czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział jedenasty


Kroczyłam wolno, widziałam jak wampirzyce na mnie patrzą. Zazdrosnym wzrokiem. Czemu? Miałam tylko na sobie suknie. W porównaniu z ich wyglądem wyglądam jak szara myszka, która nie znalazła jeszcze miejsca na tym podłym świecie. Co one takiego we mnie widza? Nie ma u mnie zagrożenia! To, że mam sypialnie jedną z Itachim nic nie oznacza. To tylko sypialnia, prawda?! Przeszłam koło czerwono włosej, która wracała zadowolona. Ale wracała od naszej komnaty? Może coś się jednak po między nimi stało? Tym lepiej. Nie musze mieć chociaż  z tym idiotą nic wspólnego! Wampirzyca spojrzała na mnie z triumfem i pokazała swoje kły. Wywróciłam oczami. Poczułam ukłucie na szyi, jakby czyjeś zęby się wkuwały, ale w ranę. Bolało. Zniknęła za rogiem. Stałam tuz przy drzwiach komnaty. Miałam dosyć, że musze tu być. Nie chcę już przebywać w obecności Itachiego. Konan to co innego, ciekawe jak została wampirem? Kto ją zmienił? Ciekawe… oni wszyscy nie maja czystej krwi, na pewno nie. A Itachi? Został zmieniony czy jest prawdziwej krwi wampirem? Jak to jest? Słyszałam, ze czystej krwi wampiry rozmnażają się. Ale to tylko plotka, nikt nie wie jak jest naprawdę. I czy naprawdę mężczyźni płodzą kobiety wampiry? Czy oni mogą mieć dzieci wampiry, które rosną do pewnego stopnia? Jakby nie, to by nie było czystej krwi wampirów.
-Ty… - usłyszałam za sobą. Obróciłam się delikatnie. Za mną stała grupka wampirzyc, które patrzały się na mnie wściekłym wzrokiem. Nic nie zrobiłam, więc niech mi nie mówią, ze odbijam na przykład Itachiego. Na ich czele stała Karin.
-Stało się coś? - pytałam spokojnym głosem. Nie chciałam mieć żadnych kłopotów, to nie w moim stylu. A jeszcze wampiry? Nie mam takiej siły jak one, i nie pokonała bym ich. One i tak żądają krwi. Nic więcej.
-Wasz mi się tknąć naszego pana, a pożałujesz! Nie jesteś wampirem i nie masz prawa z nim się kochać - zakrztusiłam się śliną, zaczęłam kaszleć. Zdziwiła mnie tym.
-Ty chyba oszalałaś. Z Itachim? - zaśmiałam się. - Nigdy! Tak jak ty to wampir, a wampiry chcą tylko krwi. Woli wampirzyce niż ludzi do takiego czegoś. To mnie nie obchodzi, a w szczególności on mnie nie obchodzi. - patrzałam na nie. Przecież do nich to ja się umywam z wyglądu. Nie ma co! Mają taką białą skórę, silne na pewno są i jeszcze ich głos jest melodyjny? Nie to coś innego. Moje drugie ja miało melodyjny. Może zamienione były w wampira? Też możliwe. Patrzałam na nie uważnie. Wyglądały jakby chciały czegoś więcej. - Ubiegajcie sobie o niego. Władza? To głupota. Wy tylko tego chcecie. Nie patrzycie na niego, tylko to co posiada. Jest waszym władcą. A jedna z was chce stać u jego boku i rządzić, co? - syknęły na mnie. Widziałam swoje i nie będę zmieniała zdania. Wszystkie z nich patrzą na niego, bo jest władcą. Ich władcą. I musza go słuchać. A jeśli jedna z nich zostanie, to i jej będę musiały słuchać.
-Powinnaś zginąć.
-Karin… ja wiem to od dawna. Nie wiem po co mnie trzyma i nie obchodzi mnie to, ale wie cos co ty nie wiesz tak jak reszta wampirów. No może jeszcze ktoś wie. A może już ma kogoś na oku, co? I nie zwraca dlatego na was uwagi? - zapytałam ich. Zacisnęły dłonie w pięść. Wzruszyłam ramionami - Mówię jak może być. A jeśli już z nią jest? A może już ją odwiedza a wy o tym nie wiecie. - uśmiechnęłam się lekko. Trochę ich na pewno podburzę. Widziałam wściekłość Karin. Odwróciłam się. Trzymałam dłoń na klamce drzwi. Upadłam na kolano czując ból na plecach. Opierałam się rękami o zimne podłoże.
-Karin. - powiedziały wampirzyce. Spojrzałam na nią. Paznokcie miała wydłużone, błyszczały od krwi. Coraz więcej się jej pozbywam. Niedługo stracę przytomność jak i krew. Paznokcie schowała, ale miała całe od krwi. Oblizała swoją dłoń. Oczy jej zabłysły na czerwono jak drgnęła powiekami. Przymknęła powieki. Rozkoszowała się smakiem krwi? Nie może moja krew być tak dobra.
-Coś ty najlepszego zrobiła?! - panikowała jedna z nich. Miała brązowe długie włosy. - Wiesz, że nasz Pan się zdenerwuje jak się dowie, ze ją uderzyłaś i posmakowałaś jej krwi! Wiesz, ze nie ma litości. Dał nowe zasady, wiesz o tym. Nie mieliśmy jej ruszać, ani dotykać. Inaczej zostaniemy zabici! - powiedziała.
-Zamknij się, Matsuri! - powiedziała stanowczo otwierając powieki. Patrzała na mnie wściekle, jakby czegoś oczekiwała. -Hm… Masz bardzo dobra krew. Rzadko taka się zdarza. Nie dziwię się naszemu panu, ze chce mieć ciebie blisko. Jesteś smakowita - zaśmiała się. Tamta wampirzyca patrzała na mnie przepraszająco. Musiała być inna niż wszystkie z zebranych. Karin chciała chwycić moją rękę, najwyraźniej chciała więcej.
-Nie możesz! - powiedziała głośniej Matsuri. Stała przede mną trzymając dłoń Karin. Wyrwała ja.
-Odsuń się.
-Nie. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Nie możesz tak. Nasz pan cię zabije, gdy się dowie, że posmakowałaś jej krwi - mówiła. Patrzałam na jej tyły. Ona stanęła w mojej obronie?  Na pewno ze względu Itachiego, bo wprowadził nowe zasady. - Znasz zasady i te nowe też.
-I co z tego? Ona jest zwykłym człowiekiem, to tylko pożywienie. Dobrze, ze się z nią nie skojarzyłam. - zaśmiała się. Nie wiedziałam dokładnie co to jest, ale coś szczególnego na pewno. - więc.. Odsuń się!
-Nie. - powiedziała stanowczo.
-To będzie zdrada. Bronisz popapranego człowieka, który jest nic nie warty. - spojrzała się na bok. Myślała nad tym wszystkim? Patrzałam na nią. Spojrzała na mnie.
-Tak, będę ją broniła. Bo przestrzegam zasad  i reguł, a nie ignoruje ich tak jak wy! - powiedziała.
-Dobra! Od tej chwili nie będziesz jedną z nas, a najprzynajmniej nie w naszej grupie. Od teraz trzymaj się z ta śmiertelniczką - zaśmiała się. Odwróciła się napięcie i odchodziła z resztą. Podparłam się o uda i wstawałam. Wampirzyca chwyciła mnie za łokieć, i pomogła mi. Uśmiechnęła się do mnie.
-Nic ci nie jest?
-Przejdzie - powiedziałam uśmiechając się.
-Przepraszam za nią. Ona wszystko potrafi zrobić z zazdrości. Zawsze chciała mieć tylko dla siebie pana. Ale tez sądzę, że znalazł już wampirzyce, której oddał serce. - powiedziała lekko uśmiechnęła się pokazując kły. Widziałam w jej oczach radość i smutek?
-Też jesteś zakochana w nim?
-E… Szczerze to nie. Kocham kogoś innego, ale on jest człowiekiem i nie mogę nic zrobić. - westchnęła ociężale.
-A zmienić go w wampira?
-Tylko nasz pan może to zrobić, nie jestem do tego upoważniona. Nasz pan ma specjalny jad, który może zamienić ludzi w wampiry, ale oni nie są nazywani czysto krwistymi. Tylko pół, bo zostali zamienieni. Mieszka w tej wiosce. - speszyła się. -  Dobrze… To ja panienkę zostawię.
-Sakura. - powiedziałam jej. Nie chciałam, aby ktoś mówił do mnie panienka.
-Dobrze. Do zobaczenia, Sakura. - odwróciła się i odeszła. Moja dłoń spoczywała na klamce. Westchnęłam ciężko, ciekawe kim jest ten mężczyzna i czy mówiła o tym Itachiemu. Może jednak wampiry mają uczucia, ale… zawsze jest ale?! Sądzę, że Itachi nie ma. Dotknęłam pleców. Piekły podczas dotyku. Spojrzałam na dłoń, miałam całą we krwi. Świetnie. A ta sukienka jest taka ładna, nie chce ją zniszczyć. Otworzyłam drzwi i weszłam zamykając je. Na łożu leżał Itachi z przymkniętymi powiekami. Drgały mu lekko. Nie mówcie mi, ze ten maniak śpi? Na pewno tak nie jest. Nie spojrzał na mnie. Spał? Nie, u nich to nie możliwe. Oni nie mogą spać. Są wieczni, ich serca nie bija jak dawniej. Tupałam pantoflami. Nie przejmowałam się nimi. Nie usiadłam na łóżku nie miałam ochoty mieć z nim styczności. Leżał bez jakichkolwiek uczuć, musiał słyszeć nasza rozmowę, nie ma co. Żeby tylko Karin się nie dostało. Mógł zareagować, a tego nie zrobił. Ciekawe dlaczego?! Może chciał się wszystkiemu przysłuchać? Ale i tak nie ma serca, ma je z kamienia. Nienawidzę go! N i e n a w i d z ę! Och… Co za tupet trzeba mieć, aby zachowywać się tak jak On! Westchnęłam ciężko stając przy zasłonie okiennej. Odgarnęłam ja leciutko. Patrzałam się na jeziorko, do którego wpadały krople deszczu robiąc bąbelki. Poczułam mroźny oddech na karku. Czy się nim przejęłam? Wprost przeciwnie. Nie zwracałam na niego uwagi, jakby był powietrzem. Itachi dla mnie nie istnieje. Puściłam zasłonę. W pomieszczeniu stało się jeszcze ciemniej. Żadna świeca się nie paliła. Wszystkie zgasły. Usłyszałam ciche pstryknięcie palców. Świece zapaliły się, dając szkarłatny odcień światła w pokoju. Z pewnością sam zapalił.
-Co ci się stało? - zapytał. Nie zgrywaj głupka przecież wiesz. Nie musisz przede mną udawać. Nie złapiesz mnie na to. Milczałam dłuższą chwilę. Nie mam zamiaru się do niego odezwać. Nie musze do niego się odzywać. Potrafię długo milczeć. A może się o tym przekonać. - Nie będziesz się do mnie odzywała teraz? Nie musiałaś uciekać, a nie było by problemu. - wykręciłam oczami. Dosłownie miałam go dosyć. Prychnęłam cicho. Wiedziałam, że usłyszał. Dobra ostatni raz się odezwie w tej rozmowie do niego. Do innych będę się odzywała, ale do niego  nie ma mowy.
-To nie była ucieczka tylko odwiedziny. - powiedziałam Wiedziałam, że nie jest z tego zupełnie zadowolony. Mu na pewno nawet odwiedziny nie pasują. Poczułam jego zimna dłoń na plecach blisko moich nerek. Tam miałam zadrapania po Karin. Odsunęłam się od niego. Nie chciałam, aby dotykał mojego ciała. Sama się wyleczę z tego. Poczułam na szyi ból. I po moim dekolcie coś ciekło. Patrzał się na dekolt. Przetarłam delikatnie po obojczyku. Opuszki palców stały się szkarłatne. Krew? Rana mi się otworzyła ponownie.
-Sakura ty się na razie  z tego nie wyleczysz, daj to. - powiedział. Patrzałam na niego trzymając na szyi dłoń, aby krew tak nie leciała. Ale nie mogłam jej powstrzymać. Oplątywała moje palce, nadgarstek i zatrzymywała się na łokciu kapiąc. Byłam pewna, że trzeba z tym jak najszybciej skończyć. Skończyć ze sobą.
-Wolę umrzeć niż otrzymać od ciebie pomoc! - fuknęłam na niego. Patrzał na mnie szkarłatnymi oczami. Nie bałam się. Bardzo chciałam teraz umrzeć, aby nikt nie miał problemów. Zawsze, gdy byłam w kogoś otoczeniu to mieli problemy nawet jeśli chodzi o nic nie czującego wampira. Patrzałam na niego, ale raptem zniknął z mojego punktu widzenia. Co dziwniejsze nie miałam na sobie sukni leżała na ziemie. Okryłam rękami piersi trzymając się przed ramion. Jak on to szybko zrobił? Nic nawet nie poczułam kiedy to robił. Zimny oddech drażnił szyję. Drgnęłam, gdy poczułam jego dłoń w okolicy nerek. Poczułam jakby przecięcie powietrza szponem… Nie odwróciłam się, bałam się? Nie to cos innego. Może pewność siebie? Możliwe. Poczułam jego dłoń jak ociera i jakąś ciecz, która wdawała się w moje rany na plecach. A były to szpony Karin… Chciałam od niego uciec, ale chwycił jedną ręką koło szyi. Nie mogłam się uwolnić. Trzymał mnie. Czułam jak na plecach wszystko się zrasta.
-Spokojnie, Sakura.
-Zostaw mnie. Powiedziałam, że sobie poradzę. - mówiłam pewna siebie. Nie chciałam by mnie jakiś brutalny wampir leczył. Wczoraj wżynał się w moją tętnice, a dzisiaj chce pomóc. Nie ma takiej opcji. Obrócił mnie do siebie. Zakrywałam przed nim moje piersi. Nie chciałam by zobaczył jak wyglądają. On i tak mnie widział nagą w jeziorze. Co mi się nie podoba!
-Nie, nie poradzisz sobie. Nie masz… - plunęłam mu w twarz. Miałam dosyć go, myśli że jak jest wampirem to wszystko mu wolno. Proszę bardzo uderz i zabij. Cieszyła bym się. Myślała trzeźwo nad tym. Wszyscy za nią zawsze odpowiadali, a teraz chciała być sama i o wszystko zadbać. - Wściekasz się, rozumiem. Pamiętaj, że z każdym dniem możesz mieć jeszcze gorzej.
-No i dobra… Ale nie masz prawa - poczułam jego rękę jak zrywa materiał. Jęknęłam z bólu. Nie ma wyczucia.
-Co ty sobie z tym zrobiłaś? - zapytał. Odwróciłam wzrok. Nie musiałam mu mówić. To moja sprawa. - Mogłaś się zabić. - było by fajnie gdyby to się stać. Nie musiała bym widzieć twojej buzi. Jego palce przejechały brutalnie po ranie. Odsunęłam się.
-Bądź bardziej delikatny. Nie jestem jednym z was i odczuwam ból! - powiedziałam zła. Widziałam w jego oczach furię. Był zły na mnie to wiedziałam. Patrzałam na niego. Odsunęłam się i upadłam na łoże, ale piersi nie odsłoniłam. Usiadł na mnie delikatnie.
-Wiem. Potrafię być delikatny, ale zaczynasz działać mi na nerwy. - patrzałam w szkarłatne oczy. Zbliżał się do mnie. Chciałam się odsunąć, ale nie mogłam. Jego ręce blokowały mi ucieczkę. Nie czułam na siebie takiego wielkiego ciężaru. - Więc przestań! - powiedział głośniej. Odwróciłam od niego wzrok. Miał moją ranę na widoku. Nie zrobiłam tego specjalnie. Poczułam jak ssie delikatnie. Nie tak jak wcześniej. Nie czułam tego bólu. Przymknęłam powieki. Jego język przejechał po ranie. Zrastała mi się. Czemu po takim czymś zawsze chce mi się spać? Zawsze musi coś do tego leczniczego jadu dodać coś? Odwrócił moja głowę delikatnie za podbródek. Druga ranę tez mi wyleczył. Kleiły mi się powieki. Uniósł mnie w swoje ramiona. Chwyciłam go za szyję. Po chwili poczułam miękkość na plecach. Okrył mnie kołdrą. Obróciłam się. Mrugałam powiekami. On ułożył się obok mnie. Położył się na bok podpierając głowę dłonią. Wpatrywał się we mnie lekko uśmiechając. Ten uśmiech widziałam jedynie jak byliśmy razem.
-Dlaczego? Dlaczego to robisz? Raz jesteś zły, a raz… - nie chciał abym kończyła. Był taki przyjemnie zimny. A najprzynajmniej jego palec na moich ustach. Kaskada włosów opadła na moje oczy jak i pliczki. Odgarnął za ucho. Wpatrywał się we mnie. Jest tak codziennie w nocy? Ciągle się na mnie tak patrzy?!
Czułam jak każda komórka jest rozpalona. Z moim ciałem cos się dzieje a ja nie wiem co. On na pewno by wiedział. Zobaczymy potem, lub zapytam się go.
-Panie - do środka ktoś wszedł. Był to siwo włosy wampir. - Przepraszam, nie powinienem. - Itachi patrzał na niego wściekle. Nie lubił jak mu ktoś przeszkadza i wchodzi bez pukania? Chyba tak. Też tego nie lubię. - Ale… Karin zwariowała. Szaleje. Chce każdego zabić, a na dodatek mówi coś o krwi, że chce jeszcze więcej bo jest dobrze. - mówił. Nie rozumiałam. Mojej krwi? Ale po czym by tak zwariowała? Po krwi na pewno nie.
-Nie dziwię się - popatrzałam na niego. Widać było, że był z tego zadowolony. Dlaczego? Miał dosyć Karin, która ciągle na niego leciała?!
-Co mamy zrobić?
-Zamknijcie w ja na dole w ciemnym pomieszczeniu. Tam nic nie zniszczy, a do jutra będzie wszystko dobrze. A teraz idź - powiedział. Wyszedł zamykając cicho drzwi, że ledwie usłyszałam.  Zastanawiałam się co jej się stało? Nie mogła od tak zwariować. Cos musiało konkretnego się stać. A co mnie to! Nie musze tego wiedzieć. Czułam na sobie jego wzrok. Nie spojrzałam na niego, ale byłam taka rozpalona, ze chciałabym się do niego przytulić by się oziębić.  Przegryzłam wargę. Westchnęłam cicho. Nie ważne co pomyśli. Chcę tylko się oziębić. Przybliżyłam się do niego. Czułam jego zimno. Takie przyjemne. Uśmiechnęłam się lekko. Czułam jak jego ręka znajduje się na plecach. Leżał teraz na plecach. Moja głowa znalazła się na jego klatce piersiowej. Było mi teraz dobrze. Już nie obchodziło mnie że jest czysto krwistym wampirem. A jutro jeszcze jest ten jego zjazd rodzinny… Ktoś ponownie wszedł. A ja się tym już nie przejęłam. Itachi zakrył mnie kołdrą do szyi? Dlaczego? Nie chciał, aby widzieli mojego ciała?!
-Panie wybacz, że przeszkadzam, ale Karin zaraz tu wpadnie.
-Nie zamknęli jej?
-Nie potrafią. Jest zbyt silna. Jakaś krew na nią tak podziałała. Pierwszy raz się z tym spotykam. - może to jednak moja krew tak działa? Moja jest ludzka. Nie mam innej. Wampirem nie jestem. Nawet nie zamierzam nim być. Przymknęłam powieki. Itachi wstał, najprawdopodobniej wyczuł ją że idzie do nas, a raczej do niego. Wpadła do pomieszczenia rudo włosa i ruszała się niecierpliwie. Itachi patrzał na nią wściekle, nikt nie miał prawa przebywać w jego sypialni, tylko na razie mogłam ja. Spojrzała na mnie jakby łaknęła mojej krwi, która nie była aż tak ważna. Człowieka krew nie może tak działać! Zaciągnęłam kołdrę do siebie i okryłam siebie do szyi.
-Krwi! - powiedziała głośniej. Rzuciła się na mnie, na Itachiego i innych nie zwracała uwagi. Patrzałam na nią jak była w powietrzu. Jej oczy świeciły czerwienią, i to krwistą. Ona była spragniona krwi. Na łóżku pojawił się Itachi, który stał i patrzał na Karin. Ona nie umiała już się zatrzymać  a było widać w jej oczach, ze chciała. Uderzył ją, wbiła się w ścianę, a potem opadła z hukiem na ziemię.
-Weźcie ją na dół, nie chcę ją do jutra widzieć. - powiedział, z gracja zeskoczył na posadzkę. Wszyscy wyszli ciągnąć przy tym Karin po ziemi. Patrzałam na to trochę przestraszona, wrota zamknęły się z trzaskiem. Obróciłam się plecami do Itachiego. To nie jest człowiek, ale mógłby inaczej ja potraktować, a Mozę przesadzam? To wampir. A wampir i człowiek to dwie różne rzeczy, czyż nie?
Poczułam ciężar na łóżku i kołdrę jak się podnosi. Wiedziałam, że nie będzie spał, ale to go tez nie ociepli, więc po co się okrywa? Chyba, że..? Nie może i tak nic mi zrobić. Miałam koło siebie ręce, przegryzłam dolną wargę.
-Bardziej się boisz?
-Nie, daj mi spokój. Spać chcę. - zakryłam się cała kołdrą. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Czułam jego intensywną woń, która była pełna zachęty, ale wiedziałam że go nie kocham i nie pokocham. Wyrocznia się myliła, nic mnie nie będzie łączyło oto z tym! Nie zostanę wampirem i nie będę się z nim użerała. Jego zimna dłoń znalazła się na moim brzuchu, a druga odgarnął mi włosy z szyi. Przywierał do mnie, nie wiedziałam co miałam robić. Chciałam się wyszarpać, ale sprawiał mi ból gdy chciałam. Nie uległam, przestałam na moment, bo siniaki były by większe. -Jak ja cię nienawidzę! - oparłam się łokciem o poduszkę, a  dłoń opierała głowę. Byliśmy pod kołdra. Obrócił mnie zwinnie i jakimś cudem siedział na mnie. Zakryłam dłońmi piersi. Jego czerwone oczy świdrowały mnie, nie bałam się go, wręcz przeciwnie. - Ty wiesz, prawda? - uniósł jedną powiekę ku górze. - Wiesz dlaczego ona się tak zachowała?
-Wiem. - chciałam coś powiedzieć, ale przeszkodził mi w tym jego palec. - Nie powiem ci, wkrótce sama się dowiesz.
-To „wkrótce” jak to określiłeś będzie trwało wiele lat! - fuknęła na niego. Jego kciuk przetarł kształtne usta. Wpatrywał się w oczy, a potem w różowe usta, które miała niczym jasna róża. Patrzałam na niego, jego oczy były inne, nie chciał pić krwi. Raczej chciał czegoś innego, o wiele innego.  Przełknęłam ślinę, w moim brzuchu jakbym miała motylki. Nie tych motylków nie powinno być, jest przystojny zgodzę się, ale to zwykły, bezlitosny wampir. Zabije każdego! Zbliżał się do mnie, nie wiedziałam co mam z robić. To jakaś paranoja, jego usta od moich dzieliły milimetry. Zimny oddech drażnił moje wargi, przeszedł mi po plecach nieprzyjemny dreszcz. Przymknęłam powieki, a za miast bólu poczułam jego zimne wargi na swoich. Delikatne pocałunki stawały się bardziej pochłaniające jego uwagę. Nie zwracał na nic innego uwagi. Jakby się otrząsnął z tego wszystkiego. Oderwał się ode mnie, tym samym swoimi kłami zadrasnął Lekko dotknęłam. Mógłby tak nie reagować. Zostałam okryta kołdra. Co go napadło tak nagle? Zatrzasnął drzwi za sobą. Był zły na siebie? Ale nic nie rozumiem. Po co wampir całował człowieka. Językiem zlizałam krew i poczułam metaliczny smak. Okryłam się wygodnie kołdra. Wpatrywałam się w poduszkę. Dziwnie się zachował. Nie widziałam jeszcze u nikogo takiej reakcji. Usłyszałam ryk, ale nie zareagowałam. A jeszcze to przyjęcie, na którym z pewnością będę musiała być. Westchnęłam. Nie chce tam być. To jego przyjęcie. Zaprosił swoją rodzinę, a ja mam z nim tam być? Nie Am mowy. Pójdę gdzieś. Może do Hinaty? Tak, nie będę z wampirami siedzieć. Jakoś zmuliło mnie i zasnęłam. Chciałam śnić o tym jak stanę znowu w zamku u siostry, ale to chyba było nie możliwe. Poczułam zimną dłoń, która mnie obróciła? Znowu mi się zdaje. Czy to sen? Chyba tak.
-Nigdzie nie pójdziesz, księżniczko. - to jednak sen. Wszystko od teraz jest moim ostatecznym snem? Tak. To będą ostatnie dni mojego życia. Długo nie będę z nimi.

~*~
Rozdział jest. Myślę, ze się podoba.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz