czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział piąty


Bal rozkręcał się. Czułam mojego ojca wzrok na sobie. Tańczyłam z książętami, hrabiami. Niektórzy patrzeli na mnie pożądanie. A ja na żadnego nie skinęłam okiem. Nie chciałam wychodzić za mąż. Ojciec widział, ze nie jestem nimi zainteresowana. Denerwowało go to. Najwyraźniej myślał, że podporządkuje się jego rozkazowi. Nie, on się myli do wszystkiego. Nie pozwolę, aby ktoś kierował moim życie. Nie będzie mi rozkazywał co mam robić. Chociaż mam świetną zabawę. Dzisiejsza noc będzie nie zapomniana. Jak na razie mogę się cieszyć tą nocą, lecz na koniec nie będę mogła. Jeśli nie wybiorę mężczyzny swojego życia, nie będzie tak miło jak jest teraz. Kolejny taniec. Lecz to nie to co ja kocham, nie ten taniec. Taki ktoś nigdy się nie znajdzie kto wpadnie mi w gust. Westchnęłam cicho. Co ta noc jeszcze mi przyniesie? Jakie będą niespodzianki? Czuję w sercu, że stanie się coś co jeszcze bardziej przesądzi moje życie. Spojrzałam się na ojca, jego mina wyrażała wściekłość do mojej osoby… Tańczyłam. Nie przejmowałam się niczym. Nawet moim partnerem. Chciałam wsłuchać się w swoje odczucia, ale nie mogłam. Wiele rzeczy mi przeszkadzało. Trzask. Świece wszystkie zgasły, muzyka przestała grać. Partner odchodził do tyłu. Spojrzałam w jego oczy, wyrażały strach. Wszystko ma się teraz popsuć?! Spojrzałam tez na innych. To samo mogłam wyczytać z ich twarzy. Odsuwali się, stałam sama po środku Sali. Czy to właśnie ma tak wszystko wyglądać? Powiał silny wiatr w moją stronę. Kosmyki włosów muskały mi policzki. Poczułam przy tym przyjemną woń. Obróciłam się po woli do wrót. Czerwone oczy, śnieżno biała skóra. Kły? U niektórych było widać. Jeden z nich wyróżniał się. Nie miał kłów. Był inaczej ubrany. Bluzkę siatkowaną, na tym białą koszulę z czerwona obwódką i czarną marynarkę. Białe rękawiczki. Na szyi czarny pasek. Popatrzał na każdego po kolei. Zatrzymał się na moim ojcu. Nie widziałam jego twarzy, było za ciemno, aby ją dobrze dostrzec. Jego szkarłatne oczy się wyróżniały. Jeden wampir niecierpliwie się poruszał. Najbardziej z nich chciał krwi.
-Cesarzu to nie ładnie tak robić. - spojrzałam na ojca. On patrzał się zdziwiony, i ze strachem na tego ubranego inaczej. - Nie dostaliśmy zaproszenia na ten bal. A powinniśmy. Cóż i tak się wprosiliśmy. To skorzystamy z tego przyjęcia. - jego szkliście krwawe oczy wylądowały na mnie. Blask księżyca oświetlił moje ciało. Tylko nie to. Przepowiednia nie ma się sprawdzać. Patrzałam w jego oczy. Czułam strach? Raczej nie, wiedziałam co się stanie. Prędzej czy później musiało się to stać. Wszystko jest możliwe. Zbliżał się do mnie. Patrzałam na niego. Knoty świec błysnęły czerwonym płomieniem, gdy przechodził obok nich. Mężczyzna miał ciemne długie włosy, które opadały mu na obojczyk.
-Zostaw ją. Ona nic nie zrobiła. - mówił. Przeniósł wzrok na ojca, który chciał najwyraźniej mnie obronić przed nim. Było już za późno. Wszystko miało stać się tej nocy, gdzie dobrze się bawię. Ta noc nadeszła.
-Zrobiła za wiele. Stała się miękka, czująca i wrażliwa. Przyszła pora, aby to zmienić. - wypowiedział nic nie czującym głosem. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Co on chce we mnie zmieniać? Moją osobowość?! Chyba sobie wymarzył. Nie pozwolę nikomu tego zrobić. Za cenę tego co zyskałam. Nigdy! Wampiry? Nic nie czujące stworzenia, a chcą we mnie coś zmieniać? Mój ojciec patrzał na niego pytająco, ale nie odpowiedział zbliżał się do mnie. Te oczy czegoś pragnęły. Krwi? Rządzy mordu? Może. Nie wiem. Wampirze oczy są straszne, ale jego jakieś spokojne. Stanął naprzeciwko mnie. Patrzałam na jego tors. - Czy można prosić? - zapytał podał mi rękę jak do tańca. On chce ze mną zatańczyć?
-Nie, zostaw ją w spokoju. - mówił ojciec. Chciał podejść, ale inni go trzymali. Najwyraźniej dobrze robili. Nie chcę go stracić. On jest moim ojcem, który musi być i rządzić królestwem. Podałam mu rękę. Lekko zimny. A słyszałam, ze wampiry są jak lód?! Może jadł. Tak, to bardziej prawdopodobne. Spojrzał się w bok na muzyków i chwycił mnie w tali przyciągając bliżej siebie. Pierwszy raz byłam tak blisko wampira. Ruszył w takt muzyki. Tańczył inaczej niż moi partnerzy. Miał szybsze i zwinniejsze ruchy. Jak na wampira oczywiście. On chyba był Ich całym przywódcą. Pochylił mnie. I stanął w bezruchu. A jego głowa znajdowała się koło mojej tętnicy szyjnej. Jego nos jakby wciągał mój zapach. Jego zimne usta.
-Wybacz - powiedział tak cicho, abym zrozumiała tylko ja i z pewnością inne wampiry. Ból i okolicy szyi. Ugryzł mnie. Czułam jak wysysa ze mnie życiodajną ciecz. Musiał być głodny. Nie szarpałam się. Jeśli to miał być koniec. To będzie! Spojrzałam na Ino przechylając głowę. Uśmiechała się. Jak zawsze wszystko jej teraz pasowało. Moja śmierć na jej oczach?! To był dla niej raj. Teraz mam zapłacić za to, że przyszłam na świat i matka zginęła. Za to wszystko muszę zapłacić. Ale po co matka by przychodziła do mnie pokazując mi moje narodziny. To nie ma najmniejszego sensu. Co mi przez to chce powiedzieć? Czy ja mam rozwiązać jakąś zagadkę?  Spojrzałam na Hinate po policzkach płynęły łzy. Naruto przytulał ją. Oby nic nigdy im się nie stało. Nie chcę widzieć jak oni cierpią. Zrobili dla mnie wiele.
A śmierć? Każdego czeka z ludzi. Na mnie teraz musiała przyjść kolej. Miałam nadal siły na wszystko. Dlaczego? Powinnam zemdleć. Być nie przytomna. Dziwne to wszystko. Wyjął swoje kły z szyi. Popatrzałam na niego. Zauważyłam jakby nikły uśmiech. Oblizał się. Nadal mnie trzymał. Powinnam umrzeć, tak mi się zdaje... Lekko ciekła mu krew z koniuszka ust. Nie wyglądał tak ładnie. Kciukiem mu wytarłam szkarłat mojej krwi. Patrzał się na mnie w skupieniu. Był z takiego bliska bardzo przystojny.
-Nie byłaś tak traktowana jak chciała twoja matka. - popatrzał na ojca. Postawił mnie na równe nogi. Lekko się chwiałam z braku krwi. - Twoje dwie siostry tez nie są lepsze. A ojciec ci rozkazuje wyjść za mąż. Ona tego nie chciała. Chciała by była wolna. Ty cesarzu powinieneś to wiedzieć. Powiedziała ci to. - nie rozumiałam ich. O co im wszystkim chodzi? Szedł do ojca. Wszyscy inni się odsuwali. Oczywiście oprócz moich dwóch sióstr. Stały twardo przy nim. Moja starsza o parę lat siostra podbiegła do mnie i przytuliła. A moja dłoń trzymała dwa ukłucia, aby nie krwawiło. Odchyliła moja dłoń. Na pewno miałam zaczerwienienie. Przykleiła mi coś. Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się do mnie. Dopiero zauważyłam, że przy niej stoi Naruto.
-I co z tego? To jest tradycja każda księżniczka powinna wyjść za mąż, po skończeniu osiemnastych urodzin. - mówił. Wampir chwycił moje siostry stojące przy tacie i wyrzucił je do tyłu. Ino zatrzymała się obok mnie, a TenTen przeleciała przez stół. Widziałam w tych jej oczach nienawiść do mnie.
-Ta tradycja nie musi być prawdziwa. To tylko głupie zasady. - wypowiedział.
-Jesteś przeklęta - usłyszałam. Krzyk z jej gardła. Spojrzałam na jej nogi, na jednej z nich stał on. Wampir! Patrzał na mnie. Serce mi drgało z bólu. Złamał jej drugą. Kolejny krzyk. Co on wyprawia! Nie chcę tego widzieć. Nogi miała zmiażdżone, kości wystawały po za ciało. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam na to patrzeć.  Stanął przy jej głowie, spojrzał na nią.
-Musisz się czegoś nauczyć w końcu, Sakura - on mnie zna. Skąd? Nie powiedziałam mu jak się nazywam. Lekko drżało mi już wszystko widząc co chce zrobić.
-Proszę cię. Zostaw ją! - powiedziałam głośniej. On się zaśmiał. Mogłam się spodziewać, ze tak to będzie. On nie zna litości. Nie chcę, aby ona umarła. Ale tej miazgi nikt porządnie nie wyleczy.
-Nie ma takie opcji. - sama nie wiedziałam kiedy. W ręku trzymał bijące jeszcze serce. Trzęsły mi się dłonie - wszystko. Wyczuł to. Stanął na  ciele mojej nieżywej siostry. Szedł w moja stronę. Oddalałam się. Napotkałam stół po drodze. Nie mogłam już nigdzie uciec. Stał naprzeciw mnie. Trzymając w dłoni serce, które już przestało bić, ale wydostawała się para. Było jeszcze ciepłe. - Dlaczego się boisz? Nie powinnaś. Stałaś się przez te lata taka słaba? - usłyszałam gwar. Inne wampiry chyba się niepokoiły. Poczuły duży zapach krwi. Ścisnął serce siostry. Pękło.. Zostałam opryskana krwią. Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Brudną ręka od krwi wytarł mi kryształowa ciecz. - Zrobię z ciebie całką inną kobietę. Taką jaką ja chcę ciebie widzieć. - Chwycił mnie za nadgarstek i ciągnął do wyjścia.
-Zostaw mnie. Z żadnym wampirem nigdzie nie pójdę! - próbowałam się wyrwać. Nikt nie chciał się w to wtrącać. Po co się stoją i patrzą na to wszystko? Powinni uciekać. Szarpałam się. Przeszliśmy koło ciała. Sukienka wybrudziła mi się krwią jak i buty. Wokół ciała Ino była krew. Nie zwracał nawet uwagi na moje sprzeciwy. Zaciskał coraz mocniej, czyli coś musiało go denerwować. A raczej ja. Nie chcę stać się mordercą. I co on chce ode mnie?! Przyciągnął mnie do siebie. Moje dłonie znalazły się na torsie. A moje usta na jego. Całował mnie!! Pomału traciłam siły. Czułam wszystko jak już opadam na jego ramię. Był jakoś dziwnie teraz ciepły. Może to po krwi, ze się najadł? A jego woń była słodka. Pachniał pięknie. Nie mogłam powiedzieć nie o tym przepięknym zapachu. Znalazłam się nad ziemią w jego ramionach. Nie miałam siły na nic. Szkarłatne oczy patrzały się na mnie.
-Nie radzę nikomu jej szukać. Sami zginiecie. Ona do nikogo nie wróci. Będzie wśród nas - wiecznie! - powiedział głośniej. - A teraz na mnie już pora. Przyszedłem po to co chciałem. Mogę już stąd iść. Do zobaczenia. A raczej żegnajcie. - uśmiechnął się. - Deidara
-Tak?
-Macie swoja wyżerkę. Zabić wszystkich. Oszczędzić jedynie dwójkę. Wiecie kogo. - wypowiedział opanowanym głosem. Przerażał mnie. Chce wszystkich zabić. Ojca, siostry moich szwagrów. Moich bliskich. Nie może. Tylko co taki bez silny człowiek może zrobić? Nic. Czekać na swoje ostatnie tchnienie. Jeden z wampirów kiwnął głową i uśmiechnął się... Każdy z nich musiał być głodny i chęć do zabijania pałała w nich. Spojrzałam na moją siostrę. Przytulał ją mąż. Obraz jeszcze się nie rozmazywał. Patrzałam się na tors mężczyzny, który mnie trzymał.  - A ty moja droga już nigdy nie pojawisz się w tej wiosce. Będziesz razem w naszym królestwie żyć. - co mogłam zrobić jak wszystko miałam sparaliżowane  w tej chwili. On chciał, abym była z nimi, ale ja nie chciałam. Nie chcę znowu podporządkowywać się rozkazom. Całe życie mam mieć takie? To głupie. Nigdy nie będę wolna. Poczułam wiatr we włosach. Szedł przez plac pałacowy. Krzyki, jak i zatrzaśnięcie wrót. Zacisnęłam dłoń na koszuli. Wszędzie są skały. Zmierzał do swojej posiadłości.
-D…Dlaczego to robisz? - zapytałam. Plątał mi się przy tym język. Patrzałam na jego oczy, szkarłat był tak soczysty jak krew. Popatrzał się na mnie, powieki zamykały się już.
-Muszę - wypowiedział. Musi? Niby co? Porywać mnie do swojego zamku?! To głupota, po co chce mnie u siebie. Nie pasuję tam. Człowiek i wampiry razem. Szliśmy ciemnym lasem, w który nigdy się nie zapuszczałam. Przed zamkiem się znaleźliśmy. Był wielki i ciemny. Otaczały go krzaki jak i róże? Tak, to były przeróżne róże z kolcami. Czerwone, niebieskie, różowe, fioletowe. Kolory, które też lubiłam. Tylko nie widziałam jednego. Czarnego! Szedł korytarzem, były okna lecz pozamykane szczelnie i wisiały na nich ciemne zasłony, które chroniły ich przed światłem.  Moja głowa opadła na tors mężczyzny. Poczułam coś miękkiego na plecach. Widziałam jeszcze jego oczy.
-Panie. Już gotowe -  mówił jeden z wampirów. Obrócił głowę na swojego podwładnego. Musiał tu rządzić skoro jest innym z wampirów.
-Dobrze.
-Jak na nią jest silna. Powinna już dawno spać. - patrzał na niego zimnym wzrokiem. - Dobrze, dobrze już nic nie mówię. Pójdę sobie. - odszedł zamykając drzwi. Poczułam ciężar na łożu. Siedział. Wpatrywał się we mnie. Nie widziałam u niego kłów, musiał schować. Przymknęłam powieki. Poczułam jeszcze na czole dłoń, która odgarniała mi włosy.  Nic nie poczułam dalej. Zasnęłam. Sama nie wiedziałam co mi wstrzyknął do organizmu, że chciało mi się tak spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz