czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział trzynasty


Nie wiem po co przywlókł mnie do tej Sali Balowej. Tak na mój gust wyglądała. Była duża, a w niej były duże okna i miałam widok na zamek mojej siostry. Ciekawe co ona tam robi? Oby tylko o mnie nie myślała. Nie chcę jej tu spotkać. Inaczej coś może się stać czego by nie chciała. A najwyraźniej ona będzie tęsknić, a nie chcę by mojej jedynej siostrze coś się stało. Stałam sama przy dużym oknie i wpatrywałam się w lasy, domy jak i dom czarownicy. Ona mi przepowiedziała przyszłość. Już prawie połowa się sprawdziła. Powinnam wszystko robić na przekór, ale na pewno gdy będę się starała nie wyjdzie mi.
Czułam na sobie przenikliwe spojrzenia wampirów. Nie przejmowałam się nimi. Oni mnie nie obchodzili. Interesowałam się teraz sobą, a dlaczego? Było proste. Coś się ze mną stało i zrobiłam krzywdę Karin. Powinnam zrozumieć to, ale nie potrafię. A zamienić się w wampira nie mam ochoty. To by wykończyło mnie psychicznie. A silna nie jestem…
Nie czuję się na siłach by być w takim towarzystwie. Wszyscy tylko patrzą na mnie, jakby chcieli czegoś. Krwi. To zdaje mi się być ich największym atutem. To właśnie przez nią się gapią jakbym była tylko pożywieniem. Spojrzałam na Itachiego, który rozmawiał z mężczyzną i kobietą. Bardziej był podobny do kobiety. Czyżby to była jego biologiczna matka? Możliwe. Są do siebie podobni.
Na biodrach poczułam czyjeś ręce. Podskoczyłam. Obejrzałam się. Był to Sasuke, który uśmiechał się. Jego kły były widoczne. Co on ode mnie chciał? Poczułam ten znajome spojrzenie. Nie zaszczyciłam go swoim. Niech wie, że nic mnie nie interesuje. A w szczególności On.  Powinnam dobrze się zastanowić co robić. Uciec? Nie mogę. Daleko nie ucieknę, prawda?  Moje nogi  mnie nie poniosą. Jestem zwykłym człowiekiem. Nie mam w sobie niczego z nieśmiertelności. Tylko, ze…
Nie to nie możliwe. Nie mogę być wampirem dlatego, że wszystko we mnie jest człowiecze. Nie jestem zepsutym człowiekiem tylko jedną z wielu ludzi, którzy żyją w mieście. To powinno być skończone. Dlaczego mnie nie zbije.
Westchnęłam.
Jego brat popatrzał na mnie. Nie wiedziałam dlaczego. Obróciłam się w stronę okna. Było duże. Od sufitu po samą podłogę. Nie wiem czemu, ale chciałabym odejść stąd. Nie mam dokąd. Nie pójdę przecież do zamku. Będzie wiedział gdzie się znajduję. A tam jest moja siostra wraz z mężem. Musze dobrze zrozumieć siebie i nie tylko to. Także Itachiego. Co on ukrywa przede mną? Czego dowiedziała się Konan o czym nie wiem?! Pustym wzrokiem patrzałam przed siebie na krajobraz. Widziałam co mnie i bliskich może czekać, gdy się przeciw stawie Jego rozkazom.
-Powiedz… - usłyszałam obok. Męski baryton wyrwał mnie z zamyśleń. - Dlaczego tak cały czas rozmyślasz? To nie ma sensu. Powinnaś przestać myśleć o dawnym życiu. To nie ma już sensu. Musisz się w końcu z tym pogodzić. - mówił. Nie popatrzałam na niego. Zacisnęłam dłonie w pięść. Nic sobie z tego nie zrobił. Byłam człowiekiem! Delikatnym, pachnącym krwią.
-Niczym się z nim nie różnisz.
-Słucham? - zapytał.
-No z Nim - powiedziałam i popatrzałam na Itachiego. - Te słowa mówią już same za siebie. Pochodzicie z tego samego świata,  lecz ja z innego. Wy tego nigdy nie zrozumiecie co czuje człowiek, który został odebrany swojej prawdziwej rodzinie. - patrzałam na długo włosego bruneta. Jego hebanowa grzywka przykleiła się do policzka. Dwójka z wampirów od niego odeszła. Popatrzał na mnie. Uśmiechnął się chytrze. Nie rozumiałam. Westchnęłam ponownie. Ciężko było go rozgryźć. Trzeba rozwiązywać zagadki i inne potrzebne rzeczy by dojść do końca tej nie rozwiązanej sprawy.
-My dwoje różnimy się. Tylko on chce jak najlepiej dla ciebie. Powinnaś to zrozumieć.
-Mam to gdzieś. Nie potrzebuje jego pomocy. - powiedziałam. - Nie chcę nawet być jedną z was. To przekleństwo jak dla mnie. Dzieci diabła. - uniósł jedną brew. Nie rozumiał mnie? To nie zrozumie za parę lat. Nigdy nikt nie zrozumie moich pragnień i marzeń. Runęły wraz z porwaniem mnie do tego zamku. Nic już nie istnieje tylko wydostanie się stąd. Chwyciłam sukienkę by nie szorowała podłogi. Była za ładna. I co z tego, ze właśnie on ją wybrał. Podobała mi się i to wystarczyło bym założyła. Ruszyłam w stronę wielkich wrót, które musiały prowadzić do wyjścia.
-Gdzie idziesz?
-Czy to ważne? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. To nie powinno go interesować. Czułam spojrzenie na sobie. Ale to było takie przeszywające. Patrzał na mnie a nie wiedziałam czemu. Westchnęłam. Znalazł się tuż przede mną. Ominęłam go i szłam dalej. Poczułam na przedramieniu uścisk. Był mocny. Nie chciałam piszczeć, ani płakać.
-Dokąd to? - zapytał wpatrując się we mnie. Nie chciałam spojrzeć na niego, ale musiałam. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego ciemne niczym noc tęczówki. Były jakieś inne. Czyżby pił już krew? Nie. To nie możliwe. Nie byli na polowaniu. Chciałam wyrwać rękę, ale nie potrafiłam.
-To nie jest ważne.
-Jak dla mnie jest. Mów. - powiedział. Nie chciał mnie puścić. Wampiry nie przejmowały się tym co dookoła się dzieje. Ich to jakby nie interesowało. - Dzisiaj nie pójdziesz tak szybko tam. Zaćmienie słońca robi swoje. Więc… - nie dane mu było dokończyć.
-Idę za zamek. Po prostu chcę zostać sama. - powiedziałam. Patrzał na mnie. Był o wiele wyższy. Nie wiem czemu mu to powiedziałam. On zawsze wszystko wiedział. A czy doprowadzałam go do szaleństwa? Tego nie wiedziałam. Choć na pewno w niektórych sytuacjach tak. Widać było to po nim w naszych rozmowach. Odwróciłam od niego głowę, by nie patrzeć na niego. Jego druga ręka znalazła się na moim policzku. Była przyjemnie zimna. Zjechał na szyję i dwoma palcami delikatnie nacisnął moją tętnice. Przymknęłam powieki. Poczułam jego mroźny oddech na szyi. Jego usta pocałowały mnie w tętnicę szyjną. Zbliżył się do ucha.
-Nie typowo było by teraz napić się twojej krwi przy gościach. Zrobię to wieczorem, gdy będziemy sami. - drgnęłam. Widocznie to wyczuł. Co go dzisiaj napadło? Jest jakiś dziwny. Jakby pragnął poczuć teraz moją ciecz? To było dziwne. - Nie chcę mieć widowiska. A moja rodzinka zawsze jest ciekawska, Sakuro. Obiecuje ci, że tym razem to nie zaboli.
-Nie wierzę. - odparłam. Puścił mnie. Odszedł z nikłym uśmiechem. Nie wiedziałam o co chodzi. Choć wiedziałam, gdy będzie chciał to znajdzie mnie nawet na końcu świata. Nie ma dla niego drogi nie do przebycia. Zniknęłam za wielkimi wrotami. Znalazłam się w ciemnym korytarzu. Ten zamek jest pełen zagadek o których mało co wiem. Trzeba będzie się trochę rozejrzeć. A teraz mogę sobie spokojnie odpocząć.
Wyszłam z budynku. Kroczyłam wolno po trawie, która tu kwitła. Także na co kwitło wokół mnie. Wszędzie były róże. To lubiłam. W takim zamku gdzie były róże chciałam mieszkać. One wprowadzały we mnie jakiś spokój jakiego nie czułam bardzo długo. Zerwałam jedną różę koloru czerwieni. Patrzałam na jej płatki. Opuszkiem palców delikatnie dotknęłam główki kwiatka. Usiadłam przed oczkiem i wpatrywałam się  w główkę. Nie powinnam tego robić. Być tutaj i siedzieć. A jak ktoś uznam mnie za wampira? Nie było by dobrze. Popatrzałam na taflę jeziora. Nie pojawiało się moje drugie „ja”. A chciałam teraz z nią o tym wszystkim porozmawiać. Z nią jedyną mogłam. Szczerze już nigdy nie zobaczę nawet ciotki, którą naprawdę kochałam. Teraz pozostaje mi żyć w ciemności. Nie mam innego wyboru? Czy jednak mam? Śmierć była by najlepszym rozwiązaniem. Tylko czy On czegoś nie chce zrobić? Wampir. Tym będę miała się stać po śmierci? Nie chcę tak. To zaboli, gdy stanę się tym czymś. Śmierć przyniesie ukojenie, ale co jeszcze? Tylko nie życie wieczne. To nie może się stać. Popatrzałam na taflę jeziora. Zawiał przyjemny wiatr, który pobawił się moimi włosami. Po policzkach spłynęły mi pojedyncze łzy. Popatrzałam na róże.
-Chciałabym teraz umrzeć. - usłyszałam świst przecinającego liścia. Ruszyłam się wolno. Nie powinnam tego usłyszeć. To nie możliwe… Krzyknęłam głośno z bólu. Krew skapnęła na oczko wodne i rozpłynęła się. Brałam głębokie oddechy. Popatrzałam się na ranę. W moim ciele tkwiła dwu centymetrowa strzała. Po niej spływała czerwona ciecz robiąc plamy na soczyście zielonej trawie. Podparłam się rękami. Z buzi wyplułam sporą ilość szkarłatu. Wstałam na drżących nogach. Krew ze mnie lała się strumieniem.   Szłam potykając się od czasu do czasu. Przystanęłam przy wielkich wrotach do budynku. Chwyciłam czubek od strzały i przełamałam. Bolało, ale nie mogłam krzyczeć. Zakryłam to jakimś sposobem od przodu, ale tył na pewno był widoczny. Nie czułam się za dobrze. Kręciło mi się w głowie. Trzymałam się blisko serca, by zakryć wypukłość.
 Weszłam przez  wrota. Przeszłam parę kroków i stanęłam koło Sali, w której znajdował się Itachi. Nie mogłam tam wejść. Wszyscy wtedy by patrzeli i czuli moją krew. Usłyszałam skrzypienie klamki. Popatrzałam w tamtą stronę. Przede mną stanął brunet o ciemnych oczach, ale nie Itachim.
-Itachi..
-Nie. Sasuke. - powiedział żartobliwie.
-Nie żartuj sobie teraz. Zawołaj go. - powiedziałam. On się zaśmiał cicho. Nie wiedział co mi jest. Spuściłam głowę. Po policzkach spłynęły mi łzy. Bolało coraz mocniej. Czułam jak moje siły maleją coraz bardziej.
-Itachi… - usłyszałam głos Sasuke. - Sakura coś chce.
-Stęskniła się. - stwierdził. Oddychałam szybciej. Wiedziałam, że to może być chwila w której wszystko może się zakończyć a umrę właśnie tutaj. On wyszedł z pomieszczenia. Widziałam jego buty. Nie chciałam na niego spojrzeć. Chwycił mój nadgarstek i odchylił rękę, gdzie sączyła się krew.
-To nie moja wina. - powiedziałam. Popatrzał wściekły na brata. On wzruszył ramionami. Nie żyliśmy  zgodzie, ale chciałam by teraz mi pomógł. - Pomóż mi. - powiedziałam cicho, ale wiedziałam, ze on mi pomoże. Tylko on mógł.
-Sasuke, choć pomożesz mi. - powiedział. Oby dwoje mnie chwycili za przedramiona. Nie chodziłam już normalnie. Chwiałam się. Przechodziliśmy koło wampirzyc, które patrzały się na nas. Nie reagowałam na to w ogóle. Powieki mi drgały. Naprzeciwko nas szła Konan. Popatrzała na mnie, a ja blado się uśmiechnęłam. Była trochę wystraszona tym co widziała. Dlaczego? Nie przyzwyczaiła się do mnie aż tak.. Bez przesady. Ona wiedziała o jednej rzeczy, o której nie mogłam się dowiedzieć! Brałam głębokie oddechy. Dziwiłam się im, ze się powstrzymują od mojej krwi. Itachi wiem, że potrafi, ale Sasuke.  - Konan przynieś mi trochę krwi. A także inne potrzebne rzeczy. - nie mogłam się przeciwstawić. Byłam za bardzo zmęczona z powodu braku krwi. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym spałam. Posadzili mnie na łożu. Sasuke trzymał mnie.
-Co ty chcesz zrobić? - zapytał brat Itachiego.
-Wyjąć. - odpowiedział. Poczułam jego zimną dłoń przy strzale. Popatrzałam na niego słabo. Do pomieszczenia weszła Konan. Wszystko położyła na stoliku tuż przy biurku. Popatrzała na mnie. Nic nie zrobiłam tylko patrzałam na starszego wampira. Skupiał się na ranie.
-To się uda?
-Złam z tylu strzałę. - zrobił to jak kazał. - Możesz już iść. - dokończył. Wstał i odszedł. Drzwi się zamknęły. Zostałam z nim sama na sam. Przymknęłam powieki. Chwycił strzałę i wyjął szybko. Jęknęłam z bólu. Trzymał za ranę. Jego język delikatnie przejechał po ranie, która zrosła się szybko. Z tyłu już nie musiał tego robić. Czułam, że tez się wszystko zrasta. Usiadł obok mnie. Trzymałam się za pościel. Bolało mnie jeszcze przez cały czas. A brak krwi dawał o sobie znać. W jego dłoni zauważyłam całą miseczkę krewi. Chwycił mnie za brzuch. Przyciągnął do siebie i ułożył głowę na swoim torsie. Granice miseczki przystawił do warg. Poczułam ciecz w buzi. Połykałam za każdym razem. Odstawił pustą. Teraz gdy chciałam żyć musiałam pić dużą ilość krwi. Nie mogłam gwarantować nikomu, że przeżyję. Teraz mogę być pewna, że jest wszystko możliwe.  Zauważyłam jak swoimi kłami przegryza żyłę nadgarstkowa. Nie wiedziałam o co chodzi. Przystawił mi, abym się napiła.
-Nie
-Sakura jeśli nie napijesz się mojej krwi i tak umrzesz. Normalna krew ci nie pomoże. A moja cię wzmocni. Wiem, ze chcesz żyć nadal. Nie zamieni cię w wampira, więc napij się. - krew z jego nadgarstka sączyła się. Chwyciłam jego zimną rękę. Moje usta dotknęły skóry Itachiego. Zassałam się w ranie, którą sam sobie zrobił. Piłam jego krew, choć nie powinnam.
Nie mogę powiedzieć, że nie smakowała. Byłą inna od tych, które piłam. Jej aromat był pociągający. Jestem człowiekiem, ale jego krew jest inna. Taka słodka. A to nie jest możliwe… Zassałam się jeszcze bardziej. Smakowała. Przymknęłam powieki rozkoszując się. Na szyi czułam przyśpieszony oddech.  Westchnął błogo? Co jest? Zachowywał się jakby byli w stosunku seksualnym?! Nie powinnam pić jego krwi, ale naprawdę była smaczna.
Oderwałam swoje usta od jego nadgarstka. Oblizałam koniuszki ust. Jego dłoń i opuszki palców znalazły się po drugiej stronie szyi. Przymrużyłam powieki. Dawał dziwne ukojenie dla mojego ciała. Delikatnie obróciłam się. Wtuliłam się w niego co spowodowało tez upadek na łoże.
-Przyjemny jesteś. - było mi gorąco i w dodatku głowa mnie bolała. Czy ja to do niego powiedziałam? Chyba coś ze mną nie tak. Nienawidzę go, a jeszcze taką rzecz mu mówię. Czasami jest dobrze przytulić się do takiego zimnego i nic nie czującego faceta. Jego ręce znalazły się na biodrach. Słyszałam kroki. - Ktoś idzie.. - wyszeptałam cicho. On jakby drgnął. Może coś powiedziałam nie tak. Tak jak powiedziałam tak ktoś wszedł. Nie oderwałam się od zimnego ciała wampira.
-Przeszkadzam może? - usłyszałam męski baryton mężczyzny. Sasuke wszedł do komnaty. Do moich uszu doszło tłuczenie się szła. Wstałam z Itachiego do pozycji siedzącej. A jego ręka znajdowała się na moim udzie. Nie zabierał jej, jakby chciał mnie dotykać? Nie wiedziałam tego. Zauważyłam półprzytomnego mężczyznę. Lała się z niego krew, ale nie reagowałam na to.  - Masz swojego winowajcę. On strzelał z tego łuku - rzucił do Itachiego łuk i strzałę. Oglądał ostrze strzały. Zaśmiał się. Drzwi się zamknęły. Byliśmy w czwórkę w komnacie. Nie robiliśmy nic ciekawego, ale on i ja mieliśmy ze sobą coś wspólnego?! Któż to wie. Itachi złamał strzałę i łuk.
-Amator - wypowiedział słowa z kpiną. - Kto cię nasłał? - padło pytanie. Wstał. Nie wiedziałam czemu, ale nie chciało mi się ruszyć. Chciałam aby ten człowiek poniósł konsekwencję. Chciał mnie zabić. Nie miałam zamiaru jeszcze odchodzić z tego świata. - Nie odpowiesz. Wiesz chociaż kogo chciałeś zabić?
-Takiego jak TY.
-Chyba się pomyliłeś. Ona jeszcze nie jest wampirem. To człowiek. Taki jak ty. - powiedział. Spojrzałam na okno. Było zasłonięte. A dzisiaj i tak jest zaćmienie, wiec słońce nic im nie robi.  Chciałabym zobaczyć się z Hinatą. Tylko, ze po tym incydencie będę musiała tylko uciekać nic po za tym. Będzie trudno. Kary czy będę dostawała? Najwyraźniej. Nie mogę się jego bać. Muszę być silna, jak mnie zabije to trudno. Tylko, ze po co by ratował od śmierci? To jeszcze nie czas? Nie miałam bladego pojęcia. - Kto cię nasłał?
-Wal się! - odpowiedział. Stanął mu na nodze. Krzyknął z bólu. Miażdżył mu nogę. Nie miał dla niego litości. Jakoś byłam teraz ożywiona. Nie chciało mi się spać. Raczej chciałam wyjść z zamku i podążyć do pałacu siostry. Zobaczyć się z nią. I jeszcze na początek zobaczyć się z swoją kochaną przyjaciółką, która z pewnością myśli, że nie żyję. Tak jak inni, choć Hinata na pewno powiedziała, że żyję. A oni wzięli mnie z wampira? Tak by to brzmiało normalnie. Wstałam. Przeszłam przez pokój trzymając się blisko piersi.. Widziałam na sobie spojrzenie mężczyzny i dwóch braci. Chwyciłam czarny materiał i weszłam za parawan.
-Sasuke weź go do nich.
-Ty chyba zwariowałeś. Wiesz co wtedy się stanie?
-Tak ma właśnie z nimi być. - powiedział. Słyszałam jego krzyki. Jakoś nie obchodziło mnie to co się stanie z tym mężczyzną. Chciałam żyć, a on próbował mnie zabić. Na swoje ciało ubrałam inną suknie. Czarną jak noc. Tamta była cała we krwi. Gdy założyłam poczułam z tyłu zimny oddech. Oplątywał mi szyję wraz z karkiem i ramionami. Suknia delikatnie odkrywała piersi wraz z ramionami. Była do samego dołu. Od bioder po samą ziemię marszczona. W pasie był czerwony szal. - Dokąd idziesz?
-Nigdzie.
-Nie kłam. Wiem, że chcesz wyjść. - obróciłam się do niego przodem. Spojrzałam w oczy. Zimne i nic nie czujące. Ominęłam go. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Wiedziałam, że jeśli mu wszystko powiem nie zgodzi się na nic. I tak wybiegnie za mną, gdy przekroczę terytorium tego  zamku. Stanęłam przy drzwiach i uchwyciłam klamkę.
-Idę do Hinaty. - powiedziałam cicho. Chciałam otworzyć, ale nie mogłam. Byłam przypięta do drzwi. Teraz to znowu mi się dostanie? Świetnie. Po co mu mówiłam? Zawsze powiem o parę słów za dużo.
-Nigdzie nie pójdziesz. Już ci powiedziałem. Twój dom jest tu, nie tam. Zapamiętaj to sobie. Ja cię obserwuję i nie pozwolę ci przekroczyć mojego terytorium - Jego ręka znalazła się na przedramieniu, gdzie rozpoczynał się materiał sukienki. Patrzał mi się w oczy. To nie wróżyło za dobrze. W jego oczach zauważyłam nagły błysk. Delikatnie zdejmował materiał z przedramion. Po zamku rozniósł się głośny krzyk mężczyzny. Było można w nim usłyszeć cierpienie, menalcholie. Ból który przemawiał był podobny do mojego. Odwróciłam głowę w bok. Nie chciałam na niego patrzeć. Jego dłoń znalazła się na policzku i obrócił tak abym patrzała na niego. Przybliżył się do mojego ucha. - Wiesz czego pragnę? - zapytał. Nie mogłam się ruszyć.
-Mojej krwi? - zapytałam.
-To też. Mam jeszcze jedno bardziej nie do osiągnięcia. - powiedział. - Abyś stała się wampirem. - dziwnie to zabrzmiało. Jak już powiedziałam drugiej „ja” nie zmienię się nigdy w wampira. Chciałabym żyć wiecznie, ale jako człowiek. To by było wtedy wspaniałe życie.
-Twoje niedoczekanie. - powiedziałam pewnie. - Nigdy nie.. - nie dokończyłam zdania, a  jego zimne usta wpiły się w moje. Nie możliwe. Próbowałam go odepchnąć ale nie szło. Był zbyt ciężki. Mnie nie będzie całował nic nie czujący wampir. Uniosłam rękę i uderzyłam go w policzek. Odsunął się ode mnie. Trzymałam się za nadgarstek. Wpatrywałam się wściekła w niego. Złamałam! Nienawidzę go z całego serca. Niech nie myśli, że wszystko co on chce się sprawdzi. Uśmiechnął się drwiąco. - Nienawidzę Cię. - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. Chciał mi pomóc, ale szybko wyszłam by nie widzieć go. Poproszę o pomoc Konan. Ona zawsze mi pomoże. Nie chcę z nim mieć nic wspólnego i myślę, że nie będę miała. I niech tak zostanie. On nikim dla mnie ważnym nigdy nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz