwił w tym przeklętym pałacu uwięziony. Nie wiem jakim sposobem tam się znalazła. Dowiem się tego choć to może trochę zająć czasu. - mówił do nich. 
-Zapytaj się Jej. 
-Nie będzie taka głupia. Nie powie mi. W dodatku nie lubi mnie, i nie polubi. Dlatego, że jestem wampirem. - wypowiedziała z złością. Nie chciał być wampirem? Dlaczego? A może nie chciał mieć do czynienia z ludźmi, bądź pół wampirami? 
-Każdy z Nas jest, a jakoś nic do nas nie ma. - popatrzał na nich wrogo. Racja, odzywałam się tylko chamsko do Itachiego. Do nich byłam miła i tak dalej. Jakoś nie przeszkadzali, tylko On bo wciskał mi krew i pił moją. Może miał ku temu cel. Nie wiem. - Dobra, dobra. Już milczę. - mówił. - Co zamierzasz zrobić z tym faktem, że ona wie o swoim prawdziwym ojcu?
-To już nie ode mnie zależy co Ona zrobi. Tylko od niej samej, jeśli wybierze ojca, będę musiał Ją powstrzymać. Nie może połączyć sił z Madarą. Świat… My będziemy w niebezpieczeństwie - mówił. Nie rozumiałam czy On jest taki silny? Dlaczego Itachi Go się boi? Nie powinien, prawda? Jest także wampirem i w dodatku silnym. Nie musi Jego się obawiać. - Wuj kiedyś stał na szczycie, nie byliśmy najpotężniejsi w rodzinie, ale On zaczął wariować, chciał wszystkich ludzi wymordować. Gdy dowiedzieliśmy się, że chciał mieć dziecko, ale z wampirem wtedy nie było możliwe, poszedł do królowej. Znała Go wiec niczego nie podejrzewała, po prostu Ją zgwałcił. - przeczesał swoją grzywkę wpatrując się we mnie. - Po paru miesiącach Sakura się narodziła, byłem przy porodzie. Obiecałem Jej opiekować się dzieckiem, które spłodziła z Madarą. 
-Żartujesz sobie z Nas? - zapytał czerwono włosy. - Zrobiłeś z siebie niańkę nad Nią? - pokazał na mnie. - Chyba byłeś nie poważny biorąc na siebie to zadanie. To jest nie wykonalne, jeśli ona tak naprawdę z Nim złączy siły wszystko będzie do niczego. Nie tylko my polegniemy, ale także ludzie. Czy On wszystko przemyślał? 
-Madara nie przemyśli pewnych spraw, a wtedy są tego konsekwencje, dlatego musze Go zabić. - drgnęłam lekko. Wampira nie da zabić. Nie da, więc jakim sposobem On Go chce zabić? W pojedynkę? Nie da rady, Oni by musieli mu pomóc. 
-Itachi, próbowałeś. Pamiętasz? - pytał blondyn. - Jak to się wszystko skończyło? Nie wyszedłeś z tego dobrze. Wszyscy to pamiętamy w jakim byłeś stanie. Musieliśmy zabić wiele osób, abyś wrócił do swojego pierwotnego stanu. Tym razem sam się nie narażaj, daj sobie w końcu pomóc, a w dodatku twój sztylet został w tamtym pałacu, w jego Sali. - westchnął ciężko. Tak wiec ten sztylet, który wzięłam jest jego? Nie możliwe. Czyli On już próbował zabić Madare ale doszło do tego, że wszystkich uwięził na parę lat? A teraz, Go uwolniłam? Czy zrobiłam błąd, naprawdę nie wiem. 
-Wiem o tym. Znajdę inny sposób na zabicie. 
-Dobrze wiesz, że nie ma innego sposobu jak ten sztylet. On wysysa z wampirów krew, i zamienia ich w nic nie warte coś. Gdy wyschnie i nie znajdzie żadnego pożywienia ginie. - mówił Sasori - Nie masz Go, więc wybij sobie tą akcje z twojej głowy. Na razie Ona tutaj jest, potem będziemy o wszystkim myśleć. - powiedział pewnie.
-Potem nie będzie na to czasu. - wypowiedział. - Ona Go uwolniła dając swoją krew. Ma królewską, jako człowiek i jako wampir. To się nie zmieni. On chciał, aby miała z dwóch stron królewską, bo jeśli każda księżniczka nie żyje, to jemu należy się tak naprawdę tron. Może chcieć zabić Hinate. 
-Niby jak? Ona jest wampirem. 
-Znajdzie na to sposób. - wypowiedział pewnie. - Hinata jest dla niego przeszkodą, tak samo Naruto. Jeśli oni nie zgina, nie będzie mógł dostać tego królestwa. Sakure jak na razie nie zabije, bo jest potrzebna do zabicia.. - wypowiedział. 
-Niby ona ma..? - nie dokończył. Kiwnął głową. Roześmieli się, nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. 
-Wybacz Itachi, ale to nie możliwe. Nie ma takiej mocy do zabicia… - wypowiedział śmiejąc się blondyn. Chwila, teraz oni mówią mu po imieniu? Może to przyjaciele? 
-Sami to odszczekacie, gdy zobaczycie na własne oczy. Idźcie już. - poczułam dziwne uczucie, które mnie gdzieś prowadziło. Przymknęłam powieki czując jak zaczynam odpływać. Na policzku poczułam zimne opuszki palców. Otworzyłam powieki. Brunet nachylał się nade mną z lekkim uśmiechem na ustach. - Nie możesz spać. 
-Dlaczego? - wypowiedziałam słabo. 
-Chcesz się znów do Niego przenieść? To zaśnij, a jak nie chcesz lepiej tego nie rób. - popatrzałam na niego. Był taki skołowany, nie wiem dlaczego, ale nie będę też pytać. Moje powieki same się zamykały. Nie wiedziałam co zrobić. A co najgorsze dowiedziałam się, że On jest moim kuzynem. To chyba jest najgorsze, co może się stać. 
-Czemu mi się przyglądasz? - zapytałam patrząc w jego oczy. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się przygląda moim oczom. 
-Po prostu się zmieniasz. - wypowiedział do mnie. 
-Co? - zapytałam zdezorientowana. Uśmiechnął się delikatnie jakby to było coś wspaniałego. Uchwycił kosmyk moich włosów delikatnie. Zakręcił na swój palec. 
-Dzięki temu może trochę się orzeźwisz. - chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Poczułam zimne, ale za razem miękkie wargi na swoich. Całował delikatnie i namiętnie, pierwszy raz to zrobił. Zareagowałam od razu. Uderzyłam Go z całej siły w twarz. Poczułam ból i krzyknęłam z tego powodu. Wstałam i nie chciałam nawet nadgarstka dotknąć. 
-Pogrzało Ciebie! - prawie krzyknęłam. - Znów sobie skręciłam, jak ja Cię nienawidzę! - odwróciłam się do niego tyłem. Fakt ożywiłam się, ale to nie zmienia wydarzeń. Nie musiał tego robić. Teraz nie wiedziałam co zrobić z nadgarstkiem. Podszedł do mnie i uchwycił mój nadgarstek. Próbowałam wyrwać, ale on tylko mocno nim ruszył i nie bolało. - Ty! Myślisz, że wszystko Ci wolno? Nic ci nie można co jest związane ze mną. 
-Raczej wszystko można, Rin mówiła, że od kiedy tu będziesz to ja jestem opiekunem. A ty tego nie ułatwiasz. - powiedział i zbliżał się do mnie. Oparłam się o ścianę, mając dłonie blisko siebie. Jego dłonie były blisko mojej głowy. Zbliżył się do mojego ucha, zamiast ugryźć to jego zimny język przetarł po nim. Wzdrygnęłam się. Popchnęłam go. 
-Idiota. - powiedziałam idąc do wyjścia. Wyszłam trzaskając drzwiami. Kroczyłam korytarzem i zatrzymałam się koło obrazu ich całej rodziny. Itachi trzymał tutaj małą dziewczynkę, która miała wisiorek. Czyżbym to była Ja? Nie, to nie możliwe. Ten wisiorek bym nadal miała. Poczułam jak ktoś nadchodzi. Przy mnie znalazł się brunet. 
-Idź do Konan, powiedz aby Cię schowała na dole. 
-Na dole? - zapytałam. 
-Nie zadawaj głupich pytań. Ona będzie wiedziała o co chodzi, niech tez się schowa. - wypowiedział i zniknął z moich oczu. Kroczyłam do niebiesko włosej. Chyba będzie w swoim pomieszczeniu, bałam się cholernie. Dlaczego chciał mnie ukryć? Weszłam do pomieszczenia, w których zarządzała Konan. Popatrzała na mnie. 
-Co Cię sprowadza? 
-Miałam do Ciebie przyjść, bo mówił abyśmy się schowały na dole. - popatrzała na mnie przestraszona. Chyba o cos konkretnego chodziło jeżeli mieliśmy tam się schować. Wskazała gestem reki abym za nią szła. Kroczyliśmy regałami, przy okazji wzięła jedną księgę. Stanęliśmy przed regałem książek. Chwyciła jedną i się odsunęło. 
-Idź. - wypowiedziała do mnie. 
-A ty? 
-Ja nie pójdę. Musze coś sprawdzić, jak nie dojdę czyli oni tutaj węszą. Nie odzywaj się ani słowem. Idź całkiem na dół do pomieszczenia, gdzie są różne rzeczy. - podała mi księgę. - ta księga jest dal wszystkich ważna, wiec pilnuj jej, aby nic się nie stało. - kiwnęłam głową i zniknęłam w ciemnościach za regałami, które się zasunęły. Pochodnie się zapaliły. Szłam w dół po śliskich schodach. Z tyłu wszystko się zgasiło, było ciemno. Nie wiem dlaczego miałam się schować, ale może się dowiem kiedyś. Usłyszałam dwa męskie głosy, w dodatku znajome. Podeszłam do miejsca, gdzie mogłam ich słyszeć. Odgarnęłam delikatnie i zauważyła w Sali tronowej Itachiego z mrożącym krew w żyłach wzrokiem i Madare uśmiechającego się kpiąco. Z nim było parę wampirów, koło Itachiego stał Deidara i Sasori. 
-Wiesz po co przyszedłem. 
-Oświeć mnie, bo pamięć szwankuje - wypowiedział wrogo Itachi. 
-Bratanku, uspokój się. Nawet jeśli Jej nie oddasz, to sama przyjdzie bo sam wiesz ile rzeczy przed nią ukrywacie. A tak nie ładnie, wszystko powinno się powiedzieć. 
-Same kłamstwa zawsze mówisz, nikt Tobie nie będzie wierzył. 
-Jak mógłbym mojej córce kłamać? Chyba jesteś śmieszny. Ona jest jedyną, któ®a mnie uratowała. Zjawiła się i oto jestem. - mówił. Kły Itachiego wściekle zabłysły - Zobaczymy czy w ogóle jest warta zabicia ciebie. - powiedział do końca. Drgnęłam. Ja mam zabić Itachiego? Nie, nie zrobię tego. Poczułam na dłoni pieczenie. Popatrzałam na bliznę. Lekko świeciła. Szybkim krokiem odeszłam w głąb tunelu. Byłam w pomieszczeniu, w którym były znaki, a także inne rzeczy. Odwróciłam się szybko. Mój znak był na ścianie. Świecił intensywnie. Dotknęłam go. Zaświecił jaśniej. Drugi znak był taki dziwny. Nigdy go nie widziałam. Jakby królewski, ale na pewno nie należący do mnie. 
Kaszlnęłam, a z ust wyleciała krew. Obróciłam się szybko do tyłu. Stało przede mną lustro. Byłam inna. Moje włosy lekko kręcone, oczy bardziej soczyste, zmieniające kolor na czerwień. Skóra niczym mleko. Sylwetka poprawiła się na bardziej kobiecą. Co się ze mną stało? 
-Kim jestem? - zapytałam sama siebie. - Wampirem… - odezwałam się w końcu. Mój wyraz twarzy był zimny. Pierwszy raz z czymś takim się spotykam. Oby tylko to co widziałam nie spełniło się. Nie chcę.. Itachiego nie chcę zabić. Nie wiem czemu,a le nie chciałam tego. Na zewnątrz jestem zimna, ale w środku cała wrze ze strachu. 

Twoje przeznaczenie się zaczyna! 

Usłyszałam znajomy głos w swojej głowie. Jakie przeznaczenie? Co nim jest? Nie chcę, aby to źle się skończyło. Muszę wszystko przemyśleć, ale zanim to się stanie to kto jest tak naprawdę moim prawdziwym wrogiem? Kim jest owa osoba? Dowiedziałam się, ze jestem tym kim jestem, mój ojciec jest wampirem, a matka człowiekiem. Pochodzę z gwałtu. Skąd wiem? Nie wiem. Mam takie przeczucia co do tego. 
Pomieszczenie się zatrzęsło. Musieli walczyć przeciwko sobie. Uśmiechnęłam się delikatnie pokazując swoje śnieżnobiałe kły, które mogły być jednym z wielu moich atutów. Dotknęłam księgi, która wzięłam ze sobą. Przeglądałam ją. Była na niektórych stronach pusta. Lecz natrafiłam na swoja przepowiednię. Dlaczego ona jest w księdze wampirów? Itachi musiał także ja dostać by o mnie wiele wiedzieć. Zamknęłam z lekkim trzaskiem. Usiadłam na kamieniu czekając by wszystko się zakończyło. Wiedziałam, ze musze teraz grać zimną i bezwzględną kobietę. Nie chciałam jeszcze tego, ale tak musiało być. Czułam to w sobie, że jedynym wyjściem jest  KŁAMSTWO! Dotknęłam swojego czoła i czułam mrowienie na plecach… Było miłe, szło od kości ogonowej po przez ramiona. Czułam jakbym była naznaczona przez samo przeznaczenie. Przymknęłam powieki i uderzyłam pięścią o ścianę, w której zrobiłam wgniecenie. Moje zmysły się powieliły. Słyszałam wszystko dookoła, widziałam więcej niż powinnam.  Wpatrywałam się w ścianę po prawej stronie. Zniknęła i pokazał się obraz Itachiego wraz Madary - mego ojca. Ściskał Itachiego za gardło, a jedna ręka unosiła się tak jakby chciał wbić w ciało, lecz widziałam jego uśmiech. Szyderczy.. jego plany wobec mnie się kończą na śmierci Itachiego. Mam go zabić, tak? Wcześniej może  zrobiłabym z miłą chęcią, ale mam pewne wahania. Muszę sprawdzić dokładnie kto jaki jest.  Nie mogę wnioskować skoro nikogo Ne znam. Zauważyłam moją ciotkę, która wchodziła do pomieszczenia. Co ona tutaj robi?
-Madara?! - zapytała głośno.  Popatrzał na nią z uśmiechem, jego białe kły ukazały się. Puścił Itachiego, który padł na  posadzkę. Z ran na szyi uleciała jego krew. Serce zaczęło mocniej bić. Tak posiadałam serce. Jeszcze… Biło wolniej niż u normalnego człowieka. Nikt tego nie mógł wyczuć oprócz mnie samej. 
-Proszę, proszę kogo ja widzę. - wypowiedział zgryźle. - Tsunade…  Moja druga ulubienica po Rin. - zaśmiał się dosyć głośno. Itachi wstał patrząc na kobietę jak i na swojego wuja. Widocznie ciotka nienawidziła Madare. W jej oczach widziałam ten instynkt. Podszedł do niej wolno odgarnął kosmyki włosów z czoła. Był przystojny, nawet jako wampir. Lecz bardziej pociągający był Itachi. Nie wiem z jakiego powodu. - Zdziwiłaś się moja obecnością? Szkoda. Moja córka zrobiła dla mnie przysługę i oddała z własnej woli krew. - przymknęłam powieki. Kłamca, pomyślałam. Patrzałam znów na cała sytuację. Obszedł ją dookoła. Tak jakby patrzał na jej walory osobiste. 
-Kłamiesz. - wypowiedziała blondynka. - Ona nie zrobiłaby tego. Nie takiemu jak ty. 
-Gdybyście nie ukrywali przed nią prawdy z pewnością by nie oddała, próbowała by mnie powstrzymać. Lecz nawet nie zamienił Ją w wampira. Mam chociaż trochę zabawy z własną córką. - zaśmiał się. Że niby co, proszę? 
-Nie masz prawa.. - wypowiedziała bursztynowo oka. Popatrzał na nią. 
-Mam prawo. Tak przetrwały wampiry. Kopulowaliśmy się rodzinnie. Itachi może to potwierdzić. Brat z siostrą, siostra z ojcem. Wszystko po to by nasza rasa przetrwała, ale człowiek to rzecz cudowna. Dla nich liczy się wychowanie, a gdy rodzi się wampir. Mały… nie interesujemy się nim, gdyż sam potrafi o siebie zadbać. Wytrzyma parę dni bez krwi, a wtedy jest jak zwierzę. Warto wysyłać takie maleństwa na ludzi. - zaśmiał się. Zacisnęłam dłoń w pięść. Jak On śmiał tak mówić? Nigdy bym nie pozwoliła niemowlęciu polować na ludzi. Szybciej swoją krew bym dała. - Prawda Itachi? - zapytał bratanka. Odwrócił głowę w moją stronę. - Cóż, Sakure z pewnością zaboli, ze tak jej dzieci będą wykorzystywane. 
-Nie pozwolę. - wypowiedział Itachi 
-Na co? Na wykorzystywanie Jej czy bachorów? 
-Jej i dzieciaków. Nie pozwolę na to Tobie. Zabiję Cię prędzej czy później! - warknął w końcu na niego.  Miał zaciśnięte dłonie w pięści. Jego paznokcie przebijały skórę, która szybko się zrosła, gdy puścił. 
-Czy wiesz co mówisz? Kiedyś próbowałeś, i co? Sam z tego nie wyszedłeś dobrze. Prawie zginąłeś. Ile ludzi musieliście poświęcić by przywrócić ci siły? Dziesiątki czy setki? Ona Cię przecież nie słyszy. Przyznaj się. Nie ma takiego dobrego słuchu jak my. - wypowiedział. 
-To nie twoja sprawa, ale zginiesz prędzej czy później. - prychnął pokazując swoje zęby. Odszedł do wyjścia. Pożegnał się z Tsunade pocałunkiem w dłoń. Patrzała na niego. Nie mogłam w to uwierzyć, że Itachi zamordował wiele ludzi. Nie chcę o tym myśleć. Moje myśli błądziły wokół  swojej przyszłości. Bałam się jej bardziej niż ojca… 

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział osiemnasty


Patrzałam na dany budynek, był to ten sam, gdzie się przemieściłam. Lecz co tu robię? Byłam nad oczkiem, w jaki sposób się tutaj przeniosłam? Nie mogłam od tak bo miałam jakąś wizje przyszłości. To było nie możliwe, a jeszcze na dodatek jestem w miejscu, gdzie wszystko miało się zakończyć? Wstałam z mokrej ziemi. Przyglądałam się budowli, tak jak widziałam ją w swojej wizji. Zacisnęłam dłoń, wyczułam w prawej dłoni kość? Popatrzałam na prawa rękę, w której trzymałam rękojeść z kości słonia. Otrze błysnęło srebrnym blaskiem dzięki księżycowi. Przeczytałam znaki na rękojeści, to był ten sztylet którym oddalam Itachiemu swoje wampirze moce, gdy stałam się całkowicie wampirem.  Tylko czemu Go trzymam w tej chwili? Dlaczego? O co tak naprawdę chodzi?
Obróciłam się wokół swojej osi. Dopiero teraz zauważyłam, że cała moja sukienka jest umazana krwią. Spojrzałam na stopy były bose,  i całe umorusane krwią. Czerwone jakbym robiła cokolwiek z człowiekiem bądź zwierzęciem. Obróciłam się i spojrzałam za siebie. Na ziemi leżał człowiek, z dziurą w sercu. Jego oczy były puste, z niego odeszło życie. Czy to Ja zrobiłam? Nie, to nie możliwe. Nie zabiłabym człowieka. Nie, które miał dobre serce. Po policzkach spłynęła łza, która upadła na sztylet. Została wchłonięta. Nagle rękojeść z ostrzem zabłysły jasnym światłem, lecz po chwili zgasły. Puściłam Ją czując jak na dłoni parzące ciepło. Szukałam czegoś zimnego, zauważyłam wodę. Podbiegłam i padłam na kolana mocząc dłoń w  przezroczystej wodzie. Zabarwiła się na różowo. Oberwałam z sukni kawał materiału i zawiązałam wokół rany.
Podeszłam do miejsca, gdzie zostawiłam sztylet i chwyciłam go w drugą dłoń. Popatrzałam na ciało mężczyzny. Nie mogłam nadal uwierzyć, że to właśnie zrobiłam. Nie chciałam zabijać nikogo, kto jest śmiertelny. Spojrzałam na pałac, który był naprawdę wysoki. Stanęłam przed schodami z marmuru. Już sama nie wiedziałam czy mogę tam wejść, moje ciało drżało ze strachu, ale także chciało bym weszła. Cała moja ciekawość. Kiedyś mnie zgubi i będę między młotem i kowadłem.
Patrzałam na wielkie wejście, które było zamknięte przez łańcuchy i wiele kłódek. Weszłam po schodach. Mocno trzymałam rękojeść sztyletu wchodząc do góry. Słyszałam syczenie z prawej dłoni. Wyczuwałam znowu ten ból, ale tak się bałam, że nie puściłam. Nie chciałam, tylko dlaczego przeszedł mną strach. Po obu stronach schodów były szkielety, bądź posagi kobiet i mężczyzn. Po plecach przeszedł dziwny dreszcz, jakby wpatrywały się we mnie. Schowałam pod spódnicę sztylet nie przejmując się kapiąca krwią. Zawiązałam na drugiej dłoni materiał. Pchnęłam wrota do środka, nie musiałam nawet otwierać kłódek same przede mną się otworzyły. Tak jakby działała tutaj magia. Weszłam do pomieszczenia, którym była od razu wielki hol, schody prowadzące do góry jak i na dół i po bokach korytarze.
Słyszałam dźwięk wydobywający się z korytarza. Odeszłam za falą dźwięku, choć mogło to się źle skończyć. Nie wiedziałam co tam znajdę, choć korytarz wydawał się znajomy. Zatrzymałam się przed dużymi wrotami i popatrzałam na znak widniejący na nich gotycki krzyż ankh, od niego odchodziły zamknięte oczy wraz z skrzydłami nietoperza? Nigdy nie widziałam czegoś prawdopodobnego. Dotknęłam krzyża, drzwi się same uchyliły. Pchnęłam je, gdy byłam w środku zamknęły się z hukiem. Popatrzałam na nie, czyżbym miała tutaj być? Blisko okna stało krzesło, na nim widziałam człowieka. Popatrzałam w bok, była tam szklana postura, a w niej sztylet? Podeszłam i popatrzałam na niego dokładnie. Był taki inny, ten musiał służyć do zabijania wampirów. Dlaczego właśnie tu został schowany? Chwyciłam szkło i podniosłam. Wpatrywałam się w sztylet. Chciałam go chwycić, ale zapłonął ogniem. Czyli On nie jest dla mnie? Ten sztylet musi należeć do kogoś innego. Na nich był znak, którego nie poznawałam. Obdarłam spoty kawał materiału, gdy przestał płonąć ogniem zawinęłam, aby nie czuł mojego dotyku.
Chciałam odejść, ale zatrzymałam się. Jeśli ten mężczyzna się obudzi musi wiedzieć sztylet. Nie mogę od tak oby dwa sobie wziąć. Chwyciłam sztylet, którym w wizji przywróciłam siły wampirskie Itachiemu. Położyłam na miejsce, gdzie zaczął zmieniać znaki.


Twój dotyk przebudzi co straciło.


Nie rozumiałam potoku słów. Schowałam sztylet, który miałam zawinięty. Poznawałam ten znak, ale skąd? Nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć gdzie spotkałam ten znak, który jest na sztylecie. Postawiłam szklana zasłonę, aby było wiadomo, że nikt go nie dotykał. Popatrzałam na fotel, w którym siedział chyba mężczyzna. Podeszłam od przodu i spojrzałam na niego. Odsunęłam się o krok. Ten mężczyzna, to jest Madara. Długie włosy, szara koszula, lekko brązowa kamizelka i spodnie. Jak to możliwe, że On tu jest? Chciałam go dotknąć, ale moja dłoń została zatrzymana przez jego.
-Widzę, że mam gościa. – powiedział władczym głosem. Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Oczy były pragnące krwi, musiał od setek lat nie jeść. Próbowałam dłoń wyszarpać, ale nie szło. – Rin? – zapytał. Czemu On mówi do mnie jak do mojej matki.? Jestem, aż tak podobna do niej. Wstał i patrzał na mnie. – Nie, ty nie jesteś Nią. Masz inne oczy.  – uśmiechnął się. – Co Cię sprowadza aż tutaj?
-Ja… - zaczęłam.
-Nie jesteś wampirem, ani człowiekiem. Masz w sobie oby dwie części. – mówił. Patrzałam na niego, a także w jego oczy. Puścił mnie. Odszedł do okna, które odsłonił. Nie było słońca, tylko księżyc. Już się ściemniło. Itachi będzie wściekły. Na pewno mnie poszukuje. Cóż, znów od niego dostanę w kość. – Skąd pochodzisz?
-Będę już szła. – odchodziłam. Zdążyłam dojść do wyjścia, ale uchwycił mnie odwracając do siebie. Nie był to aż taki mocny ból jakby był kiedyś.
-Nie ładnie tak się tak żegnać, a w dodatku pytałem skąd pochodzisz? Kwitnę tu od wielu lat, wiec należy mi się szacunek. Nikt dotąd mnie nie odwiedzał, nikt nie potrafił wejść, a jakaś dziewucha od tak tutaj wchodzi. Gadaj kim jesteś?  - pytał zły. Zdarł z moich ramion sukienkę. Spojrzał na moje ramię, gdzie miałam bliznę w kształcie korony. – jesteś córką Rin?
-Nawet jeśli, to co? – pytałam.
-Którą?
-Ostatnią. – zaśmiał się i odszedł trochę dalej. Nie miałam pojęcia o co tak naprawdę mu chodzi. Popatrzał na mnie.
-Dlatego czuje od ciebie tylko pół człowieka. Nie sądziłem, ze tak szybko się spotkamy. Już wiem dlaczego mogłaś tutaj wejść. Przecież córka wampira może wchodzić do jego posiadłości.
-Nie jestem córką wampira. – powiedziałam do niego.
-Owszem jesteś. – mówił uśmiechając się – Widać, że nikt ci nie powiedział kto jest twoim ojcem. A także twój drogi opiekun, który obiecał Rin nad Tobą opiekę. Przy łożu śmierci z pewnością chciałaby Cię strzegł do końca, aż zostaniesz wampirem. – patrzał na mnie. Znalazł się przy mnie. Nasze ciała się złączyły. Trzymał mnie za policzki i szyję. – jak się miewa mój bratanek? Co u Itachiego słychać?
-Nie wiem. Nie rozmawiam z Nim. – patrzał na mnie. Spojrzał na moją szyję i się zaśmiał
-Widać się Tobą rozkoszuje, co? Dobrą masz krew z pewnością, jesteś połączeniem człowieka z wampirem. A w dodatku twoja matka miała pyszną. Z pewnością będziesz dobrą przekąska dla innych. – mówił do mnie. Zbliżył się do mojej szyi, a serce biło jak oszalałe. – Potrzebuje trochę twojej krwi. – mówił. Wyrwałam się.
-Nie dam ci mojej krwi. Nawet nie wiem kim jesteś. Itachiego rozumiem, ale ciebie.
-Naprawdę to głupie tak uciekać, a kim jestem? Powinnaś już wiedzieć, że jestem twoim ojcem. – wypowiedział. – a ojciec ma większe prawo niż jego bratanek. Nie powiedział ci jeszcze? Nie mówił kto jest twoim ojcem? Dlaczego ciebie wziął do siebie? – pytał. – To jasne, by chronić Ciebie przede mną. Nie chciał byśmy się spotkali, dlatego mnie tutaj uwięził. Zapytaj się go o mnie gdy wrócisz. Na pewno ci odpowie na wszystkie pytania.  Teraz.. – znalazł się za mną. Dotknął mojej szyi, lecz wyrwałam się. W jego oczach było widać wściekłość.
-Nawet jeśli jesteś moim ojcem to i tak nie dam ci mojej krwi. – warknęłam.
-Nadal nie wierzysz, ze nim jestem, prawda? Typowe u kobiety, która była przez tyle lat oszukiwana. – powiedział do mnie. Znalazł ponownie się przy mnie i przyparł mnie do muru. Nie mogłam już od niego uciec. – Pokaże Ci w takim razie prawdę skoro nie potrafisz uwierzyć na słowo. – wgryzł się w moją szyję. Krzyknęłam z bólu, lecz co najgorsze widziałam jak w moim umyśle pojawia się obraz z przeszłości, gdzie była moja matka i On.





Było to w ogrodzie, gdzie każdy mógł przebywać. Mojego ojca widocznie nie było. Brunet pojawił się wtedy przed matką i wpatrywał pożądanym wzrokiem. Uklęknął przed nią, gdy ona czytała książkę wystraszyła się nie na żarty. Nie miałam pojęcia, że moja matka kiedyś czytała ksiązki z zainteresowaniem.
-Przestraszyłeś mnie. – wypowiedziała z delikatnością.
-Wybacz, królowo. – powiedział do niej z uśmiechem. – Za dużo czytasz. Może rozerwij się czasami, co? – zapytał ją.
-Nic ciekawego w mieście nie ma.
-A kto mówił o mieście. Jesteś młoda jeszcze, masz tyle dzieci, ale zawsze możesz się w inny sposób. Twój mąż chyba jest zbyt ślepy by to zauważyć.
-Ma dużo spraw na głowie, nie dziwie się mu. Nie mamy na nic czasu, aby oby dwoje spędzić. – powiedziała odkładając książkę na bok. Nie wiedziałam co zamierza zrobić, mężczyzna kucał przed nią.
-Chodź ze mną.
-Dokąd?
-Zobaczysz. – uchwycił ja i szybko pobiegł w dal do lasu. Przemierzał szybko i zatrzymał się na malej polanie, gdzie było jezioro. Postawił Rin, która delikatnie się uśmiechała. Podszedł bliżej jej i ucałował szyję.
-Nie mogę. – powiedziała wyrywając się – Słuchaj ja wiem, że chcesz dobrze, ale jednak muszę być wierna. Nie mogę tego zrobić. – wywrócił oczami. Znalazł się przy niej.
-Tego chcesz, prawda? Więc czemu się powstrzymujesz?
-Bo tak muszę. To… - obrócił ja do siebie wpatrując w jej oczy. Jego były czerwone z wściekłości. – Madara… - wypowiedziała z strachem.
-Nie powinienem, ale muszę. – powiedział. Razem  moją matka wylądowali na ziemi. Była przygnieciona jego ciałem. Nie potrafiła go zepchnąć, był dla niej za silny. Całował ja wszędzie gdzie popadło. A potem w nią wszedł gwałcąc brutalnie. Pojawiła się całkiem inna scena po tym, ale nie tak intensywniejsza jak poprzednia.
Moja matka siedziała na ławce w ogrodzie z moim ojcem. On się cieszył jak głupi, chyba wiedziałam o co chodzi. Powiedziała mu, że jest w ciąży, ale nie mówiła, że to nie jego. Odszedł od niej. Dotknęła swojego brzucha, który nie był mały. A ojciec by niby tego nie widział? Naprzeciwko niej pojawił się brunet, lecz nie ten sam. Westchnęła ciężko.
-Przyszedłeś po dziecko? – zapytała.
-Nie. Ono mnie nie obchodzi na razie. – mówił zimno – Przyszedłem Cię powiadomić, że Madara jest uwięziony w swoim pałacu, nie uwolni się przez lata, ale… - popatrzała na niego – jeśli spotka się z dzieckiem uda mu się uwolnić. Pomoże mu, lecz nieświadomie, a wtedy będzie życie niemowlęcia zagrożone. Dlatego jak na razie uważaj na dziecko i niech nie dowie się, że jego ojcem jest wampir.
-Wiem. Mam prośbę.
-Tak?
-Gdy będzie już w stanie, że będziesz musiał zabrać proszę cię zaopiekuj Nią się. Nie chcę aby była jak twój wujek. Ona ma mieć jeszcze dobre serce i się zakochać. Pragnę tego.
-Nie wiem czy to będzie możliwe, ale zrobię co w mojej mocy. – zniknął.
-Dziękuje.






Wszystko się urwało. Opadłam na kolana przetwarzając wszystko co zobaczyłam. On moja matkę zgwałcił by mieć z tego zabawę, a potem został tutaj uwięziony. I nieświadomie Go uwolnię? Jakim sposobem? Nie miałam pojęcia. Stał dalej ode mnie. Trzymałam się za krwawiącą żyłę. Nienawidzę wampirów, zawsze biorą co chcą. Wstałam i odchodziłam. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak jest. Zawsze najwięcej cierpię. Nie chce tak. Wyszłam z pomieszczenia zamykając drzwi. Znak zniknął na drzwiach, nie wiedziałam tylko dlaczego?
Szłam korytarzem i zauważyłam, że rośliny zaczęły wracać do życia? Trochę dziwne, ale nie moja w tym głowa. Wyszłam z budynku zamykając wrota. Zeszłam po schodach z marmuru. Szłam dalej. Usłyszałam ciche głosy wydobywające się z oczka wodnego? No bez przesady. Podeszłam do niego i popatrzałam. Zauważyłam blondyna, czerwono włosego i siwo włosego. Trzymał w dłoni czerwona różę. Woda nagle wyskoczyła na mnie i wciągnęła mnie w głąb. Płynęłam dalej. Bliżej zobaczyłam mężczyzn. Wynurzyłam się z oczka, byłam osłabiona. Nie wiem jak będę musiała tłumaczyć się Itachiemu. On nie uwierzy w różne bajeczki, będę musiała powiedzieć prawdę. Przeszłam obok nich. Nie miałam dużo krwi, więc szłam wolniej niż zawsze.
-Sakura, do cholery gdzie ty się podziewałaś? Jakim sposobem wyszłaś z oczka? – zapytał mnie blondyn. Spojrzałam na niego. Widziałam przyciemniony obraz. Chciałam dojść do sypialni i tam się położyć, ale przy tylu wampirach będzie to nie możliwe. Zniknęłam za rogiem. – On się wkurza na ciebie.
-Trudno – powiedziałam dosyć cicho. Nie miałam pojęcia jaki wściekły może być Itachi. Pchnęłam wolno drzwi i szłam niezdarnie przed siebie. Wszyscy na mnie popatrzeli. Sama nie wiedziałam jakim sposobem tak siebie urządziłam przez pieprzonego wampira. Wpadłam na kogoś. Chciałam minąć, ale uchwycił mnie za nadgarstek.
-Gdzie się podziewałaś?! – usłyszałam zły glos.
-Ja… Nie wiem. – upadłabym gdyby nie On. Popatrzałam na ową osobę. – Itachi… - wypowiedziałam delikatnie do niego – Wybacz mi. – uniósł mnie na rekach i prowadził w stronę sypialni. Nie miałam bladego pojęcia co on zamierza zrobić w tej chwili. Było trudno, ale musze wytrzymać. Wampiry i wampirzyce wpatrywały się w moją osobę, a w szczególności jak po mojej szyi spływał szkarłat. Ich oczy były napełnione pragnieniem do mnie, a raczej aby spożywać moja krew. Weszliśmy do pomieszczenia nie wiedziałam co tym razem chce zrobić. Nie chciałam nawet wiedzieć.

~*~
Wiem, że dialogi są enterm oddzielone, bo to inna przeglądarka. Nie jestem na swoim laptopie ;)

Rozdział siedemnasty


Stałam przed lustrem przyglądając się swojej sylwetce. Nie miałam na nic już ochoty po długiej kąpieli. Nie wiedziałam co robi mój król. Zaraz znowu usłyszę Jej głos, lub miała dosyć że ciągle robie bez jej wolni lub zgody. No i dobra, trzeba trochę się rozwinąć. Miałam nadzieje, że gdzieś się kręci. Może lepiej odpuścić dla dobra tamtej? Sama nie wiem, mnie do niego ciągnie. „Ale mnie nie ciągnie! Przestań za nim łazić. On jest jaki jest, przystojny i tak dalej, ale nie ma nic w sobie dobrego”. Zaśmiałam się z własnych myśli. To moje lepsze ja zawsze myślało inaczej.
Nie wiem czemu tak bardzo nie znosi Itachiego, przecież to taki słodziutki wampir, a jego krew jest taka pyszna! Mogłabym ją teraz  posmakować kolejny raz. Kurcze, od dawna mi nie pozwalał. Gdybym wzięła w swoje usta krwi z przeszłości, na pewno by się zezłościł ten z przyszłości. Dlaczego mi u diabła siedzi w głowie picie krwi! To przez moje drugie „ja” chce teraz sobie popić, a ja mam to samo uczucie! Zabijałam ludzi tymi rekami, co naprawdę mi się nie podobało. Nie chciałam tego, a jednak musiałam zrobić. Piłam ich krew, rozkoszując się nią. To było naprawdę dziwne.
Wyszłam z komnaty idąc przez korytarz. Błąkałam się w obłokach. Może jestem w swojej głowie, ale tutaj jest całkiem inaczej. Pełno czerwonych róż w takim ogrodzie? Nie wiedziałam czemu właśnie jestem tutaj. Pięknie było w mojej głowie, ale nie myślałam, że aż tak. Zatrzymałam się. Przede mną ujrzałam czerwono włosom kobietę. Minęliśmy się. Wyczułam, ze to nie koniec. Szybko odwróciłam się i przytrzymałam jej dłonie, z długimi pazurami, które chciały mnie zranić.
-Karin, Karin, Karin. - powiedziałam irytującym głosem. „To teraz się zacznie. Chętnie popatrzę”. Uśmiechnęłam się delikatnie. Trzymałam Ją w silnym uścisku uśmiechając się perfidnie. Czułam jak to moje drugie „Ja” nienawidzi tej osoby. Bardziej ode mnie. - jesteś nie grzeczna. - zbliżyłam się do jej ucha. Moje usta delikatnie dotykały jej płatka. - On i tak będzie mój. Tylko dla mnie… - pchnęłam ją. Upadła. Jej pomagierski pomogły jej wstać. Odwróciłam się napięcie odchodząc. Poczułam się strasznie głodna, ale nie za jedzeniem tylko za krwią. Czułam w oddali gdzieś ten przeszywający zapach. „Czy ty zawsze tak szybko głodniejesz?”
-Nie zawsze, ale często, gdy jestem wkurzona. - zaśmiałam się swoim melodyjnym głosem. Kroczyłam dalej. Usłyszałam świst z tyłu. Skoczyłam do góry przeskakując rudo włosom. Wyprostowałam się wpatrując z uśmiechem w przeciwnika. - Ktoś się wściekł. Wiesz, że złość piękności szkodzi, to działa na wampiry. - ruszyła na mnie. Ominęłam ją, lecz obróciłam się kopiąc ją z całej siły. Odleciała parę metrów wbijając się w ścianę. Jęknęła cicho. Cały zamek zatrząsł się. „Matko, ile siły! Czyś ty zwariowała?”
Nie mogłam w to uwierzyć co zobaczyłam. Moje drugie „Ja” miało podobną siłę do Itachiego w tej chwili. Patrzałam na Karin, która upadła z hukiem na posadzkę. Uśmiechnęłam się złowrogo. Podchodziłam w jej stronę.
-Sakura… - powiedziała do mnie cicho - To tylko namiastka Twojej mocy. - zaśmiała się. Westchnęłam cicho. Moje drugie „Ja” jest bardziej szalone ode mnie. Chciałabym wiedzieć jak to się stanie, ze zostanę wampirem? No jak! Przecież jad Itachiego jakoś na mnie nie działa, prawda? Zawsze mnie gryzie i nic. A niby w późniejszym czasie miało by być gorzej? Ja nie chce! Uchwyciłam Karin za włosy i ciągnęłam. Jej bliskie przyjaciółki patrzały na to z strachem w oczach? No proszę, chociaż ktoś ponosi konsekwencję… Rzuciłam ja o ścianę. Zauważyłam, że niedaleko stoi Sasuke. Spojrzałam na niego wściekła. Oddalił się o parę kroków. Chyba wiedział o co chodzi, zamienił moją siostrę w wampira. Zamachnęłam się z zamiarem uderzenia rudo włosej, ale moje ręka została powstrzymana. - Co jest…- moje drugie „Ja” próbowało wyszarpać, ale to było na nic. Obróciła się. Był to Itachi. Stał z zimnymi oczami wpatrując się we mnie. Przyglądała mu się uważnie.
-Witaj, kochanie.. - powiedział. To mnie zbiło z tropu. Kochanie? Czy On kompletnie oszalał? To było nie możliwe? On to powiedział. Może byłam w głowie mojej drugiej „Ja”, ale przecież Itachi takich rzeczy nie mówił.
-Bez jaj! - podniosłam głos. - Jak ty… a już myślałam, że się na chwilę uwolniłam. - zaśmiała się cicho. Pociągnął mnie za sobą. Czułam, ze ten uścisk nie jest mojego Itachiego, chwila nie mojego. Matko, co ja mówię! To jedynie przez moje drugie „Ja”. Zaczęłam się przyzwyczajać. Znaleźliśmy się w Sali tronowej. Wielkie wrota zostały zamknięte. Byłam tylko ja i On.
-Sama wiesz, ze ode mnie już się nie uwolnisz. - powiedział. Naprawdę coś tu nie grało, czy oni są aż tak głupie? Ta druga jest popaprana. Usiadłam zażenowana w ogrodzie, w którym się znajdowałam - w swojej głowie - chwyciłam płatek róży wzdychając ciężko. Patrzałam na scenę, którą odczuwałam.
-Naprawdę? No cóż dzień już się uwolniłam. - zaśmiało się drugie „Ja”. - Jak się dowiedziałeś, że jestem w przeszłości? - zapytałam. Dotknęłam jego policzka i poczułam jak nasze ciała się dotknęły. Nie chciałam na to patrzeć. Pokazał swoje kły, które były typowo większe niż u mnie jako wampira oczywiście.
-Jeśli mojej żoneczki nie ma na noc, musiałem podjąć środki. Znalazłem Cię przez lustro. Pokazała mi się Sakura z przeszłości. Jak myślisz co to znaczyło? Oczywiście domyśliłem się, że moje kochanie zostało wezwane. - zaśmiał się cicho. Odszedł ode mnie. Stał przy oknie, które było zasłonięte. - Teraz wrócimy do swoich czasów. - mówił zimno i władczo.
-Bez jaj. Nie mogę trochę tutaj pobyć?
-Nie. - mówił. Czułam „swoja” wściekłość do jego osoby. Zacisnęłam mocno dłonie. Widocznie chciała jeszcze poczuć się wolna. Co się w tamtym świecie dzieje? - Sama dobrze wiesz jak zakłócisz równowagę tego świata nie będzie zbyt dobrze, wtedy TO się nie stanie. - westchnęłam ciężko.
-Dobra. Jesteś upiardliwy. - powiedziała i pokazała swoje długie kły. Poczułam zamianę miejsc. Byłam już w swoim ciele, lecz czułam wściekłość mojego drugiego „ja”. Jeśli Karin się dowie, ze wtedy to nie byłam Ja. Będę miała po prostu nie ciekawe życie. Złapałam się za głowę, w której się kręciło. Czego było brak? Dotknęłam opuszkami ust, gdzie poczułam ostre kły. Własne. Popatrzałam na bruneta, który wpatrywałam się we mnie. Zacisnęłam zęby kalecząc się. Byłam na niego wściekła za wszystko. Przebudził we mnie moje drugie ja. On o nim dobrze wiedział. Kim do cholery jestem?
Nie mogę być zwykłą księżniczką. Zwykłe księżniczki nie mają zębów wampira i pragnienia krwi. Oddaliłam się o parę kroków, lecz poczułam mocny uchwyt na nadgarstku. Odwróciłam się i zamachnęłam się. Uderzyłam Go, co spowodowało tylko lekki ból. Wpatrywałam się w niego, a On we mnie. Nie byliśmy mile nastawieni do siebie, najprzynajmniej jeśli chodziło o mnie.
-Ty parszywa... gnido - jego oczy stały się inne. Wiedziałam, że się zdenerwował. Chciałam kolejny raz Go uderzyć, ale tym razem zatrzymał mój cios. Jego uśmiech był irytujący. Zrobiłam coś czego się nie spodziewałam. Kopnęłam go z całej siły w brzuch co spowodowało przebicie przez wrota, które się roztrzaskały. Zacisnęłam dłonie w pięść by emocje przestały brać górę, ale to było na nic. Moje rany zagoiły się. Odwróciłam się do wyjścia i wyszłam patrząc na mężczyznę śmiejącego się z tego wszystkiego.
-Tak ciebie to tknęło? Chciałem ci tylko coś pokazać? - zapytał. Warknęłam na niego groźnie. Wszyscy się wpatrywali. Czerwono włosa była podtrzymywana przez jednego z mężczyzn. Odbierałam ataki bruneta, który widocznie chciał zobaczyć siłę? Nie miałam ochoty z nim się cackać. Zniknął i zostałam uwięziona w żelaznym uścisku bruneta.
-Puszczaj mnie.. - mówiłam szeptem do niego. Przybliżył się do mojego ucha.
-A jak nie?
-To spłaszczę ci cos czego nie powinnam.
-Nie ładnie się zachowujesz. Nie jest przystało na prawowita następczynie tronu. - mówił do mnie i puścił. Odszedł. O czym On mówił? Nie byłam prawowitą następczynią tronu. Moja najstarsza siostra była. Spojrzałam na jego oddalającą sylwetkę. Odszedł znikając w ciemności. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Jak to prawowita następczyni tronu? Nie wiedziałam o co może mu chodzić. Na pewno sobie drwi ze mnie. Przeszłam obok innych wampirów i wyszłam z zamku. Wrota za mną zamknęły się. Przechodziłam obok róż., które były lekko pochylone. Zachwiałam się opierając o mury zamku.

Sakura…

Usłyszałam czyjś jadowity głos. Był spowodowany pragnieniem do mojej osoby. Nie miałam pojęcia dlaczego? Co to tak naprawdę miało oznaczać? Kim była owa osoba i co mogła chcieć ode mnie.

Moja córko, wyciągnij do mnie pomocna dłoń. Potrzebuje Ciebie. Jedynie co potrzebuje to trochę krwi prawowitego władcy tronu.

Wszystko zniknęło. Prawowity władca tronu? Mój ojciec? On dawno nie żyje. Już nigdy się nie pojawi. Miałam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży, a co gorsza.. mój ojciec nie żyję, więc kim jest owa osoba przemawiająca do mnie? Usiadłam nad oczkiem trzymając się za głowę. Otworzyłam powieki widząc swoje własne obicie jakby to było cos sensacyjnego. We własnych oczach zauważyłam pustkę. Zakręciło mi się w głowie. Padłam na trawę czując na policzku krople deszczu, lecz całkowicie straciłam świadomość z światem.








Słyszałam dziwna muzykę, była jakaś znajoma. Czułam jakby mnie przywoływała do jednego miejsca. Nie miałam pojęcia tylko jakiego. Pokazał się jeden z ogrodów i wielki pałac, był taki znajomy, tak jakbym była kiedyś w tym miejscu. Wszędzie kwiaty, ludzie, którzy przemieszczali się w rożne strony. Czy to na pewno byli ludzie? Nie, nie wybladło na to. Patrzałam na wszystkich przechodząc do przodu kamienna ścieszką. Szłam z gracją. Chyba byłam jakaś osobą, bo wszyscy patrzeli zdziwieni. Wchodziłam po marmurowych schodach, które były ozdobione kościami ludzkimi.  Weszłam całkiem do góry, a dalej zauważyłam długowłosego mężczyznę o czarnych włosach.. Z tyłu były nastroszone w niektórych miejscach. Obrócił się do mnie.  Na prawe strony opadał długi pas grzywki, tak samo po drugiej stronie ale nie zakrywał oka. Jego tęczówki były czerwone niczym kałuża krwi rozlana w porze zmierzchu. Na sobie miał ubraną szara koszulę, na to brązową kamizelkę, które lekko były odpięte, spodnie tego samego koloru co kamizelka. Na szyi wisiał talizman z tygrysiego oka oplatanymi różnymi elementami szmaragdu z szkarłatem. Na twarzy wystąpił lekki uśmiech.
-Sakura.. – wypowiedział zadowolony mężczyzna. – Moja córko. Nie świętujesz naszego zwycięstwa? – pytał. Jakie zwycięstwo? Nie wiedziałam o czym mężczyzna mówi. – Pomogłaś każdemu z nas, aby Itachi poległ. Przyjęcie jest na twoją cześć.
-Wiem, ojcze. – wypowiedziałam z zimnem w głosie – Dzięki Tobie wiem o wszystkim. – mówiłam. Podszedł do mnie i uchwycił za ramię. Kroczyliśmy razem do pałacu, gdzie w niektórych miejscach była kość słoniowa. Obejrzałam się w lustrze. Miałam długie włosy, skóra koloru mleka, czerwone tęczówki, a kły białe niczym dopiero spadnięty śnieg. Na sobie miałam czerwona suknie, która ciągnęła się za mną kawałek. Słyszałam kobiece krzyki z dołu..? Czułam wyrzuty sumienia. Nie myślałam, ze kiedyś poczuję.
-Nie jesteś zadowolona?
-Jestem, oczywiście, że jestem. Zawsze będę po Twojej stronie. Będziesz miał w każdej sytuacji rację. – odparłam z zimnem. Stanęliśmy w sali, gdzie za szkłem był sztylet. Rękojeść z kości słoniowej ozdobiona napisami hebrajskimi. Jako jedyna z nich wszystkich potrafiłam je przeczytać. Nikomu nie zdradzałam treści. Nikt nie musiał wiedzieć, w papierach wszystko  było źle napisane. Otworzył szkło i chwycił sztylet. Rzucił w moja stronę. Chwyciłam za rękojeść.
-Pora by całkowicie wszystko zakończyć. A ty udowodnisz, że jesteś po mojej stronie. – powiedział. – Jak zabijesz Itachiego będę wiedział, że Ty, jako moja jedyna córka zrodzona z człowieka stoisz po mojej stronie. – dotknął mojego policzka. – Udowodnij mi, z kim naprawdę trzymasz. – odeszliśmy na dół. Było słychać tupanie moich obcasów. Nie wiedziałam czy dobrze ronię, ale musze udowodnić swoją wierność Jemu. Nie zdradzę Go dla byle gnojka! Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie było sztuczne słońce, które zostało wyłączone. Stanęliśmy przed długo włosym brunetem, który wisiał blisko kuli sztucznego słońca. Nie wrzeszczał, nic nie robił.
-Opuścić Go. – zażądał ciemno włosy. Itachi wisiał teraz przed nami. – Teraz nadeszła twoja kolej, bratanku. Długo nie będziesz żył, tylko parę chwil. Sakura o to zadba. – odstąpił miejsca. Wpatrywałam się w niego. Podeszłam bliżej. Jego ciało było popalone. Ból ścisnął moje serce. Uniosłam głowę wpatrując się w jego twarz. W oczach widziałam ból i żal do mojej osoby. Uśmiechnęłam się delikatnie. Przeczytałam wszystko jeszcze raz na sztylecie. Zamachnęłam się.
-Nie rob tego Sakura! Itachi chciał dla ciebie dobrze, to Madara jest tym złym! – usłyszałam krzyk niebiesko włosej. Nie zwróciłam na to uwagi. Z całej siły uderzyłam w jego klatkę sztyletem, która na nowo przebiło serce. Zauważyłam czarną krew wypływającą z jego ciała. Zlizałam ją. Słyszałam śmiech za sobą. Jedna dłonią trzymałam nadal rękojeść i zaczęłam wypowiadać hebrajskie zaklęcie? Cicho, ale czułam jak moje ciało opuszczają siły. Upadlam na kolana wypowiadając nadal słowa, których nie powinnam, ale dla Niego to robiłam. Trzymałam jego nogę. Moje siły całkowicie odeszły. Padłam na posadzkę oddychając ciężko. Łapczywie łapałam powietrze. Znów stałam się pół- wampirem.!
-Co ty jej zrobiłeś! – krzyknął Madara. Usłyszałam głośne warkniecie z ust Itachiego. Z całej siły pociągnął łańcuchy. Urwał. Inni także zaczęli wracać do siebie. Nie miałam pojęcia czy to cokolwiek zmieni, ale oddałam mu siłę, a dzięki mu każdy inny zaczął posiadać. Straciłam przytomność.








Wstałam do pozycji siedzącej. Przytrzymałam się z głowę. Bolała. Poszłam w przyszłość, ale czemu? Co takiego miałam się z tego dowiedzieć? Nie byłam pewna swoich poczynań, ale na pewno w przyszłości zrobię coś złego, co mogę żałować. Nie chciałam być po stronie zła, ale jeśli to będzie konieczne. Nie, to nie będzie konieczne. Będę po stronie dobra i koniec, nigdy nie sięgnę po krew z własnej woli. Nie zabiję człowieka. Nigdy. Nie chce nawet o tym myśleć.
Lecz ten mężczyzna? Był wampirem, w dodatku chciał śmierci Itachiego? Dlaczego? Tego naprawdę nie wiedziałam. Co takiego zrobił brunet, że pragnął jego śmierci? Dlaczego właśnie Ja miałam Go zabić? Sprawdzić czy jestem lojalna, a tak naprawdę nie byłam. Uniosłam głowę patrząc przed siebie.
-Co jest grane? – zapytałam sama siebie.

Rozdział szesnasty


Nie była to Konan? Wiec kto? Nie chciałam się obracać, gdyż mogłam zobaczyć jednego z wampirów. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie z tej rasy. Potrzebowałam rozmowy z człowiekiem. A jedyny człowiek w moim otoczeniu jest dopiero w wiosce. Tyle, ze Temari na pewno myśli o mojej śmierci. A moja siostra i szwagier nie żyją.
Itachi, on wszystko zrobił by zepsuć mi życie. Wszystko! Całe moje życie legło w  gruzach gdy wszyscy moi bliscy zginęli. Piersi ojciec i inni, a teraz najbliższa siostra i szwagier. Nikt mnie nie szanował oprócz Nich. Moją nowa rodziną miały być inne wampiry, ale tak nie mogło być. Oni mnie by nigdy nie zrozumieli…
Egzystencja mojego życia legła szybciej niż mogłam się spodziewać. A teraz muszę żyć w samotności, nic mi nie pomoże. A nie pozwolę zamienić siebie w wampira, nie mogę nim się stać. Człowieczeństwo jest o wiele ważniejsze. Z nieśmiertelności nie mam jak korzystać? Jedynie mogę patrzeć jak rozwija się świat. To jedynie pierwsza z jednej korzyści. Tak bardzo chciałabym to cofnąć…
Westchnęłam cicho myśląc o swojej przyszłości.
Niby mam być z Itachim? Nie ma mowy. Nigdy z nim nie będę. To było by śmieszne, gdybyśmy się w sobie zakochali. On robi okrutne rzeczy, ale to jest wampir co mogę oczekiwać od nich wszystkich? Nie zrobią żadnej miłej rzeczy, która mnie zadowoli. Odwróciłam głowę w bok wpatrując się w odsłonięte okno. Tak bardzo chciałabym, aby wyszło słońce i mogłabym wyjść sama. Być sama na sam z swoimi myślami.
-Sakura, porozmawiaj ze mną. - melodyjny głos przemawiał do mnie. Westchnęłam. Nie chciałam rozmawiać z wampirem, ale w końcu wstałam do pozycji siedzącej. Zamarłam. Jej twarz była taka biała. Gdybym na pewno dotknęła była by zimna i delikatna. Włosy delikatnie opadały na ramiona, jak i na czoło. Ręce takiego samego koloru, jedynie paznokcie wymalowane na czerwono. Suknia krwistej czerwieni…
-Hinata..? - zapytałam cicho.
-Tak, to ja. - uśmiechnęła się. Z jej ust wyszły dwa białe kły. Wstałam odsuwając się od niej. Nie chciałem tego, tego wszystkiego. Ona nie miała się stać wampirem. Miała być śmiertelna dożyć spokojnej starości, a teraz wszystko poszło na marne.
-Co z Naruto?
-Wszystko dobrze. Nic mu nie jest. Teraz przechodzi ceremonie przejścia stania się wampirem. Nie sądziłam, ze to takie ciekawe. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o tym co tu się dzieje? Wszystko dzisiaj się tutaj naprawdę ciekawie. Cieszę się, że jestem bliżej siebie. - ignorowałam tobą co mówiła. Ona po prostu nic nie rozumiała. Jak ona mogła się cieszyć z zostania nieśmiertelną? To było nie do pojęcia.
-Zastanawiałaś się co z królestwem? - zapytałam patrząc na nią. Nie miała czerwonych oczu. Były po prostu ciemniejsze od normalniejszych, które posiadała. Spojrzała w bok uśmiechając się.  Zastanawiałam się zawsze co będzie, gdy ona zniknie i jak także szwagier odejdzie. Teraz jest taka sytuacja. Nie mogła opuścić mieszkańców miasta…  ja bym tego nie zrobiła, gdybym była człowiekiem, lecz teraz nie mogę pozwolić jej rządzić.
-Już wszystko zrobiłam. Królestwo przekazałam swojemu królowi.
-Swojemu królo.. - nie dokończyłam. Domyśliłam się o kogo mu chodzi - Co!! Czyś ty zwariowała? On nie może rządzić królestwem. To wampir! On wszystkich zabije. Powiedz mi ze tego nie zrobiłaś, jako wampir on nie może. - mówiłam do niej.
-Przypominam ci droga siostro, ze ja także jestem nieśmiertelna. Nie wrócę do wioski, jedynie żeby się pożywić. Dobrze o tym wiesz. Teraz nie będę żywą istotą, umarłam. Jego brat mnie zabił, dzięki niemu mogę doświadczyć tak wspaniałego życia. - chciała podejść do mnie, lecz odsunęłam się. Nie chciałam z nią teraz być blisko. Jedynie co mnie nurtowało, to pytanie „Czemu oddała królestwo w tak ohydne i zakrwawione ręce?”. - Sakura nic ci nie zrobię. Dlatego mogłam do ciebie przyjść, dzięki krwi mogę..
-Nie chce tego słuchać! - krzyknęłam na nią. - Wiesz co ty w ogóle zrobiłaś? Oddałaś to co kochałaś. Dlaczego to zrobiłaś? On nigdy nie zrobi niczego dobrego dla tego królestwa. Każdy będzie się bał Jego obecności. Nikt mu nie wyjdzie naprzeciw. To królestwo nie będzie już takie jak kiedyś będzie się zwało : Królestwo Nocy. - mówiłam do niej. Obeszłam i stanęłam przy oknie. Patrzałam się na oczko i zacisnęłam dłonie. Nigdy ci nie wybaczę, pomyślałam. Czy to możliwe, ze sama do siebie będę miała urazę. Moje drugie „ja” z przyszłości kocha Itachiego. Lecz dlaczego tak to się potoczyło? Coś musiało się stać za co byłam wdzięczna. Tylko za co? Musiałam w jakiś sposób do niego się zbliżać, wiedzieć więcej niż ktokolwiek. Tylko jak dla mnie to by było niewiarygodne.
-Opowiadasz bzdury. Ludzie są dla nas pożywieniem. - roześmiałam się cicho i spojrzałam na nią zła. Ona nie wiedziała teraz co mówi. Chciałabym ją poturbować, ale ona nawet teraz jest ode mnie silna.
-Dla nas? - zapytałam retorycznie. Nie miałam ochoty słuchać jej odpowiedzi. Jeśli się pokłócimy to będzie pierwszy raz. - Nie moja droga. Ja jestem człowiekiem. To on mi wpycha krew, abym pila. Nie wiem czemu i nie chce wiedzieć. - zrobiła minę jakby cos wiedziała, ale nie może powiedzieć. - Ale nigdy z własnej woli nie będę piła ludzkiej krwi!! - krzyknęłam na nią. Patrzałam jak oddaliła się o pół kroku. Nie miałam pojęcia czemu to zrobiła, lecz znów to czułam. Szczypanie w oczach. Nie wiem czy to robiła wściekłość czy coś innego, ale dzisiejszy dzień jest straszny. Tak mogę go nazwać. Nie mam innego sposobu. Otworzyłam okno balkonowe i stanęłam na nim. Zawsze byłam delikatna, a teraz gdy wrze we mnie wściekłość mogę zrobić wszystko.
-Nie rób tego.
-Dlaczego? Tu nie ma dla mnie miejsca. To nie moje życie. Gdy zginę będę z matką. Ona mnie ustrzeże przed całym niebezpieczeństwem.
-Skąd pewność, ze do niej trafisz? - zapytała siostra - Może pójdziesz gdzie indziej, tam gdzie ludzie żyją w wygnaniu. Skąd ta pewność u ciebie?
-Po prostu czuję to w głębi serca. Moja dusza tkwi w niej, a ona we mnie. Tak jakbyśmy siebie czuły nawzajem. Zawsze mnie chroniła przed niebezpieczeństwem. To może teraz też. Tak jakby jej śmierć była celem, ale dusza tkwiła we mnie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Nadal obwiniałam się za śmierć matki, ale zawsze czułam na sercu, że ona mnie chroni. Każda sekunda mojego życia była inna. Byłam traktowana inaczej od innych księżniczek. Byłam po prostu inna, lecz teraz to może się skończyć. Zrobiłam następny krok. Spadłam w dół wolno. Tak mi się zdawało… Moja matka była jedną z tych których kochałam najbardziej. Przymknęłam powieki i zamiast matki ujrzałam kogoś zupełnie innego. Dlaczego Jego? Poczułam mocne szarpniecie za nadgarstek i chłód oplątujące moje całe ciało. Jego? Tylko nie to. Jego zapach był taki przyciągający, i to bardzo. Ale był intensywniejszy niż zawsze, tak mi się zdawało. Jego ręce były na moich łopatkach, czułam jak zacisnął mocniej. Jęknęłam cicho z bólu.
-Hinata, wyjdź. - polecił. Ona się skłoniła i wyszła zamykając za sobą drzwi. Trzask okna zbudził mnie całkowicie z transu, w który mnie wprowadził. Uchwycił mnie za przed ramiona. Odwróciłam wzrok by na niego nie patrzeć. W prawym ramieniu poczułam ulgę, gdy wziął swoja dłoń. Pieczenie prawego policzka było okropne. Uderzył mnie bez żadnego zastanowienie, lecz zrobił to ludzkim gestem. Takim jakim się po nim się nie spodziewałam. On nie mógł posiąść takich delikatnych ruchów. - Co ty sobie wyobrażasz?! - uniósł głos. Patrzałam na niego, z politowaniem. - Jak możesz sobie skakać?! Zachowujesz się jak przystało na gówniarę. - mówił. Wyszarpałam się.
-Nie kieruj moim życiem! Dosyć już niszczyłeś. Przez ciebie nie mam nikogo!
-Nie masz? Widzisz raczej jeszcze masz siostrę.
-Nie.. - powiedziałam. - Ona już nią nie jest. Jej człowieczeństwo zostało zniszczone. Ja miałam siostrę człowieka, a nie wampira. Ty.. - zamilkłam patrząc na jego twarz. Uśmiechał się delikatnie? To jakieś kpiny. Mówię mu o swoich uczuciach dotyczących tego, a on bezczelnie się uśmiecha? Co za drań! Nie wybaczę mu tego. Jego czerwone oczy były spragnione. No nie, znowu? Ja już mam dosyć. Jak on może pragnąć cały czas mojej krwi, ona jest inna niż pozostałe? Sama nie rozumiałam. - Nie zbliżaj się. - zignorował to. Cofnęłam się i upadłam na wielkie łoże. Popierałam się łokciami, chciałam wstać, lecz było za późno. Jego ręce były blisko mnie. Oddalałam się coraz bardziej. Chwycił za skrawek sukienki. Szarpałam materiał.. - Puszczaj! - krzyknęłam szarpiąc materiał. Jego kły się ukazały. Dobra wyglądał w tym dość pociągająco, ale nie mogłam pogodzić się z prawda że będzie mnie ponownie gryzł.
-Czego się boisz?
-Ciebie. Stałeś się ostatnio jakiś dziwny. To nienormalne. - powiedziałam do niego - Masz ty jakieś popędy seksualne? - zapytałam prosto z mostu. Zdziwiła go takie pytanie. Uniósł jedna brew i zaśmiał się głośno odsuwając się ode mnie na parę kroków. Jego dłoń nie puszczała sukienki.
-Nie, nie mam. - śmiał się odgarynając włosy z czoła. Przybliżył się ponownie. - jeszcze nie mam. - czekaj chwile, czyli to prawda co się mówiło drugie „ja”. Wampiry maja jakiś dzień gdzie są groźni i chcą się kochać? Tylko nie to! - A skąd ci przyszło to do głowy?
-Ja.. tak tylko. - co za głupia wymówka. Tak tylko? No jasne, jeszcze się skapnie. Sakura jesteś do niczego z takim rozważaniami. Puścił materiał i przyciągnęłam go do siebie. Byłam na drugiej stronie łóżka. Chciałam odejść, lecz stanął na mojej drodze. Nie mogłam w tej chwili nigdzie pójść.  - Co.. Co chcesz? - jąkałam się.
-Niczego…  - przerwał patrząc się na drzwi. - najwyraźniej ludzie nas nie doceniają. - zaśmiał się. Oderwał się ode mnie i odchodził. Nie wiedziałam czemu, ale usłyszałam huk dobiegający z zewnątrz. Podeszłam do okna, co mnie zdziwiło, że zobaczyłam siebie w tafli oczka wodnego. Zobaczyłam siebie, jak oblizuje zadrwione wargi. Obróciłam się do wnętrza pokoju.. na środku stał brunet i wpatrywał się we mnie. Jego blada skóra była idealna dla faceta. Podchodził do mnie lecz nic tym razem nie robiłam. Stałam i wpatrywałam się w niego jak zaklęta.
-Nie możesz.. - zaczęłam. Jego dłoń znalazła się na policzku i zjechała na szyję. Przybliżył swoje usta do tętnicy.
-Nie możesz na to patrzeć. To nie na twoje oczy. - powiedział - Nie jesteś przyzwyczajona do takiego widoku. Tylko teraz, a później już będzie lepiej. - wyślizgnęłam się z jego objęć. Tak bardzo chciałam się stad wydostać, uchwyciłam klamkę. Lecz zostałam złapana.
-Puszczaj. - powiedziałam. Jego ręce zostały splecione na moim brzuchu, a jego usta przywarły do mojej szyi. - Nie, zostaw. Nie chcę tego. - powiedziałam. Jego ręce były zimne, czułam przeszywające zimno. Każda komórka ciała czuła...
-Wiem o tym, ale teraz musisz. - poczułam ból w szyi. Dwa kły wbiły się w tętnicę. Krzyknęłam. Dlaczego w to samo miejsce? To naprawdę boli.

„Nie rób tego. On ci pomoże. Tak będzie lepiej dla nas oboje.”

Przymknęłam powieki słysząc moje drugie ja. Zacisnęłam dłonie w pięści, jego dłoń ześlizgnęła się do nadgarstka. Rozluźniłam dłoń i uchwycił splatając ze swoją dłonią. Siły opuszczały mnie coraz szybciej. Oddychałam coraz wolniej, traciłam także świadomość. Oderwał się ode mnie i wziął w swoje ramiona.
-Wybacz mi - położył na łóżku. W jego dłoni zauważyłam kieliszek na długiej stópce ozłacany, a także wysadzany brylantami i szafirami. Przez szkło prześwitywała czerwona ciecz.. Nagryzł sobie żyłę w nadgarstku, zacisnął pięść, i  spora ilość krwi zleciała do kielicha. Nie było to taka jak ludzka, czarna! Gdy skapnęła z naczynia unosiła się para.
-Co ty chcesz zrobić? - poczułam jak moje ręce zaciskają się na prześcieradle. Uklęknął na jedno kolano i uchwycił mnie za ramię i uniósł delikatnie. Przystawił mi naczynie bym wypiła. Lecz nie potrafiłam zrobić nawet tego.
-No to inaczej zrobimy. - wypowiedział i jednym łykiem wypił zawartość kielicha? Nie możliwe. On nie chciał tego wypić. Coś kombinuje. Uchwycił moją twarz robiąc dzióbek z ust. Wpił się w wargi, lecz poczułam ciecz napływającą do buzi. Nie, o to mu chodziło? Nie szarpałam się. Nie miałam na to ani odrobiny siły. Przymknęłam powieki. Nie z przyjemności lecz ze zmęczenia.
-Śpij smacznie przez ta małą chwilę. - odpłynęłam w daleki świat nie słysząc ani jego ani niczego innego. Była głucha cisza. Wszędzie widziałam jedynie ciemność, nie mogłam nic innego dostrzec. Stałam, chciałam ruszyć, ale moje nogi były uwięzione. Z daleka widziałam zbliżającą się do mnie postać. W nogach poczułam ból, który doskwierał coraz bardziej zbliżając się ku górze.
-Co On ode mnie chce? - zapytał melodyjny kobiecy głos. - po co mnie wzywa? Jeszcze nie twój czas, a chce cię sprawdzić? Mogłam się tego spodziewać. - westchnęła. Zauważyłam jak łodyga od róży oplątuje mnie coraz bardziej. Moje nogi,  tułowie, ręce zostały oplątane, a na nich po chwili wykwitły róże, tam gdzie rozkwitły pąki.  Czerwona róża oznaczała miłość, ale nie mogłam teraz być tego taka pewna. Przede mną stanęło moje drugie „ja”. Włosy miała spięte w kitku do góry, a grzywka opadała jej na lewą stronę, z drugiej miała spuszczony długi kosmyk różowych włosów. Kształtne usta umalowane na krwistą czerwień podkreślały kolor oczu. Tak, miała czerwone. Była głodna, widziałam to po niej. Na sobie miała jedynie bluzkę sięgającą do połowy ud, a nogi były bose. Biała skóra była jak mleko? Wpatrywała się we mnie swoimi oczami. Krwista czerwień przerażała mnie jeszcze bardziej niż zwykle.
-Co sprawdzić?
-Twoje wewnętrzne umiejętności. Chce to szybciej sprawdzić niż zawsze, choć na pewno jeszcze chce pomocy aby ludzi zamordować mam racje? Zawsze był w gorącej wodzie kąpany. Czy już Hinata przekazała mu królestwo? - zdziwiłam się tą reakcja - Tak myślałam. No wyjdzie z tego bez szwanku, ale nie chce mieć ofiar. Nie dziwię się mu.. - złapała mnie za dłoń. Jej oczy były zwrócone do mnie. Były takie przeszywające, że mogły zabić człowieka. Wszyscy by się bali, były podobne do Itachiego. Splątała drugą dłoń. Róże tez oplątały jej idealne ciało. - Zamiana lub przywiązanie co wolisz?
-Słucham?
-Ty musisz się zdecydować, zamiana jest chwilowa. A przywiązanie wieczne. - powiedziała - Zmiana polega na paru dniach, lecz ty będziesz tego świadoma. Będziemy mogły oby dwie rozmawiać, lecz ja będę ciebie słyszała nikt więcej. Przywołanie, będziemy połączone wiecznością, a gdy już przejdziesz przemianę nie będziesz pamiętała swojego człowieczeństwa.
-Zamiana
-Tak myślałam. - nie wiedziałam co się stało,  ale czułam się dziwnie. Odwróciła się plecami do mnie i tak jakby zniknęła, ale czułam jak moja świadomość zastępuje się inna. A jej obecność wyczuwałam w sobie. Każda komórka była ogarnięta nadprzyrodzoną siła. Taką o której nigdy nie mogłam myśleć. -Gotowa? W końcu zobaczysz jaka będziesz silna w przyszłości. Zobaczysz siebie taką jaką chciał ciebie widzieć Itachi. - nie odpowiedziałam. Wszystko było takie jasne jak słońce, czułam jej moc w sobie i teraz mogę zobaczyć jeszcze więcej.
Otworzyłam powieki, a raczej otworzyliśmy. Ona była jedyną częścią mnie, a raczej dopełnieniem. Wstała z gracją. Nie mogłam wykryć w tych ruchach ani fałszywego odruchu. Były wykonane idealnie. Gdy stanęłam na równych nogach, suknia zaszumiała. Założyłam czarne buty na obcasie. Czarne z cekinkami wokół otworu. Przeszłam dalej i stanęłam koło lustra. Spojrzałam na siebie, raczej na drugie „ja”. Westchnęłam cicho.
-Czym się przejmujesz? Nie chcesz bym tu była? Spokojnie, nic takiego się nie stanie. Mam zamiar jeszcze komuś tylko dokopać, aby tobie nic nie robiła. - uśmiechnęła się delikatnie ukazując swoje śnieżno białe kły. Ramiona miała odkryte. Nie było widać piersi, jedynie całe ręce. Na prawej była zawiązana wstążka, na nadgarstku na kokardkę.. Od piersi w dół był umieszczony czarny materiał, okrywał całą suknie. Na to nałożona była czarna skóra  zawiązywana sznurkiem na piersiach. U dołu miała małe falbany w różnych miejscach. Oczy miałam tego samego koloru co przedtem - czerwone. A usta kształtne i tego samego koloru co tęczówki. Włosy delikatnie się kręciły. Delikatnie odgarnęłam do tyłu i grzywkę więzła na lewą stronę. Układała się bardziej seksownie niż przedtem. Podkreślała to jeszcze mleczna skóra… - Będziesz musiała mi wybaczyć za to co zrobię. Ty byś jako człowiek tego nie zrobiła, lecz teraz nim nie jesteś. Pamiętaj to. - podeszłam do końca łoża i sięgnęła po coś. Wyciągnęła kaburę? Ona wiedziała, ze to tam się znajduje. Moje drugie „ja” wie o tym miejscu więcej niż ja sama. Chwyciła za rękojeść i wyciągnęła. Sztylet zabłysną srebrnym blaskiem. - To zaczniemy mała zabawę. - wyszła z pomieszczenia. Doszedł do mnie dźwięk walki. Oni musieli walczyć z ludźmi? A może to nie tylko ludzie. Tak bardzo chciałabym aby byłam w błędzie. Tyle, ze jest zbyt głupia o myśleniu w taki sposób. Przymknęłam powieki idąc dalej. Stanęłam przed frontowymi drzwiami, które otworzyły się przede mną z hukiem. Z gracja wyszłam na świeże powietrze. Wszędzie widziałam ludzi z sztyletami. Uśmiechnęłam się chytro, ukazując swoje białe kły. Piersi też miałam o wiele większe. Każda partia ciała była bardziej wyrzeźbiona niż przedtem.
-Co jest? Czy to Sakura? - usłyszałam pytania w moim imieniu. Odgarnęłam delikatnie swoje włosy do tyłu. Do moich nozdrzy doszedł ostry zapach słodkiej krwi. Wolno oblizałam wargi. „Nie mogłaś wcześniej czegoś zjeść?” - mówiłam w naszych myślach.
-No wybacz, ale nie miałam kiedy skoro właśnie chciałam się najeść a tu musiałam z tobą się spotkać. To nie wybaczalne, a miałam taki smaczny kąsek. - zaśmiałam się cicho. Odwróciłam się szybko i krew trysnęła na mnie. Była cała oblana szkarłatem. Ręka była cała od ciepłej cieczy. Oblizałam od nadgarstka do kostek. Fala rozkoszy wybuchła we mnie jak dynamit. Było smaczne. - Dobra, prawda? - nie odezwałam się wewnątrz siebie. Jak to dziwnie brzmi. Ona walczyła, a ja byłam w jej głowie. Nasze ciała były zjednoczone. Zabijała tych, którzy nas atakowali. Byłam pewna, że wszyscy zginą. Rozerwała jednego człowieka na pół w linii pionowej. Rozpadł się na dwie części, a krew tryskała na wszystkie kierunki. Na nogach wirowało ciepło. Zamachnęłam się lecz zostałam złapana za rękojeść miecza. Był to nie kto inny jak Uchiha. Zawiał wiatr bawiąc się naszymi kosmykami. - No patrzcie, kogo ja widzę. - patrzałam na niego. Nie wiedziałam jak to wszystko zrobić. Szybko zbliżyłam się do niego i zamachnęłam się mieczem wbijając w niego? Nie możliwe. Wszystkie wampiry na to spojrzeli. Moje ciało przywierało do Jego. Spojrzałam przez jego ramię. Pchnęłam mocniej. Za brunetem stał jeden z ludzi. Jego martwe ciało upadło z hukiem i wbiło się w posadzkę. -I..ta..chi. - przeliterowałam. - jesteś taki sam  kochanie. - powiedziałam. „och weź przestań.  Kochanie? Czy ty nie przesadzasz. On nie będzie nigdy moim wybrankiem.”
-Oj to ty zaczynasz znowu z tym samym. Ja ci mówię ze będzie. - uśmiechnęłam się delikatnie. Odchodziłam do zamku by odpocząć. Po prostu nie chciało mi się walczyć, taką odczułam wolę. Wolę mojej drugiej „ja”. Choć każdy już uciekał. Wbiłam miecz, na którym były hebrajskie napisy. Spojrzałam na jednego mężczyznę, który stał i się wpatrywał we mnie? Hm.. Ciekawe. Pojawiłam się blisko niego. „Nie rób tego. Nie możesz!”. Wpiłam się w jego szyję i zaczęłam wystawać z  niego życiodajną ciecz. Była im potrzebna do życia, a teraz piłam ja, a raczej chłeptałam. Musiałam w końcu się najeść. Puściłam go  i spadał w kanion. Popatrzałam na innych, którzy się dziwili mojej postawie. - To żenujące. - westchnęłam. Ukryłam kły i ruszyłam przed siebie biorąc miecz, który wzięłam z sypialni. Krew nadal płynęła w moich żyłam tak jak nigdy. Byłam nią cała rozgrzana, aż chciałam więcej. Co mi u diabla odbiło? Czy Itachi specjalnie sprowadził moje drugie „ja”? Chce coś osiągnąć, czy nie?
Przeszłam obok niego nie przejmując się niczym. Chwyciłam rękojeść miecza i zniknęłam w ciemnościach zamku. Teraz chciałam zostać sama. Powinnam skoczyć się wykąpać, ale gdzie? W tym jeziorze? To będzie najlepszy pomysł. Ruszyłam przed korytarz do Konan, by dała mi nową sukienkę.