czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział trzeci


Szłam przez miasteczko. Patrzałam na ludzi, którzy wiedzieli dokładnie kim jestem. Nie chciałam, aby mi się kłaniali. Co zawsze robili. Teraz była ważniejsza moja przyjaciółka. I nowe wieści dla niej. Jakby była jakaś potańcówka w miasteczku poszłabym na nią. Chciałabym roztańczyć się przed dniami, w których ma być bal. Mąż i żona. Dziwnie dla mnie to brzmi. Potrząsnęłam głową. Przecież małżeństwo, to muszą być dwie osoby kochające się. Nie ma innego wyjścia. A ja nikogo nie mam, i nie kocham. Ale mój ojciec uważa inne zwyczaje niż ja. On chce za wszelką cenę wszystkie z nas wydać za mąż. A jedna, która nie jest mężatka jestem ja. Jeśli chce mnie się pozbyć może mnie oddać w czyjeś ręce tak będzie najlepiej. Spojrzałam na słońce, zachodziło po woli. Nie miałam wiele czasu… Doszłam do piekarni. I weszłam, zabrzmiał dzwoneczek.
-Witamy. Podać coś? - zapytała mnie Temari.  To była moje przyjaciółka, zawsze uśmiechnięta. Zdjęłam kaptur - Sakura. Znowu uciekłaś ojcu? Sama wiesz, ze nie pozwala ci wychodzić, a niedługo będzie ciemno. Powinnaś była być w swojej komnacie. - mówiła. Tylko ty nie zmieniaj się w mojego ojca. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. I w dodatku jedyną.
-Błagam cię. Tylko nie ty. - usiadłam na pobliskim krześle. Patrzałam na nią i westchnęłam. Co mogłam zrobić. Chciałam się spotkać z nią sam na sam. Była nią na każdy krok. W dobre i złe dni. Nawzajem sobie pomagałyśmy. Jakby ona cokolwiek chciała dałabym jej to. Ufamy sobie najbardziej.
-Żartuje. Znam za dobrze ciebie. Nie słuchała byś się. - wypowiedziała. Tak znałyśmy siebie na wylot. - Tylko, ze coś się stało. Widzę to w twoich oczach. Coś się stało. Cos złego czy dobrego?
-Oby dwa. - westchnęła głośno. Byłam przeraźliwie zła na siebie, ze taka jest moja przeszłość. Z kim się zwiąże?
-Mów więc. Może uda mi się pomóc. - uśmiechnęła się. Wsadziła do piekarnika ciasto i usiadła naprzeciwko mnie.
-Wątpię, ale po to przyszłam, aby ci wszystko powiedzieć. - mówiłam. Spuściłam głowę, aby nie widziała, że w moich oczach pojawiają się łzy. Wiedziałam, że niedługo ja opuszczę. Będę gdzieś daleko? Może blisko, ale tego nie wiem. To są plotki, że na ciemnym wzgórzu opatulonym chmurami znajduje się stary zamek z oknami, a druga strona bez okien, by mogli się schować przed promieniami UV.  Zabijały ich. Dlaczego? Nikt tego nie wiedział czemu akurat słońce. Czy tak bardzo to było dla nich zagrożeniem?! -Temari niedługo odejdę.
-Co! Dlaczego? - zapytała. Była ciekawa, albo zła, że ja zostawię. Sama nie chciałam tego. Tylko, że tak właśnie będzie. A wolałabym zostać tu i patrzeć się jak to wszystko kwitnie z dniem na dzień.
-Byłam u wyroczni.
-Też byłam. Wielkie mi halo. Stara jędza przepowiedziała mi, ze zakocham się w księciu. Nie uwierzę w to. Ja i książę. To są kpiny. Przecież jestem zwykłą dziewczyną. I żaden Książe we mnie się nie zakocha. Nie wierzę tej starej wyroczni. Ona kłamie! - uderzyła w blat stołu. W jej oczach płonął żar złości do osoby, która jej przepowiadała.
-Nie masz najgorzej. Ja mam inaczej. Powiedziała mi, że jak będę się świetnie bawić ktoś przyjdzie po mnie i będzie najpotężniejszy. A ja się w nim zakocham.
-To źle? - zapytała mnie.
-Bardzo. - westchnęłam. Miałam co do tego koncepcje. Ale bałam się ją dać na światło dzienne. Tylko, że jej można to powiedzieć. A ja chcę to powiedzieć. Może się ode mnie odwróci, ale trudno. Muszę przezwyciężyć ten ból, który siedzi we mnie. To co się stanie nie będzie prawdą. Nie teraz. Jak może taki los spotkać księżniczkę? A może nią nie jestem. Rodziłam się czwarta. Jestem najmłodsza ze wszystkich. A przeze mnie umarła moja matka. Chciałbym ją poznać, ale gdy zmarła to nie miałam szansy.
-Dlaczego?
-Bo myślę,  że… - przerwałam. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł mówić o wszystkim. Ale żyje się raz. Nie da się wieczności przeżyć. Jedynie jak jest się nieśmiertelnym. Co w moim wykonaniu jest niemożliwe. Jestem zwykłą śmiertelniczka. - że.. Właśnie jeden z Nich ma przyjść po mnie. W czasie tego balu, który będzie. - nie patrzałam na nią. Serce zabiło mi mocniej. Przytuliła mnie do siebie.
-Wyolbrzymiasz to wszystko. - uśmiechnęła się mówiąc to. Ona w to nie wierzyła. Ja jak najbardziej wierzyłam. Moim siostrą przepowiednie się spełniły. To czemu mi nie miały by się spełnić? To by było dość dziwne, jakby nie miało się spełnić. Jedyna bym była, której przepowiednia się nie sprawdził. Lecz każde wypowiedziane z ust tej wiedźmy słowa się sprawdzają. - Będzie dobrze. Zobaczysz. A teraz mam dla ciebie małą propozycję.
-Jaka? - zapytałam. Co takiego znowu wymyśliła? Ludzie już byli przyzwyczajeniu do wszystkiego co jest związane ze mną i z nią. Byłyśmy nie rozłączne w dzieciństwie.  I to utrzymało się do teraz.
-Dzisiaj w jednej z gospód są tańce. Próbowali zaprosić twojego ojca, ale odmówił. Księżniczka jest zawsze mile widziana. Więc może pójdziesz ze mną na tańce. Będą mężczyźni. - zachichotała. Nie byłam z tego zadowolona. Przecież tańce rozpoczną się jak będzie się ściemniać. I jeszcze na otwartej przestrzeni z pewnością. - No proszę. Jeden raz ci nie zaszkodzi jeśli się zabawisz.
-Ojciec będzie zły, że wrócę w nocy. To nic. Pójdę z tobą z miłą chęcią. - będę miała kłopoty. Wiem to. A w dodatku jeszcze One grasują o późnych porach. Każdy może być ich ofiarą. Nie zależnie od sytuacji w jakiej się znajdują. Osoby zawsze próbują uciekać. I nie wychodzi im. Ludzie nie są silni tak jak Oni. W każdej chwili mogą złamać nasze ciało jak zapałkę.
-No dobra. To się przyszykuje tylko i idziemy. - wypowiedziała i pobiegła do pokoju na górę. Na dole mieli piekarnię, a u góry dom. Nie bałam się tam iść. Tylko bardziej bałam się o innych.  Może im coś się stać. Zeszła na dół. Miała na sobie lekko niebieską sukienkę do kostek. Patrzałam na nią i uśmiechnęłam się. W tym stroju to wygląda jak prawdziwa księżniczka. Nawet Książe by się pomylił. Jedynie diademu jej brakuje. Nie nosze go, ponieważ jeszcze nie wyszłam za mąż, abym mogła go nosić. Założyłam kaptur i szliśmy w stronę gospody, gdzie miały odbyć się tańce. Słońce dotykało już granic horyzontu. Niebo zabarwiało się na jasny róż. Niedługo wyjdą na światło nocy. Nie chciałam, by ludzie mnie nie rozpoznawali w tym nakryciu. Westchnęłam cicho. Weszliśmy do jednej z gospody. Muzycy grali na instrumentach, a na głównym holu tańczyły pary taniec. Uśmiechnęłam się. Ta muzyka byłą czymś wspaniałym dla uszu. Moje nogi rwały się do tańca. Miałam złe przeczucie co do tej nocy… Zdjęłam kaptur, muzyka ustała. A ja ruszyłam do jednego ze stolików. Zdjęłam swoja ciemno różową pelerynę kładąc obok mnie.   Podszedł do nas mężczyzna.
-Podać coś? - zapytał mnie. Melodia ponownie grała. Wiem, ze to było zdziwienie ze strony mieszkańców, ze pojawiłam się w gospodzie. Byłam normalna, też pragnęłam zabawić się. Taniec, to było to co kochałam. Godziny spędzone na lekcjach tańca pomagały. Byłam najlepszą w tańcu księżniczką. Żadnej godziny nie opuściłam. Byłam jakoś wytrzymała na wszystko. Miałam stalowe nerwy.
-Poproszę czerwone wino. - wypowiedziałam. A Temari gdzieś uciekła. Na parkiecie już szalała. Było to dziwne, ze piję wino. Ale lubiłam jeden kieliszek. Nienawidziłam sake. Dla mnie najgorszy trunek jaki może być. Przyniósł mi wino, a ja dałam pieniądze - Reszty nie trzeba. - uśmiechnęłam się. Odszedł. Patrzałam się w szkarłatną ciecz. Myślałam nad tym wszystkim co może się stać. Co może mnie tu za chwilę spotkać. Jakoś teraz nie miałam ochoty na tańce. Cos źle się czułam. Za duże przeczucie, że stanie się coś. Było tak silne, ze przeszywało każdą komórkę. Upiłam łyk trunku. Chciałam zaspokoić nerwy, nie działało. Jeszcze bardziej we mnie się pogrążało to przeczucie. Jakby coś zaraz miało wydarzyć. Odwróciłam się i spojrzałam na przyjaciółkę. Bawiła się w najlepsze a jeszcze przy chłopaku. Moje ciało jakoś dziwnie drgało. Czułam, że nie wytrzymam tu dłużej. Temari podeszła do mnie. Przeszedł mi dreszcz po plecach. Na pewno cos wielkiego się stanie.
-Czemu się nie bawisz?
-Nie mam ochoty. Chodźmy już. - powiedziałam i wstałam. Musiałam stąd wyjść. Przeczucia u mnie zawsze się sprawdzały.
-Co?! Dopiero przyszliśmy. - chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam. Nawet nie wzięłam peleryny. Dostanę się inaczej do pałacu. Będę musiała uważać bardziej. Ojciec na pewno się niepokoi. Nie obchodzi mnie to. Wolność. Wolna jak ptak. One są najczęściej wolne. Nie maja reguł, zasad i praw. Wszyscy je w królestwie mają. Wyszliśmy z gospody. Szłam szybkim krokiem. Chyba musiała za mną biec. - Puść mnie!! - wyrwała rękę - ja tam wracam - odwróciła się i odchodziła. Chciałam tylko dobrze. Przepraszam Temari. To moje przeczucie. Chce jak najlepiej dla ciebie. Krzyki! Dobiegały z gospody. Wybiegł ktoś i upadł. A za nim struga krwi. Blondynka cofała się. Spojrzała na mnie.
-Skąd ty..? - wzruszyłam ramionami.
-Przeczucie. - powiedziałam zaczęłam iść dalej. Czułam na sobie jakby czyjś wzrok. Wzdrygnęłam się. Był księżyc na granatowym niebie, który zakryła najwidoczniej ciemna chmura. Zrobiło się ciemno. Doszliśmy do piekarni.
-Chcesz przenocować? - zapytała - Nie chcę, aby ci się coś złego stało. Uratowałaś mnie. A ja jeszcze tak chamsko na ciebie nawrzeszczałam. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
-Oczywiście. Na ciebie nie potrafiłabym się złościć. Będę już lecieć. Sama wiesz, że mój ojciec wyrywa sobie włosy, że mnie nie ma o tej godzinie i chodzenie po nocach. Znowu wymyśli mi, abym została przez cały dzień w komnacie. Jak ja tego nie lubię. Ciekawe kto mi jeszcze będzie tak rozkazywał. - wypowiedziałam. - Będę zmykać. Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się i odeszłam. Szłam normalnym krokiem. Może nawet chciałam, aby mnie zaatakowali. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Pierwszy raz szłam w gwieździsta noc. Spojrzałam w górę. Księżyc nadal był za chmura. Moim oczom ukazał się ktoś na dachu jednego z domów. Widziałam tylko czerwień jego oczu, patrzał się na każdy mój ruch. Odwróciłam mój wzrok i przyśpieszyłam kroku. Te oczy były takie dziwne. Może i był daleko, ale oczy były wyraźne. Krwiste, jakby czegoś pragnął.  Weszłam na swoją posiadłość. W pałacu nie paliły się światła. Nic. Było ciemno. Pchnęłam wrota. Wkradłam się po cichu. Niesłyszalnie.
-Gdzie ona jest! W pokoju jej nie ma! Moja biedna córka. A jeśli jeden z nich złapał ją swoimi brudnymi łapskami? Tylko nie to - stanęłam.
-Tato nie martw się. Nic jej na pewno nie jest. Jest odpowiedzialna. Potrafi o siebie zadbać. Sam kiedyś mówiłeś, ze musimy sami za siebie odpowiadać. A ona wie co robi -mówiła Hinata. Ona wie jak można ojca uspokoić Przeszłam dalej. Jeśli mnie nie zauważą będzie dobrze. Chwyciłam klamkę mojej komnaty i pchnęłam drzwi. Nikogo w moim pokoju nie było, a okno uchylone lekko. Nie czułam się śpiąca. Byłam ciągle orzeźwiona. Była już na pewno druga. Przebrałam się w piżamę na ramiączka i usiadłam na parapecie patrząc w księżyc. DO mojej komnaty ktoś wszedł.
-Sakura. - usłyszałam spokojny głos. Spojrzałam w tamtą stronę. W drzwiach stała Hinata w ręku ze świecznikiem. Odetchnęła z ulgą. - Proszę cię nie rób tego więcej. Bałam się o ciebie. Ojciec cały czas wrzeszczy zaraz wpadnie w depresje. - uśmiechnęłam się.
-To powiedz mu, ze śpię.
-Sama wiesz, że przyjdzie sprawdzić - westchnęłam. Miała racje, zawsze chodził, aby sprawdzić czy zasnęłam… To był pierwszy raz kiedy wróciłam tak późno. Powędrowałam do łóżka i ułożyłam się w nim. Słyszałam tupanie i głośne ruchy.
-Obyś miała rację. Jutro musze z nią porozmawiać na poważnie. Ona nie może tak chodzić, jeszcze by ją zabili lub wzięli. A na to nie pozwolę. - mówił mój ojciec. Odwróciłam się tyłem do drzwi. Było widać tylko moje plecy… Popatrzałam na okno. Nie zamknęłam. Będę jeszcze większe miała kłopoty. Zawiał wiatr. Okno zamknęło się. Przymknęłam powieki tak, aby nie zauważył, że nie śpię. Jeszcze coś miało się wydarzyć i to bardzo ważna rzecz. Czułam to w swoich kościach. Zacisnęłam dłoń na poduszce. Do pokoju ktoś wszedł. Wiedziałam, ze to mój jakże zatroskany ojciec i kochana siostra.
-Dzięki Bogu. - odetchnął z ulgą.- jest cała i zdrowa. Odchodziłem od zmysłów - a nie mówiłam. Za dużo myśli o mnie.
-Ojcze?
-Tak? - zapytał Hinaty
-Wierzysz w przepowiednię Sakury? - zapytała. I co odpowie. Przecież on nigdy nie wierzył w swoja i córek. A wszystkie się spełniły. Na pewno nie wierzy jak zawsze.
-Teraz nie mam innego wyjścia. Wasze się spełniły, więc jej też jak najbardziej się wydarzy. Dlatego chcę ją chronić. Nikt nie dotknie ją brudnymi łapami. Nie pozwolę na to. Musi mieć męża dlatego ta przepowiednia straci wszystko. Nie spełni się… Jest młoda i nie wie co ja może czekać. Myślałem, ze będzie miała lepsze życie. - westchnął. Odszedł tak samo siostra. Słyszałam jej ciche kroki. Otworzyłam powieki. Wstałam i podeszłam do okna. Księżyc wyszedł za chmury, następna się zbliżała. Po policzkach płynęły krystaliczne łzy… Dlaczego? Bo ojciec się boi mojej przepowiedni. To jest mój los. Czemu jest taki strasznie uparty? On jest jakimś maniakiem. Srebrny blask znowu zastąpiła ciemność. Spojrzałam się w dół na ogród. Ktoś we mnie się wpatrywał?! Byłą to długowłosa kobieta. Ubrana w królewską suknię. Lecz była cała biała. Uśmiechała się, do mnie? Dziwne. Chciała, abym za nią poszła. Zachęcała mnie. Była mi jakaś znajoma. Jakbym ją znała. Ten wyraz twarzy. Chyba mogę jej ufać. Ruszyłam do wyjścia. Lecz najpierw sprawdziłam czy nikogo nie ma na straży.   Pobiegłam w samej piżamie na zewnątrz. Nie obchodziło mnie czy któryś z Nich jest na tym terenie. Interesowała mnie teraz ta kobieta, która chciała, abym do niej przyszła.
Stała przy krzewie róż, które były zwinięte. Patrzała na mnie co jakiś czas i szła przed siebie. Pobiegłam za nią. Znajdowałam się w ogrodzie. Nie zauważyłam kobiety. Wyglądała jakby duch. Cała biała?! Westchnęłam. Oparłam się rękoma o cementowy fragment fontanny. Koło mnie stanęła ta kobieta. Jak to możliwe, że jej nie zauważyłam? Przecież cały czas tu stałam. Uśmiechała się do mnie. Wzięła rękę przede mną. Jakiś biały pyłek wsypał się do wody.  Pokazywał się niewyraźny obraz, który stawał się bardziej wyraźny. Nie obchodziła mnie teraz ta kobieta. Bardziej interesował mnie ten obraz w wodzie. Kim są te osoby? Nie widziałam ich za dobrze… Palcem wskazującym dotknęłam tafli wody. Jasność. Nawet nie wiedziałam co się dzieje. Pokazał się ten obraz. Jakbym byłą w jego wnętrzu…
Co jest? Ciocia? Co ona tu robi? Stał trochę dalej przy łóżku ktoś jeszcze, ale nie widziałam jego twarzy tylko nogi wraz z tułowiem. Stał nieruchomo. Na pewno się we wszystko wpatrywał. Zauważyłam leżącą kobietę na łożu. Płakała. Rodziła dziecko i to z jakim wysiłkiem. Najwyraźniej chciała, aby przyszło na świat. Musiała je kochać. Ten wysiłek ją wykończy. Po co to robi? Chce się zabić?!
-Rin, jeszcze trochę. - powiedziała ciotka. Co takiego? Rin? To jest nie możliwe. Nie słyszałam tez, aby moja ciocia odbierała kogoś poród. Może mojego ojca jeszcze przy tym nie było. Moja matka rodzi. I ja mam być światkiem tego wszystkiego. - Mam ją. - ktoś ruszył się z cienia. Lecz jego twarz nadal była zakryta. Niczego nie potrafiłam zauważyć. Urodzone dziecko zostało wytarte przez blondynkę białym kocykiem... Nie płakało. Podała temu komuś stojącemu blisko niej. Chwycił dziecko. Mam nadzieję, ze to nie jestem ja. Jeśli tak to ona umrze… Nie podawał mojej matce tylko trzymał w swoich ramionach. Wyciągnęła ręce, i pogłaskała po policzku.
-Jak ją nazwiesz? - zapytała ciocia.
-Sakura. -  jednak to mój poród. Ostatnia z księżniczek, która naraziła własną matkę na śmierć. Nie powinnam w ogóle się urodzić. Wzięła mnie od tego kogoś. Widać było, że nie chciał mnie dać. Tylko dlaczego? Byłam jej dzieckiem i mogłam być w tych ciepłych matczynych ramionach. Zauważyłam w końcu twarz matki. Był to ten duch, który do mnie przyszedł. Chciała mi mój poród pokazać. Popatrzała na nieznanego dla mnie. - Proszę. Zaopiekuj się nią. Nie wymagam, abyś ja wychowywał moim sposobem. Na swój. Naucz ją wszystkiego co wiesz. Ty jedyny to możesz. - z oczu poleciały matce łzy. Wytarł zewnętrzną częścią  dłoni łzy. Kiwnął głową i spojrzał na ciocię. Westchnęła. Widziałam, że to wszystko jest takie dziwne. Obraz zamazał się. Stanęłam przed fontanną trzymając nadal cementowy fragment. Pęknięcie lekkie. Byłam cała mokra. Lekko prześwitywały mi piersi przez cieniutki materiał. Kobieta nadal stała  i wpatrywała się we mnie. Popatrzałam na nią i łzy zaczęły mi lecieć po policzkach. Spadły na trawiastą, mokrą ziemię.
-Przepraszam. Nie chciałam tego - upadłam na kolana. Ręce oparłam przed siebie. Łzy spadały na podłoże - Nie chciałam, abyś umarłą. To wszystko moja wina. Powinnaś żyć, żyć dla niech wszystkich. Nie powinnaś wydawać mnie na świat. Nie zasłużyłam na to. Jestem straszną córką. - zauważyłam jej nogi przed sobą. Kucała. Swoją dłonią wzięła do mojego podbródka i podniosła. Wytarła smugi od łez. Spojrzałam na nią. Uśmiechała się do mnie. Jak ona potrafiła jako duch mnie dotykać?! Może nauczyła się tego.? Chwyciła moje dłonie…
-Nie mów tak, Sakura. Jesteś najmądrzejszą z księżniczek. Wiesz co robisz i czego pragniesz od życia. A ja wierzę, że to znajdziesz. Jesteś kobietą, która powinna wiedzieć dokąd zmierzać. Posłuchaj siebie.
-Ale..
-Nie ma żadnego „ale”. Powinnaś wiedzieć czego słuchać. - moje ręce położyła na klatce, tam gdzie znajduje się serce. - Słuchać własnego serca, ono ci wszystko podpowie. We wszystkich sytuacjach. Nawet najgorszych. Każdy kto słucha własnego serca pójdzie w dobrą drogę. - mówiła i uśmiechała się. Pogłaskała mnie po policzku. Może i nie czułam jej dotyku. To był po prostu gest miłości. Była dla mnie jedyna matka, którą nie znałam. Ale kocham ją ponad wszystko. - I pamiętaj o jednym. O prawdziwej miłości. A twój ojciec nie wie co traci. Uważaj na niego. Może ci się coś stać, a tego nie chcę. Chcę, abyś żyła tak jak ty chcesz. Mam nadzieje, że znajdziesz kogoś dla siebie. Nie słuchaj nigdy Ino i TenTen. Oby dwie nie wiedzą co robią. Hinata jest dobra. Ona zawsze ci pomoże, gdy będziesz chciała. Będę na ciebie patrzała do przyjścia Jego. - odwróciła się i szła zaczęła znikać.
-Mamo czekaj! - powiedziałam głośniej. Wyciągnęłam do niej rękę.
-Słuchaj głosu serca, Sakura! - chciałam ją chwycić, ale zniknęła. Jak niby mam słuchać serca? Jak nie wiem co robić. A wszystko w mojej głowie jest pomieszane. Nie wiem co robić. Matka mi się pokazała. I moje narodziny. Kim był ten nieznajomy, który mnie trzymał? Moja ciotka. To wszystko jest dziwne. Jak moja ciotka mogła odbierać mój poród. Ona nie mogła, nie jest lekarzem. Ja nic o tym nie wiem. Każdy coś musi przede mną ukrywać?! Ja tak nie chcę! Mam tego dosyć! Wszyscy chcą mną rządzić. Ja mam uczucia! Czemu tak jest. Niebo się zachmurzyło. Zaczęło padać. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Patrzałam na czubki palców. Dopiero zauważyłam, ze przyszłam boso. Nie czułam zimna. Jutro ma być bal? No właśnie. Bal. Trzeba wybrać narzeczonego. Nie chcę. Ojciec sam mi wtedy wybierze. Muszę podjąć sama decyzje. Inaczej nie będę szczęśliwa. Wszystko zależy ode mnie.  A ja pragnę być szczęśliwa, bez względu na konsekwencje. Ale co ja mam ojcu powiedzieć? Nie wyjdę za mąż, bo słucham głosu serca. Wyśmieje mnie. Zawiał wiatr, który pobawił się włosami jak i skrawkiem piżamy. Ruszyłam do swojej komnaty zrywając po drodze główkę białej róży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz