czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział szósty


Miękkie podłoże pięknie pachniało. Taki przyjemny zapach pochodzący od mężczyzny. Właśnie mężczyzny, ale nie wiedziałam jakiego. U mnie w rodzinie nikt tak nie pachnie. Zawsze było mnóstwo perfumów nic więcej. Oni tak nie pachnieli. Woleli się wypstrykać niż się wykąpać. Myślą, że woda drażni skórę. To jest prawda. Ale jest się wtedy czystym. Nie ma się do niczego przeciwności… Ten zapach nie daje mi spokoju, czyj on jest? Nie znam takich osób, które mają takie piękne zapachy. Otworzyłam leniwie powieki. Było to ciemne pomieszczenie. Koło mnie ktoś stał. A raczej nade mną. Czerwone tęczówki śledziły mnie. Podparłam się na łokciach. Nie powiem, ze się nie bałam. Bo bałam. Nie wiedziałam co mogą wymyśleć. Ale co z moją rodziną? Zabił ich? Dopiero teraz zauważyłam, ze podaje mi jakiś kieliszek. Popatrzałam na naczynie, w której była ciecz. Błyszczała! Teraz poczułam odór krwi.
-Wypij to - wypowiedział. Ja mam wypić krew? Na pewno jest ludzka. Nie mogę tego tknąć. To nie jest ludzkie, abym ja piła szkarłat z ludzkich żył. To może być jeszcze członek rodziny królewskiej. Nie dzięki. Podziękuję nie chcę. - Nie wypijesz? - pokręciłam głową. Nie mogłam tego wypić. Czułam się osłabiona, ale co mi to pomoże? Nic. Będę znowu traciła siły za każdym razem, gdy się skaleczę. To nie ma sensu. To mi w niczym nie będzie pomagać. On tego nie rozumie… Westchnąłem cicho. Uklęknął na posłaniu. Nie widziałam w nim wściekłości. Nic nie mogła odczytać… Na pewno dla każdego był zagadką. Najprzynajmniej dla człowieka nie wiem jak jest z wampirami.
Sama nie wiedziałam kiedy, ale trzymał moja buzie w swojej lodowatej dłoni. Patrzałam na niego. Otworzył mi lekko usta. Granice główki kieliszka znalazły się na dolnej wardze. Wlewał zawartość. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiem czym to było spowodowane. Strachem? Może. Bo byłam sparaliżowana jego osobą! Oderwał kieliszek. I zamknął mi usta, co spowodowało, ze musiałam to połknąć. Zrobiłam to, nie miałam już wyjścia. Wstał z pustym kieliszkiem. Poczułam jak po brodzie spływa mi coś ciepłego. Zostało to szybko wytarte kciukiem przez niego. Oblizał sobie palec.
-Tam masz swoją nowa suknie - wskazał na miejsce niedaleko łoża. Leżała tam jakaś suknia. Nie widziałam jej dokładnie, ale z pewnością była czarna jak noc. Oznaka śmierci. - Masz ją założyć. Przyjdę po ciebie. - odchodził. Fuj to było nie dobre. Nie chcę więcej tej krwi. Ale znając moje szczęście to nikt mnie nie wysłucha.
-Kim ty w ogóle jesteś? - zapytałam. Stanął, spojrzał się na mnie. Tez spojrzałam na niego, w  te głęboki szkarłat. Nic nie mówił, ale byłam drugi raz tak blisko wampira, który nic mi jeszcze nie zrobił.
-Wampirem. A raczej ich przywódcą. Nazywam się Itachi Uchiha. - wypowiedział. Dziwne. Słyszałam skądś to nazwisko, ale skąd? Jakaś władza? Tak, rodzina Uchiha z Francji. To przecież nie możliwe. Oni wychodzą, gdy jest słońce. To nie mogą być wampiry. To są ludzie. A może się mylę. To popularne nazwisko.
-Ty jesteś z tej rodziny z Francji? - zapytałam. Patrzał na mnie przeszywającym wzrokiem, aż dostałam wibracji w brzuchu. Jakby czytał mi w myślach, ale mam nadzieję ze tak nie jest. Nie chcę, aby wiedział co myślę.
-Czemu masz tyle pytań? - zapytał. Odwróciłam wzrok, nie wiedziałam czy to może jego zdenerwować. Byłam zawsze dobrej myśli. Miałam pewność, że wampiry nie są takie złe. Lecz każdy człowiek może się mylić. Jestem tylko człowiekiem!
-Przepraszam.
-Tak jestem z tej rodziny.- mówił. Ścisnął szkło, które pękło i roztrysnęło się na drobne kawałki. Coś musiało być z jego rodziną nie tak. Przecież jeden w rodzinie wampir się nie zdarza. Musiałaby być jeszcze ktoś. Lub… On został spłodzony przez wampira. Nie to też nie możliwe. Nie wiem już jak można to wyjaśnić.
-To dlaczego… - spojrzałam na niego. Nie dokończyłam.
-Dosyć pytań. Przebieraj się. Za chwilę po ciebie wrócę. - wypowiedział i wyszedł. Zostawił rozpryśnięte szkło. Dla nich to normalne, ale nie dla mnie. Jestem delikatna. Westchnęłam. Byłam już pewna, że on ma coś za plecami. Jakąś tajemnice. Wstałam po woli. Podeszłam do sukni i wzięłam ją w dłonie. Im wolałam się nie narzucać.
Suknia była cała czarna. Od bioder w dół pomarszczona, a przy lewym kolanie były trzy róże z frędzelkami. Zdjęłam czerwoną suknie i położyłam ją, gdzie była nowa. Założyłam na siebie. Odkrywały mi lekko piersi, nie miała ramiączek. Poprawiłam wgięcia.
Tak samo buty były czarne. Na lekkim obcasie. Założyłam. Spojrzałam w wielkie lustro ścienne. Widziałam w tym wszystkim coś dziwnego. Po co ja tu jestem? Wzięłam dużą spinkę do włosów. Na końcu była czerwona róża z trzema frędzelkami z małymi diamencikami. Ułożyłam sobie włosy do góry. Założyłam jeszcze czerwone rękawice sięgające do zagięcia łokcia. Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Wyglądałam nawet ładnie. Lekko przetarłam dwa wgięcia, gdzie wczorajszej nocy wbiły się kły wampira. Wszystko przeleciało mi tak szybko. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Wzięłam rękę.
Poczułam jak ktoś wyjmuje mi spinkę. W lustrze zauważyłam wampira co wcześniej, Itachiego. Szczerze to nie lubiłam mieć rozpuszczonych włosów. Musiałam nosić w królestwie.  Przymknęłam powieki. Włosy rozpuściły się  bezwładnie. Lekko obtarły mi policzki, otworzyłam powieki. Widziałam jak się wpatruje w moje odbicie.
-Tak ci lepiej - wypowiedział. Spojrzałam na jego twarz. Jednak dużo nie wiem o wampirach. Musze się jeszcze bardziej postarać. To co mówią w królestwie mogą być plotki. Lecz co z ich duszą? Mają czy nie? Tego nie wiem, może kiedyś się dowiem. Chociaż nie wiem ile z nimi mam tu wytrzymać. Rzucił spinkę do tyłu. - Ile razy mam wam powtarzać, że tutaj nie macie wstępu.  - obrócił się. Nie wiedziałam kto przyszedł, mało mnie to obchodziło. Rzucił spinką! To musiał mieć siłę. Obróciłam się. Zauważyłam, że spinka jest wbita w ścianę obok głowy blondyna. Odetchnął z ulgą. Nie dostał, a mogło go to przebić. Spojrzeli się na mnie. A ja spuściłam głowę. Widziałam w tym wszystkim dziwną rzecz. Czemu oni się tak na mnie patrzeli? Jakbym była jakąś przekąską podana specjalnie na wynos.
-Chcieliśmy się tylko spytać, czy dzisiaj tez mo…
-Tak, tak. Idźcie. Ja mam lepsze zajęcia. - wtargnął mu w zdanie.
-A tym lepszym zajęciem jest ona? - zapytał siwo włosy. Spojrzałam na dwójkę wampirów. Nic nie mówiłam. Nie chciałam. Wlałam już milczeć. Płomienie. Moja stara sukienka paliła się. Nic nie robiłam. Ale od czego się zapaliła? To jest nie możliwe, aby od tak siebie.
-Następni będziecie wy. A wiecie, że nie żartuję.
-Dobra. Rozumiemy. Idziemy! - krzyknął. Odeszli. On się spojrzał na mnie, a ja patrzałam się na suknie. Więc to on zrobił. Nie dziwie się, że jest ich przywódca. Jeśli ma jeszcze jakąś moc to musi być jeszcze większa. Wampirowi chyba nie wolno patrzeć w oczy. I tak nic nie mówiłam. Itachi się na mnie patrzał. Ruszył do wyjścia.
-Idziesz? - nic nie odpowiedziałam tylko podbiegłam do niego. Szłam za nim trochę. Nie szedł szybko. Co było dziwne, chyba chciał, abym zdążyła za nim. Może jest wampirem, ale także mężczyzną. Jest inny od pozostałych jakich znałam. Mówił mi, gdzie co jest. A ja słuchałam go. Nawet biblioteka była dla zainteresowanych. Hinata by się ucieszyła, lubiła czytać. Szłam za nim dalej, patrzałam się na jego plecy. Miał sama czarną koszulę i spodnie. Zatrzymałam się i spojrzałam na ścianę. Był na niej duży obraz z członkami rodziny Uchiha?!  Jest takiego samego wieku. Może jednak się myliłam. Może oni są rodziną i w dodatku są wampirami. Wszyscy! Spojrzałam na każdego członka z rodziny jego. Uwagę moją przykuło jakieś niemowlę, które trzymał Itachi. Widziałam, że ma coś na szyi, ale nie wiedziałam co to.
-To nie jest ciekawe. Po co to oglądasz. To tylko stary obraz. - wypowiedział. Patrzałam się nadal na obraz. Kobiety wampirzyce przechodziły koło nas i czułam, że się we mnie wpatrują. Czułam się nieswojo. Tu nie są moje klimaty. Potrzebuję innych. Swobody i spoczynku. To na ten czas było by najlepsze…
-Chyba nie aż tak stary, skoro liczy tylko osiemnaście lat. - mówiłam. Czułam teraz na sobie jego wzrok.. Spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie zaciekawionym spojrzeniem. - Powiedz mi kim jest to niemowlę, które trzymasz?
-To… Hm… - popatrzał na obraz i stanął bliżej mnie. Patrzał na niemowlę i na mnie. Nie rozumiałam go, ale cóż oni są zagadkowi. - Moja bardzo daleka kuzynka. - dokończył. Jeszcze raz popatrzałam się na członków jego rodziny.
-Kogoś mi tu brakuje. Jednej osoby. Twojego wujka. Nie było go wtedy? - zapytałam. Popatrzała na mnie. Teraz już wiem kto to był. Madara Uchiha. Często o nim słyszałam, ze dla rodziny zrobił bardzo dużo. To dlaczego go nie było na rodzinnym zdjęciu? Powinien być.
-Nie było. Nie raczył się zjawić. Może nawet lepiej. Jest zakałą naszej rodziny. Przez niego każdy z nas ma kłopoty. Dlatego ja go unikam. Jak ty go spotkasz to unikaj go za wszelka cenę. - mówił.
-Dlaczego?
-Ponieważ on cię zabije jak się dowie, że jesteś człowiekiem. - mówił. Widziałam jego wzrok jak patrzył na obraz. Jakby się brzydził tym obrazem i swoją rodzina. Może jednak coś musiało się stać po miedzy nim i jego rodziną. On jest wampirem, a jego rodzice? Co się musiało stać? Nie mam pojęcia. Musiałby mi wszystko wytłumaczyć. Ale wampir? Oni nigdy nic nie tłumacza.
-Nie masz dobrych stosunków z rodziną. Patrzysz na ten obraz jakby był skazą za to, ze go masz. - spojrzał się na mnie. Może źle, ze się odezwałam. Nie chciałam go zranić. Każdy ma uczucia nawet on.
-Ty nic z tego nie zrozumiesz. Kiedyś na pewno ci to powiem, ale jeszcze nie teraz. Jesteś za młoda na to, aby wiedzieć o tym. Będziesz musiała się przyzwyczaić. Koło nas przeszła kolejna grupka kobiet. Szeptały coś.
-Nasz pan znalazł sobie kolejną ludzką zabawkę - spojrzałam na tą wampirzyce. Zabawkę ludzką? Westchnęłam. No tak tylko do tego się nadaję. Tylko, że ja nie chcę być niczyja zabawka. To jest wykorzystywanie ludzkiej słabości.
-Nie słuchaj ich. - mówił. Szliśmy dalej. Jak przechodziliśmy czułam się dziwnie każdy kto przechodził wpatrywał się we mnie. Czy ja jestem dziwna? Jestem tylko człowiekiem. Właśnie człowiekiem, może tu nigdy człowiek nie miał wstępu i nadal nie ma.
-Po co mnie wziąłeś? Jestem tylko człowiekiem nikim więcej. - powiedziałam skręciliśmy w jeden korytarz zamku. Było ciemno, ale na końcu robiło się jaśniej. Potknęłam się o oś, upadłabym gdyby nie On. Widziałam jego czerwone oczy. - Dziękuję. - stanęłam. Trzymał mnie za dłoń i szliśmy dalej. Był zimny, ale przyjemny. Sama nie wiedziałam dlaczego tak mi było. Może dlatego, ze jestem rozpalona. Dziwnie się czuję. Nigdy tak nie byłam rozpalona. Zbliżaliśmy się do światła. Im to było jedno czy jest jasno czy ciemno. Widzieli wszystko, a ja jestem bezbronnym człowiekiem. Nic w ciemnościach nie widzę. Jestem księżniczką, czego tak nienawidzę. Wolałab6ym być zwykłą wieśniaczka.
-Widzisz, wziąłem cię bo obiecałem coś komuś. I chcę dotrzymać słowa. Nie lubię go łamać. To nie w moim stylu. - spojrzał się na mnie. I tak szliśmy dalej. Zauważyłam dwie wampirzyce idące z tamtego oświetlonego miejsca. Jedna z nich spojrzała się na mnie. Przeniosła wzrok na ręce, które były splecione. Szkarłat w jej oczach mówił wszystko. Była wściekła, że trzymam go za dłoń. Weszliśmy do oświetlonego pomieszczenia. Świece świeciły się na czerwono. Było tu pełno regałów z książkami i tez maszyną do szycia. Nie wiedziałam, gdzie jesteśmy. To było dziwne pomieszczenie. Spojrzałam się w górę. Było wysoko. A w dodatku nikogo tu nie było. Ja nikogo nie widzę. Itachi mnie dopiero teraz puścił. Jego zimna ręka dawała mi przyjemność, bo czułam że jestem rozpalona a nie wiem od czego.
-A więc to ona - usłyszałam za sobą. Spojrzałam się za siebie, gdzie stała kobieta o niebieskich włosach. W nich miała wpiętą papierową róże. Jej skóra biała, oczy niebieskie jak ocean. A suknia cała czarna bez żadnych dodatków. Widziałam ją pierwszy raz. Nie widziałam często wampirów. Poczułam rękę na ramieniu. - Zajmij się nią. Inne na nią wrogo patrzą. Nie mogę jej im dać, aby czegoś się nauczyła. Ty jesteś odpowiednia do tego. Potrafisz się od wszystkiego powstrzymać. Przyjdę po nią po zachodzie słońca.
-Dobrze. Zajmę się nią. - ukłoniła się. Itachi ominął nas i odszedł. Drzwi się zamknęły za nim, gdy by już dalej. Ja mam zostać z nią? Wolałabym z nim już być. Nie chce być z nikim innym. Nie znam jej.
-Nic ci nie zrobię. Nie jestem jak inne wampirzyce. Znając ich patrzały się na ciebie wściekłe, że jesteś w tym zamku, gdzie nie ma wstępu człowiek. - uśmiechnęła się. Zauważyłam jedną czerwoną sofę, gdzie teraz ona siedziała. Dla mnie była za szybko. Nie znałam jeszcze tych ruchów.  Szybcy są to wiem. - I jeszcze pod ochroną naszego pana. On zawsze ma swoje zachcianki, radzę ci uważać czasami. To nie jest dobrze jak wampirzyca jest zła, ze jesteś z naszym panem. A jak mówią coś o tobie nie przejmuj się tym, bo one nie znają ciebie. I chcą jak najwięcej się powyśmiewać - usiadłam koło niej. - Powiem ci coś co każda mi mówi jak szyje im suknie. Zawsze powtarzają, że nasz pan będzie ich.
-Jak to będzie? One chcą aby się w nich zakochał?
-Kumata jesteś. - wypowiedziała - Tak, one chcą aby nasz pan się w nich zakochał. Latają co chwila - chodzą do mnie po nowe suknie. Wymęczają mnie tym. Jedna suknia powinna starczyć im na tydzień. A one przychodzą codziennie po nowe. Pokaże ci jedną, która wczoraj uszłam dla Karin, a dzisiaj ją oddała. - wstała i podeszła do jakiejś dużej szafy. Otworzyła ją. - Czarny kolor to nie jest podstawa tutaj.  Są tez inne kolory, jak biały, czerwony. Tą, która ty masz uszyłam na rozkaz naszego pana. Chciał tą, więc ją uszyłam. Ale powiem, ze bardzo ładnie w niej wyglądasz. Nasz pan miał gust. Wracając do sukni, którą oddała Karin - coś sięgnęła i pokazała mi. Była to niebieska suknia. Od bioder w dół miała wszędzie falbany powyszywane. Dekolt miała dość spory i jeszcze ozdobiona srebrem w niektórych miejscach. Wyglądała przepięknie.
-Śliczna. - uśmiechnęłam się - W takiej to by każdy chciał chodzić. Czemu ty jej nie założysz? Niebieski do ciebie pasuje.
-Tak myślisz? Wiesz mi to co założyła Karin nikt nie chce zakładać. Dlaczego? To proste, wszyscy wiedzą że ona się popisuje, lecz inne zaczyna robić tak jak ona. Denerwuje mnie to. Potrzebuje kogoś kto mi pomorze w robieniu chociaż projektów. - westchnął i odłożyła suknie. Cała szafa sukni. O nie mogą być suknie wszystkich. - Mam już dla Karin projekt, ale znając moje szczęście nie spodoba się jej. - wzięła papier i podała mi. Suknia była długa. Odkrywała piersi. Kolor żółto zielony. Była prosta jedynie małe zawijasy na końcu.
-Mi się podoba, jej na pewno tez się spodoba. - uśmiechnęłam się do wampirzycy.
-Nie znasz jej. Oho już idzie. - wypowiedziała. Podała mi pusty papier i różne przyrządy. - Jeśli chcesz zrób sobie projekt uszyje ci go. - wypowiedziała. Nie robiłam nic, bo nie maiłam ochoty na to. Nie chciałam już żadnych sukni. Ale jakie zachcianki ma ta Karin wobec sukni? To tylko suknie nic więcej. Wrota się otworzyły. Stała w nich kobieta o rudych włosach. Szczupła. Spojrzała na mnie i prychnęła. Widać, że nie lubiła  ludzi. Podeszła do Konan i wyrwała projekt. Pogniotła go.
-Nie chcę takiego. Chciałam wyzywający. Z większym dekoltem, miała być zielona a nie żółta. I na około bioder miał być brokat. Zapomniałaś co ci mówiłam! - krzyknęła na nią. Zacisnęłam dłonie w pięść. Wstałam z sofy. Wzięłam projekt z podłogi i rozwinęłam go.
-Bądź trochę grzeczniejsza dla Konan. - spojrzały się na mnie. Popatrzałam na rudą wampirzyce, która patrzała na mnie szkarłatnym wzrokiem. Nie lubiła chyba jak człowiek się wtrącał.
-Nie odzywaj się. Co może wiedzieć taki człowiek jak ty!
-Chyba więcej niż taki wampir jak ty! - podniosłam na nią głos. Poczułam ból i upadłam na ziemię. Wargę miałam rozciętą. Leciała z niej krew. Czułam swąd szkarłatu.
-To, że jesteś księżniczką nie znaczy ze tu możesz rządzić.
-Nie rządzę. Mówię tylko prawdę. - widziałam, ze chciała uderzyć jeszcze raz lecz Konan ją odepchnęła. Stanęła na równych nogach i odeszła pewna siebie. Widziałam minę Konan.
-Wszystko dobrze?
-Tak. Nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się. Wytarła mi krew i wytarła w sukienkę. A ja myślałam, że spróbuje.
-Ale twoja warga.
-To nic. - uśmiechnęłam się. Pomogła mi wstać.
-Nasz pan mnie zabije. Nie dopilnowałam cię. A tobie nic się nie miało stać. Matko kochana! To nie możliwe. Pierwszy raz nie dopilnowałam. On mnie zabije. - usiadła na sofie. Spojrzałam na nią. Czemu miałby ją zabić? Ja jestem tylko człowiekiem nikim więcej. Nie jestem dla nikogo z nich ważna.
-Przestań się tym zamartwiać. Wytłumaczę mu wszystko. Nic się nie martw, przecież i tak jestem tylko człowiekiem. Nic ci się nie stanie. Lepiej wracaj do pracy, bo Karin znowu przyjdzie z krzykiem. Pomogę ci zmienić ten projekt. - wzięłam parę narzędzi i podeszłam do jednego ze stojaków. Zaczęłam wymazywać i wstawiać nowe kształty sukni. Często projektowałam w pałacu różne rzeczy. Zrobiłam spory dekolt, przy piersiach ozdobiony brokatem. Od piersi do bioder był marszczone, ze śliskiego materiału. A od bioder w dół było płasko. Przy biodrach  narysowałam pełno brokatów. Pomalowałam na zielono. Podeszłam do Konan i podałam jej szkic. - I jak?
-Wyzywające jest. Dziękuję ci. Jesteś w tym perfekcyjna.
-Powiedz mi czemu oni chcą aby Itachi się w ich zakochał? - zapytałam. Byłam ciekawa tego wszystkiego. Muszą mieć jakiś powód dla którego tak ją wykorzystują. Z byle jakiego powodu nie będą ją tak wykorzystywali.
-Nasz pan. Ech… Zdaje mi się, że chcą tylko jednego. Po za tym w swoich intencjach nie ma niczego innego. Ale wątpię, aby im się udało coś z tego zyskać. On się w nich nie zakocha. A tak naprawdę to nasz pan musi mieć żonę. Szuka jej dosyć długo. Na te wampirzyce nigdy nie spojrzał, ponieważ on nie chce mieć jakiejś laluni dla której będzie władza ważna.
-Władza? Hm… Przecież to wykańcza. Jak można dążyć za władzą. To głupie i nie mądre. Na władzy wszystko się kończy. Jesteś więźniem. Niczym innym. Musisz ciągle przestrzegać zasad. To tez głupie. Ciągle w pałacu siedź i nie wychodź bo zakazane. Tak miałam ja. Niczego wtedy nie możesz zdobyć, nawet miłości.  Jeśli chcą tak ryzykować niech dalej to robią. Nie będą szczęśliwe. Wiem coś o tym. - powiedziałam. Spojrzałam na szafę, gdzie były wszystkie suknie. Szuka żony. Ma tyle tu kobiet dlaczego nie chce wybrać którejś z tych.
-Wiesz powiem ci jeszcze coś. Każdemu z naszych się wydaje, ze znalazł już sobie przyszłą żonę. Tylko, ze czeka na nią. Chce, aby ona sama to zrozumiała.  Nikt nie wie kim jest ta dziewczyna. Na żadną z wampirzyc się nie spojrzał tak dobrze. Musi być dla niego ważna.  Mamy nadzieję, ze ta wampirzyca w końcu zrozumie, że nasz pan coś do niej czuje. - powiedziała. Popatrzała na mnie, a ja patrzał na ziemię skalną. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, ale dwoiło mi się wszystko w oczach. - Sakura?
-Hm…
-Czy z tobą dobrze? - zapytała się. Spojrzałam na nią. Jej ręka znalazła się na moim policzku, była taka zimna przyjemna. Uśmiechnęłam się i przymknęłam powieki. - Dziewczyno co ci jest? Jesteś taka ciepła jakbyś się paliła. - myślałam, ze oni ciepła nie odczuwają. A jednak odczuwają. Pierwszy raz się z tym spotkałam. Wampir odczuwający ludzkie ciepło. Wzięłam jej rękę. Też zimna. Czułam jak mi wszystko drży, nie wiedziałam czym to jest spowodowane. Wrota się otworzyły. Spojrzeliśmy się w tamtą stronę. Stał tam długo włosy brunet. Miał zimne oczy, niczym lód. Ciarki przeszły mi po plecach widząc jego wzrok.
-Konan porozmawiajmy - wypowiedział. Na mnie puściła i odeszła do niego. Sama nie wiedziałam co z początku mówią. Było dla mnie za szybko, ale potem przyzwyczaiłam się do tego. Nie słuchała ich. Trzymałam się sofy. Itachiego chyba to nie obchodziło jak się czuję.
-Czemu nie powstrzymałaś Karin?
-Przepraszam. Nie zdążyłam. - spojrzałam na nich. Patrzeli się na siebie. Ona była podporządkowana mu. Musiała mieć dużą siłę.
-Trudno. Lecz następnym razem nie pozwól Karin jej tknąć. - powiedział. Spojrzał się na mnie. Westchnął.
-Panie ona jakoś źle wygląda może…
-Nic jej nie będzie. To działania krwi. Nie piła jej, a zaczęła. Musi uzupełnić braki. - machnął ręką. A w jego dłoni pojawił się kieliszek z szkarłatem. Nie wezmę go do buzi. Nigdy, ten jeden wzięłam ale ten drugi nie wezmę. Nie chcę. Krew nie jest dla mnie. Znalazł się przy mnie z kieliszkiem. Nie ciągnęło mnie do tego. W życiu tego już nie wezmę. - Weźmiesz sama? Czy siłą?
-Ja tego nie wezmę. - wypowiedziałam i odsunęłam się lekko by tego świństwa nie brać. Patrzał na mnie.
- Radze ci to wziąć sama. - podawał mi przez cały czas. Patrzałam się na kieliszek. Nie zauważyłam Konan, musiała wyjść.  - Moja cierpliwość się skończy. - nie brałam kieliszka. Wstałam i chciałam od niego odejść. Ale ten mnie chwycił za nadgarstek. Złapał moją buzię w dłoń i przechylił kieliszek. Ciecz wpłynęła mi do ust. Waliłam go po torsie. Nie chciałam tego pić. Przełykałam to świństwo. Puścił mnie. A ja usiadłam na sofie. Z koniuszka ust uleciał mi szkarłat. Nawet tego nie chciałam wytrzeć. Spojrzałam się na niego. Klęczał przy mnie. Wytarł mi szkarłat i zlizał sobie z palca. Ciekawe. On moją krew pije lecz inni nie mogą? Dziwne. Konan mogła spróbować, ale tego nie zrobiła. Jego twarz zbliżała się do mojej. Byłam znowu sparaliżowana . Dlaczego zawsze przy takiej sytuacji? Moje wargi nawet się nie stykały. Lekko miałam otwarte. Jego język przejechał mi po dolnej wardze. I zassał się w jednym miejscu, tam gdzie miałam pamiątkę po Karin. Oderwał się ode mnie. Nie rozumiałam tego nadal. Czemu to zrobił? Poczułam jakby coś mi się zrastało. Musiał mi wyleczyć zadraśnięcie.
-Dlaczego? - zapytałam. Chciałam wiedzieć. Przecież nie byłam mu do niczego potrzebna, to mogło zostać. Jestem śmiertelną istotą.
-Mam czasami swoje zachcianki. Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. - kieliszek zniknął. On był dziwny i to bardzo. Jak można mieć swoje zachcianki? Przecież to niedorzeczne, też mam swoje zachcianki ale nie są takie same. Mam inne. Wolność to moja jedyna zachcianka, jaką mogę mieć. Odchodził do wrót. - Chodź… - wypowiedziała. Wstałam i podbiegłam do niego. Szłam za nim. Włosy miał rozpuszczone, w świetle czerwieni pochłaniały w niektórych miejscach tą barwę. - Ty tez przecież masz zachcianki, czyż nie? Twoją największą zachcianką jest wolność, albo inaczej to twoje pragnienie. Być wolnym od wszystkich trosk. Nie chcesz, aby ktoś ci rozkazywał przez cały czas. - szłam nadal i słuchałam jego. Ciekawe skąd to wszystko wie? Nigdy nikomu z takich spraw się nie zwierzam. Wyszliśmy na główny hol. Szłam nadal za nim. Zwolnił i teraz szłam obok niego. Rudowłosa kobieta szła elegancko przed nami w stronę z pewnością Konan.
-Czy ty czytasz w myślach?
-Wiesz ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Tak, potrafię czytać w myślach. Przywódca wampirów ma najwięcej zdolności ze wszystkich. - mówił. Spojrzałam w bok na niego. Miał zimne oczy, taki sam głos. Nic mnie już nie zdziwi chyba przez ten czas gdy tu jestem. To jest strasznie dziwne. Dlaczego ja tu musze być? Nie chcę. I jeszcze ta krew. Fuj. Wrota się przed nami otwierały. Srebrna poświata oświetlała okolicę. Tak samo grupę wampirów czekających na przywódcę.
-Sakura ty zostaniesz tu. Nie zwracaj uwagi na wampirzyce, one często tak będą robić. My idziemy na..
-Tak, tak. Nie musisz mi mówić. - zatrzymałam go kładąc palec na jego ustach - Oj wybacz. - zauważyłam wzroki niektórych kobiet. Odszedł do nich.
-Będę za chwilę. - I zniknęli szybko. Teraz mieli swoja wyżerkę na ludziach. Ciekawe kto tym razem zginie? Mieli wczoraj dosyć duża wyżerkę. Ale to im nie starczy. Spojrzałam na krzaki, były tam przeróżne róże. Podeszłam do nich. Przykucnęłam. Czerwona róża. Zauważyłam, że jest przejście koło zamku, musiało prowadzić na tył. Poszłam w tamtą stronę zostawiając tą róże, która tak pięknie kwitła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz