czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział siedemnasty


Stałam przed lustrem przyglądając się swojej sylwetce. Nie miałam na nic już ochoty po długiej kąpieli. Nie wiedziałam co robi mój król. Zaraz znowu usłyszę Jej głos, lub miała dosyć że ciągle robie bez jej wolni lub zgody. No i dobra, trzeba trochę się rozwinąć. Miałam nadzieje, że gdzieś się kręci. Może lepiej odpuścić dla dobra tamtej? Sama nie wiem, mnie do niego ciągnie. „Ale mnie nie ciągnie! Przestań za nim łazić. On jest jaki jest, przystojny i tak dalej, ale nie ma nic w sobie dobrego”. Zaśmiałam się z własnych myśli. To moje lepsze ja zawsze myślało inaczej.
Nie wiem czemu tak bardzo nie znosi Itachiego, przecież to taki słodziutki wampir, a jego krew jest taka pyszna! Mogłabym ją teraz  posmakować kolejny raz. Kurcze, od dawna mi nie pozwalał. Gdybym wzięła w swoje usta krwi z przeszłości, na pewno by się zezłościł ten z przyszłości. Dlaczego mi u diabła siedzi w głowie picie krwi! To przez moje drugie „ja” chce teraz sobie popić, a ja mam to samo uczucie! Zabijałam ludzi tymi rekami, co naprawdę mi się nie podobało. Nie chciałam tego, a jednak musiałam zrobić. Piłam ich krew, rozkoszując się nią. To było naprawdę dziwne.
Wyszłam z komnaty idąc przez korytarz. Błąkałam się w obłokach. Może jestem w swojej głowie, ale tutaj jest całkiem inaczej. Pełno czerwonych róż w takim ogrodzie? Nie wiedziałam czemu właśnie jestem tutaj. Pięknie było w mojej głowie, ale nie myślałam, że aż tak. Zatrzymałam się. Przede mną ujrzałam czerwono włosom kobietę. Minęliśmy się. Wyczułam, ze to nie koniec. Szybko odwróciłam się i przytrzymałam jej dłonie, z długimi pazurami, które chciały mnie zranić.
-Karin, Karin, Karin. - powiedziałam irytującym głosem. „To teraz się zacznie. Chętnie popatrzę”. Uśmiechnęłam się delikatnie. Trzymałam Ją w silnym uścisku uśmiechając się perfidnie. Czułam jak to moje drugie „Ja” nienawidzi tej osoby. Bardziej ode mnie. - jesteś nie grzeczna. - zbliżyłam się do jej ucha. Moje usta delikatnie dotykały jej płatka. - On i tak będzie mój. Tylko dla mnie… - pchnęłam ją. Upadła. Jej pomagierski pomogły jej wstać. Odwróciłam się napięcie odchodząc. Poczułam się strasznie głodna, ale nie za jedzeniem tylko za krwią. Czułam w oddali gdzieś ten przeszywający zapach. „Czy ty zawsze tak szybko głodniejesz?”
-Nie zawsze, ale często, gdy jestem wkurzona. - zaśmiałam się swoim melodyjnym głosem. Kroczyłam dalej. Usłyszałam świst z tyłu. Skoczyłam do góry przeskakując rudo włosom. Wyprostowałam się wpatrując z uśmiechem w przeciwnika. - Ktoś się wściekł. Wiesz, że złość piękności szkodzi, to działa na wampiry. - ruszyła na mnie. Ominęłam ją, lecz obróciłam się kopiąc ją z całej siły. Odleciała parę metrów wbijając się w ścianę. Jęknęła cicho. Cały zamek zatrząsł się. „Matko, ile siły! Czyś ty zwariowała?”
Nie mogłam w to uwierzyć co zobaczyłam. Moje drugie „Ja” miało podobną siłę do Itachiego w tej chwili. Patrzałam na Karin, która upadła z hukiem na posadzkę. Uśmiechnęłam się złowrogo. Podchodziłam w jej stronę.
-Sakura… - powiedziała do mnie cicho - To tylko namiastka Twojej mocy. - zaśmiała się. Westchnęłam cicho. Moje drugie „Ja” jest bardziej szalone ode mnie. Chciałabym wiedzieć jak to się stanie, ze zostanę wampirem? No jak! Przecież jad Itachiego jakoś na mnie nie działa, prawda? Zawsze mnie gryzie i nic. A niby w późniejszym czasie miało by być gorzej? Ja nie chce! Uchwyciłam Karin za włosy i ciągnęłam. Jej bliskie przyjaciółki patrzały na to z strachem w oczach? No proszę, chociaż ktoś ponosi konsekwencję… Rzuciłam ja o ścianę. Zauważyłam, że niedaleko stoi Sasuke. Spojrzałam na niego wściekła. Oddalił się o parę kroków. Chyba wiedział o co chodzi, zamienił moją siostrę w wampira. Zamachnęłam się z zamiarem uderzenia rudo włosej, ale moje ręka została powstrzymana. - Co jest…- moje drugie „Ja” próbowało wyszarpać, ale to było na nic. Obróciła się. Był to Itachi. Stał z zimnymi oczami wpatrując się we mnie. Przyglądała mu się uważnie.
-Witaj, kochanie.. - powiedział. To mnie zbiło z tropu. Kochanie? Czy On kompletnie oszalał? To było nie możliwe? On to powiedział. Może byłam w głowie mojej drugiej „Ja”, ale przecież Itachi takich rzeczy nie mówił.
-Bez jaj! - podniosłam głos. - Jak ty… a już myślałam, że się na chwilę uwolniłam. - zaśmiała się cicho. Pociągnął mnie za sobą. Czułam, ze ten uścisk nie jest mojego Itachiego, chwila nie mojego. Matko, co ja mówię! To jedynie przez moje drugie „Ja”. Zaczęłam się przyzwyczajać. Znaleźliśmy się w Sali tronowej. Wielkie wrota zostały zamknięte. Byłam tylko ja i On.
-Sama wiesz, ze ode mnie już się nie uwolnisz. - powiedział. Naprawdę coś tu nie grało, czy oni są aż tak głupie? Ta druga jest popaprana. Usiadłam zażenowana w ogrodzie, w którym się znajdowałam - w swojej głowie - chwyciłam płatek róży wzdychając ciężko. Patrzałam na scenę, którą odczuwałam.
-Naprawdę? No cóż dzień już się uwolniłam. - zaśmiało się drugie „Ja”. - Jak się dowiedziałeś, że jestem w przeszłości? - zapytałam. Dotknęłam jego policzka i poczułam jak nasze ciała się dotknęły. Nie chciałam na to patrzeć. Pokazał swoje kły, które były typowo większe niż u mnie jako wampira oczywiście.
-Jeśli mojej żoneczki nie ma na noc, musiałem podjąć środki. Znalazłem Cię przez lustro. Pokazała mi się Sakura z przeszłości. Jak myślisz co to znaczyło? Oczywiście domyśliłem się, że moje kochanie zostało wezwane. - zaśmiał się cicho. Odszedł ode mnie. Stał przy oknie, które było zasłonięte. - Teraz wrócimy do swoich czasów. - mówił zimno i władczo.
-Bez jaj. Nie mogę trochę tutaj pobyć?
-Nie. - mówił. Czułam „swoja” wściekłość do jego osoby. Zacisnęłam mocno dłonie. Widocznie chciała jeszcze poczuć się wolna. Co się w tamtym świecie dzieje? - Sama dobrze wiesz jak zakłócisz równowagę tego świata nie będzie zbyt dobrze, wtedy TO się nie stanie. - westchnęłam ciężko.
-Dobra. Jesteś upiardliwy. - powiedziała i pokazała swoje długie kły. Poczułam zamianę miejsc. Byłam już w swoim ciele, lecz czułam wściekłość mojego drugiego „ja”. Jeśli Karin się dowie, ze wtedy to nie byłam Ja. Będę miała po prostu nie ciekawe życie. Złapałam się za głowę, w której się kręciło. Czego było brak? Dotknęłam opuszkami ust, gdzie poczułam ostre kły. Własne. Popatrzałam na bruneta, który wpatrywałam się we mnie. Zacisnęłam zęby kalecząc się. Byłam na niego wściekła za wszystko. Przebudził we mnie moje drugie ja. On o nim dobrze wiedział. Kim do cholery jestem?
Nie mogę być zwykłą księżniczką. Zwykłe księżniczki nie mają zębów wampira i pragnienia krwi. Oddaliłam się o parę kroków, lecz poczułam mocny uchwyt na nadgarstku. Odwróciłam się i zamachnęłam się. Uderzyłam Go, co spowodowało tylko lekki ból. Wpatrywałam się w niego, a On we mnie. Nie byliśmy mile nastawieni do siebie, najprzynajmniej jeśli chodziło o mnie.
-Ty parszywa... gnido - jego oczy stały się inne. Wiedziałam, że się zdenerwował. Chciałam kolejny raz Go uderzyć, ale tym razem zatrzymał mój cios. Jego uśmiech był irytujący. Zrobiłam coś czego się nie spodziewałam. Kopnęłam go z całej siły w brzuch co spowodowało przebicie przez wrota, które się roztrzaskały. Zacisnęłam dłonie w pięść by emocje przestały brać górę, ale to było na nic. Moje rany zagoiły się. Odwróciłam się do wyjścia i wyszłam patrząc na mężczyznę śmiejącego się z tego wszystkiego.
-Tak ciebie to tknęło? Chciałem ci tylko coś pokazać? - zapytał. Warknęłam na niego groźnie. Wszyscy się wpatrywali. Czerwono włosa była podtrzymywana przez jednego z mężczyzn. Odbierałam ataki bruneta, który widocznie chciał zobaczyć siłę? Nie miałam ochoty z nim się cackać. Zniknął i zostałam uwięziona w żelaznym uścisku bruneta.
-Puszczaj mnie.. - mówiłam szeptem do niego. Przybliżył się do mojego ucha.
-A jak nie?
-To spłaszczę ci cos czego nie powinnam.
-Nie ładnie się zachowujesz. Nie jest przystało na prawowita następczynie tronu. - mówił do mnie i puścił. Odszedł. O czym On mówił? Nie byłam prawowitą następczynią tronu. Moja najstarsza siostra była. Spojrzałam na jego oddalającą sylwetkę. Odszedł znikając w ciemności. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Jak to prawowita następczyni tronu? Nie wiedziałam o co może mu chodzić. Na pewno sobie drwi ze mnie. Przeszłam obok innych wampirów i wyszłam z zamku. Wrota za mną zamknęły się. Przechodziłam obok róż., które były lekko pochylone. Zachwiałam się opierając o mury zamku.

Sakura…

Usłyszałam czyjś jadowity głos. Był spowodowany pragnieniem do mojej osoby. Nie miałam pojęcia dlaczego? Co to tak naprawdę miało oznaczać? Kim była owa osoba i co mogła chcieć ode mnie.

Moja córko, wyciągnij do mnie pomocna dłoń. Potrzebuje Ciebie. Jedynie co potrzebuje to trochę krwi prawowitego władcy tronu.

Wszystko zniknęło. Prawowity władca tronu? Mój ojciec? On dawno nie żyje. Już nigdy się nie pojawi. Miałam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży, a co gorsza.. mój ojciec nie żyję, więc kim jest owa osoba przemawiająca do mnie? Usiadłam nad oczkiem trzymając się za głowę. Otworzyłam powieki widząc swoje własne obicie jakby to było cos sensacyjnego. We własnych oczach zauważyłam pustkę. Zakręciło mi się w głowie. Padłam na trawę czując na policzku krople deszczu, lecz całkowicie straciłam świadomość z światem.








Słyszałam dziwna muzykę, była jakaś znajoma. Czułam jakby mnie przywoływała do jednego miejsca. Nie miałam pojęcia tylko jakiego. Pokazał się jeden z ogrodów i wielki pałac, był taki znajomy, tak jakbym była kiedyś w tym miejscu. Wszędzie kwiaty, ludzie, którzy przemieszczali się w rożne strony. Czy to na pewno byli ludzie? Nie, nie wybladło na to. Patrzałam na wszystkich przechodząc do przodu kamienna ścieszką. Szłam z gracją. Chyba byłam jakaś osobą, bo wszyscy patrzeli zdziwieni. Wchodziłam po marmurowych schodach, które były ozdobione kościami ludzkimi.  Weszłam całkiem do góry, a dalej zauważyłam długowłosego mężczyznę o czarnych włosach.. Z tyłu były nastroszone w niektórych miejscach. Obrócił się do mnie.  Na prawe strony opadał długi pas grzywki, tak samo po drugiej stronie ale nie zakrywał oka. Jego tęczówki były czerwone niczym kałuża krwi rozlana w porze zmierzchu. Na sobie miał ubraną szara koszulę, na to brązową kamizelkę, które lekko były odpięte, spodnie tego samego koloru co kamizelka. Na szyi wisiał talizman z tygrysiego oka oplatanymi różnymi elementami szmaragdu z szkarłatem. Na twarzy wystąpił lekki uśmiech.
-Sakura.. – wypowiedział zadowolony mężczyzna. – Moja córko. Nie świętujesz naszego zwycięstwa? – pytał. Jakie zwycięstwo? Nie wiedziałam o czym mężczyzna mówi. – Pomogłaś każdemu z nas, aby Itachi poległ. Przyjęcie jest na twoją cześć.
-Wiem, ojcze. – wypowiedziałam z zimnem w głosie – Dzięki Tobie wiem o wszystkim. – mówiłam. Podszedł do mnie i uchwycił za ramię. Kroczyliśmy razem do pałacu, gdzie w niektórych miejscach była kość słoniowa. Obejrzałam się w lustrze. Miałam długie włosy, skóra koloru mleka, czerwone tęczówki, a kły białe niczym dopiero spadnięty śnieg. Na sobie miałam czerwona suknie, która ciągnęła się za mną kawałek. Słyszałam kobiece krzyki z dołu..? Czułam wyrzuty sumienia. Nie myślałam, ze kiedyś poczuję.
-Nie jesteś zadowolona?
-Jestem, oczywiście, że jestem. Zawsze będę po Twojej stronie. Będziesz miał w każdej sytuacji rację. – odparłam z zimnem. Stanęliśmy w sali, gdzie za szkłem był sztylet. Rękojeść z kości słoniowej ozdobiona napisami hebrajskimi. Jako jedyna z nich wszystkich potrafiłam je przeczytać. Nikomu nie zdradzałam treści. Nikt nie musiał wiedzieć, w papierach wszystko  było źle napisane. Otworzył szkło i chwycił sztylet. Rzucił w moja stronę. Chwyciłam za rękojeść.
-Pora by całkowicie wszystko zakończyć. A ty udowodnisz, że jesteś po mojej stronie. – powiedział. – Jak zabijesz Itachiego będę wiedział, że Ty, jako moja jedyna córka zrodzona z człowieka stoisz po mojej stronie. – dotknął mojego policzka. – Udowodnij mi, z kim naprawdę trzymasz. – odeszliśmy na dół. Było słychać tupanie moich obcasów. Nie wiedziałam czy dobrze ronię, ale musze udowodnić swoją wierność Jemu. Nie zdradzę Go dla byle gnojka! Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie było sztuczne słońce, które zostało wyłączone. Stanęliśmy przed długo włosym brunetem, który wisiał blisko kuli sztucznego słońca. Nie wrzeszczał, nic nie robił.
-Opuścić Go. – zażądał ciemno włosy. Itachi wisiał teraz przed nami. – Teraz nadeszła twoja kolej, bratanku. Długo nie będziesz żył, tylko parę chwil. Sakura o to zadba. – odstąpił miejsca. Wpatrywałam się w niego. Podeszłam bliżej. Jego ciało było popalone. Ból ścisnął moje serce. Uniosłam głowę wpatrując się w jego twarz. W oczach widziałam ból i żal do mojej osoby. Uśmiechnęłam się delikatnie. Przeczytałam wszystko jeszcze raz na sztylecie. Zamachnęłam się.
-Nie rob tego Sakura! Itachi chciał dla ciebie dobrze, to Madara jest tym złym! – usłyszałam krzyk niebiesko włosej. Nie zwróciłam na to uwagi. Z całej siły uderzyłam w jego klatkę sztyletem, która na nowo przebiło serce. Zauważyłam czarną krew wypływającą z jego ciała. Zlizałam ją. Słyszałam śmiech za sobą. Jedna dłonią trzymałam nadal rękojeść i zaczęłam wypowiadać hebrajskie zaklęcie? Cicho, ale czułam jak moje ciało opuszczają siły. Upadlam na kolana wypowiadając nadal słowa, których nie powinnam, ale dla Niego to robiłam. Trzymałam jego nogę. Moje siły całkowicie odeszły. Padłam na posadzkę oddychając ciężko. Łapczywie łapałam powietrze. Znów stałam się pół- wampirem.!
-Co ty jej zrobiłeś! – krzyknął Madara. Usłyszałam głośne warkniecie z ust Itachiego. Z całej siły pociągnął łańcuchy. Urwał. Inni także zaczęli wracać do siebie. Nie miałam pojęcia czy to cokolwiek zmieni, ale oddałam mu siłę, a dzięki mu każdy inny zaczął posiadać. Straciłam przytomność.








Wstałam do pozycji siedzącej. Przytrzymałam się z głowę. Bolała. Poszłam w przyszłość, ale czemu? Co takiego miałam się z tego dowiedzieć? Nie byłam pewna swoich poczynań, ale na pewno w przyszłości zrobię coś złego, co mogę żałować. Nie chciałam być po stronie zła, ale jeśli to będzie konieczne. Nie, to nie będzie konieczne. Będę po stronie dobra i koniec, nigdy nie sięgnę po krew z własnej woli. Nie zabiję człowieka. Nigdy. Nie chce nawet o tym myśleć.
Lecz ten mężczyzna? Był wampirem, w dodatku chciał śmierci Itachiego? Dlaczego? Tego naprawdę nie wiedziałam. Co takiego zrobił brunet, że pragnął jego śmierci? Dlaczego właśnie Ja miałam Go zabić? Sprawdzić czy jestem lojalna, a tak naprawdę nie byłam. Uniosłam głowę patrząc przed siebie.
-Co jest grane? – zapytałam sama siebie.

1 komentarz: