czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział pierwszy


1490. Ten rok jest początkiem grozy dla ludzi. Nikt nie próbował zadzierać z Nimi. Każdy się boi. Nie dziwię się im. Każda noc może być zagrożeniem. Trwa już to tak długo, że zdążyłam się do tego chaosu przyzwyczaić. Wiedzą o każdym naszym ruchu, każdym położeniu, o sytuacji w królestwie. O wszystkim. Są Oni ukryci. Położenia nikt nie znał. A, gdyby mój ojciec znał już dawno by zaatakował. Nie zwlekałby. To są same przechwałki.
Moje siostry. Tak, mam siostry. Trójkę, a w dodatku starsze. Ne mi zawsze wszystko rozkazują, a ja niewinna wszystko robię. Jestem z nich najmłodsza. Urodziłam się czwarta z kolei. Po moim porodzie umarła matka. Obwiniali mnie za to, lecz nie wszyscy jedynie Ino. Moja pierwsza siostra. Była do matki przywiązana najbardziej ze wszystkich. One wiedzą wszystkie coś o matce, a ja? Nic. Nawet nie wiem jaka była. Z opowieści ojca wynika, że była dobrą kobietą. Kochała każdą, mnie na pewno by też pokochała.
Siedziałam na kwiecistej łące. Przy sobie miałam pełen koszyk przeróżnych kwiatów, a jeden trzymałam za łodygę wpatrując się w niego. Zmierzcha. Nie chce mi się iść do pałacu. Wolałabym tu przesiedzieć jeszcze parę godzin. Ojciec na pewno wpadł w panikę. Zaraz będzie ciemno, a  ja jeszcze na dworzu. Dzisiaj cały dzień. To dla nich i tak za dużo. Myślą, ze księżniczki powinny być za murami pałacu. Wcale nie! Szybciej coś nam tam się stanie, niż po z nimi.
-Sakura! - usłyszałam podniesiony głos jednej z sióstr. Obróciłam się.  Kobieta stała w jasno granatowej sukni. Ręce miała zawieszone na piersi. A prawa nogą tupała zawzięcie. Była zdenerwowana. Czy najmłodsze zawsze mają najgorzej? Uśmiechnęłam się delikatnie do niej. - To nic ci nie da. Nabrałam się na to jeden raz. Więcej sobie nie pozwolę. - spojrzałam na nią błagalnie - nawet się nie waż. Ta mina już na mnie nie działa. Sakura proszę. No dobra. Ja ci wybaczam, ale pomyśl co ojciec przechodzi ze strachu. Wyrywa sobie włosy. - mówiła. Wstałam i złapałam koszyk za uchwyt. Przeszłam przystosowanym krokiem dla księżniczki. Mój ojciec był królem, a w dodatku takim który się bał Nich. Ruszyłam z siostrą do pałacu. Za chwilę zapadnie ciemność. Raz, chociaż raz chciałabym na świeżym powietrzu przesiedzieć koło moich kwiatów i patrzeć się w srebrny księżyc. Tylko, ze to nie możliwe. Reguła! Przed zmierzchem być w pałacu, w swojej komnacie. I tak tego nie przestrzegałam. Mijaliśmy przechodnych. Patrzeli się we mnie. Zawsze we mnie. Nie wiem, dlaczego? Może dlatego, że natura obdarzyła mnie tym wyglądem. Mam długie różowe włosy, soczyście zielone oczy. A figura? Jak u każdej nastolatki. Szczupła, piersi w sam raz. Nie robiło to dla mnie najważniejszego wrażenia. Obchodziło mnie jaka jestem.. Najważniejsze w drugim człowieku było wnętrze, to co nosi w sercu. Mleczna skóra podkreślała mi rysy każdej części ciała. Taka skóra była rzadkością u kobiet. Każda chciała taką mieć. Byłam w królestwie jedyna, która posiada taki zaszczyt.
 Tylko, że wiele osób tego nie rozumiało. Weszliśmy przez wrota do pałacu. Nie chciałam iść do ojca, bo znowu cos wymyśli. Straże otworzyły wrota. Ojciec chodził w tą i wewtę z niecierpliwości.
-Sakura nareszcie. Wiesz jak się o ciebie martwiłem. - mówił - Dziękuję ci TenTen - zwrócił się do mojej siostry, która w tej chwili stanęła przy dwójce innych. - Twoje zachowanie jest haniebne coraz bardziej. Miałaś przed zmierzchem się wstawić w pałacu. A już jest prawie po. Wiesz, ze Oni mogli ciebie złapać. Nie wybaczył bym sobie tego. Jesteś moa najmłodszą córką. - podeszłam do niego powolnym krokiem i wpięłam kwiatek w kieszeń piersi.
-Obiecuję. Poprawię się.
-Ile to już mi obiecywałaś? - zapytał. Ile? Hm… Nie wolę liczyć, ale dużo. Nie moja wina, że kocham spacerować po lesie i przesiadywać na łąkach z jeziorami. W królestwie nigdzie nie było jeziora, więc mogłam siedzieć na łące z kwiatami. -Pamiętaj, że..
-Księżniczka zawsze musi dotrzymywać słowa. Tatku pamiętam to. Nie musisz mi tego przypominać, ale to moja wina, że chcę być wolna niczym ptak? Znasz mnie. Kocham naturę i wolę przebywać w jej otoczeniu, a nie w pałacu. Ten wiatr w włosach, zapach kwiatów.  Czuję, że żyję. Tam jest mój świat. Na zewnątrz. Nie tu. Za murami jest inny świat. Mój świat. - uśmiechnęłam się. Zaczęłam nucić jakąś piosenkę i porwałam ojca do krótkiego tańca. Zaśmiał się cicho. Wiedział jak ja to kocham. Taniec, kwiaty i całą naturę. Ona była moim życiem. Nie mogłabym się od niej rozdzielić.  Oderwałam się od ojca.
-Ojcze tak księżniczka nie powinna się zachowywać. Nie przyszła na zebranie księżniczek. A ty jeszcze ja oszczędzasz. Powinna chociaż dostać jakąś ciężką karę. No proszę cię, nas byś od razu ukarał. Ale ona jest święta. Powinna być tak samo traktowana - wypowiedziała moja najstarsza siostra - Ino. Nienawidziła mnie przez to, że odebrałam jej matkę. Próbowałam się do niej zbliżyć, ale to było na nic. Zawsze coś nam przeszkadzało w tym. Albo była to jej zawziętość na mnie, albo to ja nie potrafiłam się do niej zbliżyć.
-Ależ Ino. Nie powiedziałem, że kara jej nie ominie. Będzie musiała odpłacić za to, ze nie przyszła. Damy jej najcięższą pracę, którą robi się wiosnę. Będziesz pieliła ogródek razem z… - podbiegłam do niego całując w policzek. Nie wiedział o co chodzi. Lubiłam pracować przy kwiatach. Chyba byłam jedyna z księżniczek, która kochała prace i spacery po ciemnym lesie. Nie obrzydzało mnie to tak, jak moje kochane siostry. Uśmiechnęłam się.
-Tato to nie jest dla niej kara! Ona lubi pracować, a najbardziej przy kwiatach. - mówiła blondynka. Ona mnie nienawidziła, ale ja miałam z nią na odwrót. Kochałam wszystkie siostry.
-Córko, ale żadnej innej pracy nie ma. Wszystko zrobiła prawie służba. - wypowiedział. Spojrzałam na wielkie okno nie było już widać słońca. Zaszło. Teraz są te godziny, w której każdy się lęka nawet własnego cienia. - Sakura. Niepokoi mnie coś.
-Co takiego tato? - zapytałam. Znowu z pewnością chodzi o mnie jak zawsze. Martwi się o mnie, że sobie coś zrobię byle jaką pracą. Jestem już dosyć dorosła, sam nas uczył, że trzeba być odpowiedzialnym.
-Twoje siostry w tym wieku miały już męża, a ty nie masz nikogo. Musimy ci znaleźć męża. - wypowiedział. Zdziwił mnie tym. I tak nie wyjdę. Nie w tym wieku jestem za młoda. Chce jeszcze zasmakować wolności. A tu będę więźniem samej siebie. Będę musiała zachowywać się z elitą. Nie chcę tego!
 -Tato, ale ja nie chcę. Jestem za młoda by wychodzić za mąż. Może w wieku dwudziestu pięciu lat? - zapytałam. Błagam niech powie tak. Przybrał poważny wyraz twarzy. Tym razem się nie uda. A bardzo chcę, aby się udało. Wolę już zginąć z Ich rąk, niż się żenić. Wolność jest czymś wspaniałym. A ja chodzę po tym świecie osiemnaście lat i mam już się żenić? Nie, nie pozwolę na to. Dla mnie ten czas chcę poświęcić na wolność.
-Nie. Znajdę ci męża - mówił rygorystycznie.
-Ale ja nie chcę. - wypowiedziałam. Zbierało mi się na płacz. Nie chciałam, po prostu nie chciałam. To nie było to czego teraz pragnęłam. Miłość? Nie. To by był przymus. - One wyszły z miłości. A ty mnie chcesz zmusić do za mąż pójścia. Nie zgadzam się na to! - patrzałam na niego załzawionymi oczami.
-Nie obchodzi mnie to. Wyjdziesz za mąż czy tego chcesz czy nie. Jestem królem i ja tu rządzę, a ty jesteś moja córką. Musisz się podporządkowywać. - wypowiedział. Chwyciłam rączkę od koszyka. Ino będzie zadowolona z tego powodu. Zawsze chciała cos na przekór mnie zrobić, ale nie wychodziło jej. Teraz robi to ojciec, i to ją z pewnością zadowoli. - A na dodatek tego. Jutro idziemy do wyroczni, zobaczymy co cię czeka w przyszłości. Nie mam zamiaru słuchać, że nie chcesz wychodzić za mąż. Miałaś dużo czasu, aby sobie znaleźć męża. Nie zrobiłaś tego. Ludzie mówią, że jesteś najładniejsza z księżniczek powinnaś mieć męża i dużo adoratorów. A ty żadnego nie masz. Czy Sakura coś jest nie tak? Mężczyzn jest dużo, a ty żądnego sobie nie potrafisz wybrać?! - krzyknął. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam na niego patrzeć. Chce jak najszybciej nas wydać.
-A czy każda księżniczka musi wychodzić za mąż? - zapytałam.
-Tak, to jest tradycja. W wieku osiemnastu lat każda powinna wyjść. A ty też wyjdziesz. Za parę dni wyrządzę bal. Będziesz musiała sobie wybrać przyszłego męża. Nie obchodzi mnie co o tym myślisz. Wyjdziesz za mąż dla królestwa. Bez miłości czy też z miłością! To twoja sprawa. Chcę dla ciebie jak najlepiej i wiem, że to będzie najlepsze. - odeszłam. Już nie chciałam tego słuchać. Miałam dosyć. Zauważyłam smutny wzrok Hinaty. Ona jedyna była wrażliwa na takie rzeczy. Też myślała, że wyjdzie za mąż z przymuszenia. Ale nie. W ostatniej chwili znalazła kogoś drogiego sercu. I teraz jest szczęśliwa. A jej mąż? Jest zawsze szczęśliwy i uśmiechnięty. I ja mam być mężatką? Nie nadaję się do tego. Nie będę potrafiła być dobrą kochającą żoną.
-Sakura! - usłyszałam donośny krzyk. To był właśnie kochający mąż Hinaty.
-Naruto to nie przystoi wydzierać się w pałacu i w dodatku do księżniczki. Jak zawsze poważny Sai, mąż Ino. Wybrała też z miłości. Spojrzałam na nich, byli ubrani jak na zebranie rodzinne. No tak oni szli ze swoimi żonami. Zawsze zostawałam sama, by pomyśleć nad wszystkim. Teraz jedynie do przemyślenia będzie bal, w którym to ja muszę wybrać męża.
-Sai ma rację. Nie wydzieraj się tak. To pałac, a nie targowisko. A do księżniczki powinieneś jakoś kulturalniej się odnosić. - wypowiedział mąż TenTen. Zawsze byli innego zdania. Nawet nie zauważą, że zniknę. Zawsze są sobą zajęci. Jeśli chodzi o rozmowę… Każdy z nich jest moim kochanym szwagrem. Z nimi mogłabym długo przesiedzieć na rozmowach. Ruszyłam do swojej komnaty, która była po środku korytarza, gdzie było ciemno, żadnej świecy. Niczego! Sama ciemność. Zawsze brakowało, albo i się wypaliła.
-Nie otwieraj okna dzisiaj. Pamiętaj. Noc jest zakazana dla nas.
-Tak oczywiście. Nie martwcie się. Zawsze zamykam. - kłamałam. Zawsze miałam lekko uchylone. Gorąco mi było. Nie zamykałam je. Nie chciało mi się. Wolałam mieć otwarte. Może Ktoś do mnie przychodził w nocy. Ale zawsze żyłam, gdy się budziłam. Nic nie było zostawione na mnie, ani wokół mnie...  Stanęłam w ciemnościach. Chwyciłam klamkę i pchnęłam wrota. Weszłam do pokoju zamykając drzwi. Jedynym strumieniem światła był księżyc, który wpadał przez zamknięte okno. Podeszłam do okna i usiadłam na niskim parapecie. Westchnęłam. Podkuliłam nogi do klatki i opatuliłam rekami. I oparłam podbródek na kolanie wpatrując się w zagęszczony ciemny las. Noc z pięknym księżycem. Oni mają wspaniale, gdyż mogą co chwilę być w te noce na świeżym powietrzu. Chciałabym być chociaż raz w nocy. Tak, ale są reguły i trzeba ich przestrzegać. Oparłam głowę o ścianę i wpatrywałam się nadal w las. To nie jest i tak wolność. To więzienie jak dla mnie. Spojrzałam na dłoń w świetle księżyca. Tak jak ludzie mówili. Moja skóra jest niczym mleko. Przecież u ludzi się to nie zdarza! Ludzie nie mogą mieć bladej skóry. Może zdarzają się wyjątki, a ja nim jestem?! Westchnęłam ponownie. Przeniosłam wzrok na plac pałacu. Zauważyłam jedną osobę. Osobę? Mi chyba się coś pomyliło. Zauważyłam jednego z Nich. Gonił za biednym nietoperzem. Wskoczył na mury i zaczął się wspinać. Patrzałam na Niego. Był to blond włosy mężczyzna uśmiechający się. Wspiął się szybko, znalazł się na mojej wysokości. Patrzałam się na niego. Spojrzał wprost na mnie. Puścił persie oczko. Wzruszyłam ramionami.
-Lubię to!
-Ja też. Chociaż mały trening. - zaśmiał się jeden z Nich.
-Zgłodniałeś? Bo jestem strasznie głodny. Może by tak… - więcej nic nie usłyszałam jakby się rozpłynęli. Mieli tek blisko. Dlaczego?  Nie ważne. To pytanie zostawię na potem.
Czemu tak to jest? Czemu o tej porze mi się nie chce spać? Jest prawie już pierwsza, a mi się nie chce. Powinno. Zawsze jestem na nogach od szóstej, nawet wcześniej. Nie musiałam potrzebować wielu godzin, aby się wyspać. Najwięcej trzy… I idę w swoje miejsca lub patrzę jak ludzie pracują. Westchnęłam. Musze chociaż spróbować zasnąć. Zeszłam z parapetu. Chwyciłam na plecach sznurek i pociągnęłam. Zdjęłam pierwszą część różowej sukienki - gorset. I resztę zdjęłam tez. Stałam naga przed lustrem. Nie nosiłam bielizny na piersi, bo po co. Nie była potrzebna. A drugą część jak najbardziej nosiłam. Założyłam na siebie piżamę sięgająca do kolan z jedwabiu i cieniutkiego różowego materiału. Na ramiączkach, a przy piersiach umieszczona byłą koronka, aby nadać ładniejszy wygląd. Otworzyłam lekko okno. Nie bałam się Ich. Jakoś nie miałam do tego wszystkiego odrazy. Zasłoniłam się kołdrą. Jakoś teraz dziwnie poczułam się śpiąca. Sen jakoś przychodził szybko jak i odchodził. Byłam dziwną kobietą. Każdy z pewnością mi by to powiedział. Sama mogę się przyznać, ze jestem dziwna. Przymknęłam powieki i zasnęłam. Po co było mi to wszystko? To życie jest dziwne. W nocy słyszę jakby ktoś chodził, ale to nie możliwe. Bo, gdy się budzę nikogo nie ma. Zawsze mam jakieś sny. Sama nie wiedziałam ile spałam, ale otworzyłam powieki. Nad sobą zauważyłam Kogoś. Jego ręce były blisko mojego ciała. Stał nieruchomo. Jak On się tu znalazł? Moim oczom ukazał się Kosmach kruczoczarnych włosów, a  także soczyście krwawe oczy. Nie krzyczałam, to by nie miało sensu. Chciałam zauważyć coś więcej, ale nie potrafiłam. Słyszałam tupanie, charakterystyczne dla mojej najstarszej siostry. Przymknęłam powieki. Nie chciałam, aby wiedział, że nie śpię. Miałam nadzieję, że go już nie ma. Otworzyłam powieki. Nie było. Oparłam się na łokciach. Widziałam jego tył, nie obracał się. Może wiedział, że się obudziłam. Ale czego on tu szukał. Był nachylony nade mną. Musiał coś chcieć ode mnie. Ale co? Sama nawet nie wiem. Położyłam się z powrotem. Świetnie już nie zasnę. Czuję się za bardzo orzeźwiona. A słońce zejdzie za godzinę. Położyłam się z powrotem i wpatrywałam w sufit.

2 komentarze: