czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział dziesiąty


 Obudziłam się z samego rana. Słońce jeszcze nie wzeszło. Dlaczego tak wcześnie? Próbowałam  wstać, ale bolał mnie kart i głowa. Opadłam z powrotem na łoże. Co się wczoraj stało? Świta mi coś. Uciekłam na chwilę do miasta, aby z siostrą porozmawiać. Wróciłam, a potem? Złapałam się za głowę, która bolała nadmiernie mocno. Dłonie drgały. Czułam metaliczny zapach. Popatrzałam na dłonie, miałam bladsze niż zwykle i z pewnością zimniejsze. Tylko czemu? Co się stało? Wstałam do pozycji siedzącej. Jedną nogę podniosłam do zgięcia i podparłam się ręką o nią. Trzymałam się szyi, gdzie najbardziej bolało. Wyczułam dwa wgłębienia, po drugiej stronie było to samo. Itachi! Łzy mi leciały po policzkach. Starłam jednym ruchem. Wstałam. Zakręciło się w głowie co spowodowało, że z powrotem siadłam. Teraz zauważyłam, że mam na sobie jeszcze różową suknie.  Zauważyłam, że na łożu jest plama krwi. Poczułam jeszcze jeden zapach krwi - ciepły. Spojrzałam w bok. Stał tam kieliszek z czerwoną cieczą. Wyciągnęłam rękę do niego, aby go chwycić, ale powstrzymałam się. Co ja wyprawiam?! Nie mogę tego pić!! To nie dla mnie! Jestem człowiekiem, ale potrzebuję w tym momencie krwi! Spuściłam głowę. Wzięłam kieliszek w dłonie. Patrzałam w ciecz, gdzie odbijała się twarz. Przytknęłam do ust granicę kieliszka. Przechyliłam. Połknęłam ciecz jednym chłystem. Odstawiłam. Sama teraz wypiłam chociaż nie powinnam tego świństwa wziąć do buzi, lecz musiałam tym razem. Przymknęłam i otworzyłam powieki. Usłyszałam piszczenie drzwi. Nie odezwę się do niego. Niech nie myśli, ze się po tym zmienię! Nie mam najmniejszego zamiaru. Mam być mu posłuszna? Marzenie! Nie musiał mnie porywać. Nie jestem tu potrzebna. Człowiek pośród nieśmiertelnych… To nie logiczne. Musi mieć w tym jakiś cel. Westchnęłam. Czułam na sobie wzrok, ten dobrze mi znany. Nie zamierzałam na niego spojrzeć, niby po co? To co zrobił było jego wolą. Nie moją. Nie chciałam tego, ale bezprawnie to zrobił.
-Chodź - usłyszałam jego głos. Wstałam i szłam w stronę wyjścia. Nie obchodziło mnie czy na mnie patrzy, bo ja nie zamierzam spojrzeć na niego przez dłuższy czas. Zrobił to co chciał, a teraz ja będę robiła co chce. Będę i tak uciekała czasami do miasta. Odwiedzić Hinate i Temari też. Szłam za nim przez korytarz. Byłam w niektórych miejscach ubrudzona krwią. Sukienka już jest do kitu. Szkoda… Podobała mi się. - Jak się czujesz? - nie odpowiedziałam. Co go to obchodzi? Minęliśmy wampirzyce, które się na mnie spojrzały i uśmiechnęły złośliwe. Dla nich był ważny ubiór, lecz dla mnie nie za bardzo. Brzydka szata może pod tą maską skrywać kogoś ważnego. Ja już do niej nie nadaje się. Nie zamierzam do tego się przyznawać. Wszedł do jakiegoś pomieszczenia, weszłam za nim. Stali tam trzech mężczyzn. Ukłonili się Itachiemu. Przystanęłam. Nie chciałam iść dalej za nim.  Coś musiał wymyśleć. Usiadł na… tronie? Był pozłacany. Czekaj to ta sala, w której zabił ta wampirzyce. Nie spojrzałam ani razu na niego. Może się wkurzać, i tak nie zareaguje. - Sakura, to co zrobiłaś wczoraj było nie dopuszczalne. Wymknęłaś się chociaż zabroniłem. - uśmiechnęłam się. Po to mnie tu wezwał? Lubię się wymykać, będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Ojciec się nie przyczaił, zawsze histeryzował. A teraz On? Heh… Nie da rady mnie powstrzymać, będę odwiedzała siostrę tak jak mogę.
-Raczej nie podlegam twoim rozkazom. Jestem człowiekiem. - patrzał na mnie z wściekłością. Odwróciłam od niego wzrok. Nie obchodził mnie w tej chwili, będę dla niego wścipską. Nie musze się go słuchać. Nie podlegam jego i kogokolwiek innego rozkazom. Niech inni go słuchają. Nie mam zamiaru się dla niego poświęcać, ani nic z tych rzeczy. Mam swoje życie i niech nie myśli, że poddam się. Będę taka jaka jestem.
-Więc… - wymamrotał. Czułam na sobie jego wzrok wściekłości. Przeszły ciarki po plecach. - Sasori, Deidara, Hidan i Konan. Każdego z dnia będzie zajmować się, a raczej pilnować, aby nie uciekła z zamku.  - tak zawsze być więziona. Jesteś jak mój ojciec, pomyślałam. Usłyszałam zgrzytanie jego zębów z nerwowości. - Jutro ja ją wezmę. Przyjeżdża moja rodzina i dzisiaj musze przyszykować dla nich wszystko. Hidan?
-Tak?
-Dzisiaj ty się zajmiesz Sakurą. - świetnie. A w dodatku jeszcze ich „kochający” władca ma się mnie pilnować. I tak ci się nie uda, w końcu pójdę kolejny raz do siostry. Nie upiecze ci się. K a n a l i a!
-No to świetnie! Idę! - mówiłam. Odwróciłam się przodem do drzwi. Zrobiłam krok i poczułam uścisk na kości nadgarstkowej. Nie miał do cholery wyczucia w tych rekach?! A co ja mogłam mu powiedzieć? Nic! Przecież to nie czuły wampir. Nic, nigdy nie poczuje. Miłości też nie zazna. Na pewno. To nie dla niego. Nie umie pokazać uczuć, i ja mam się dziwić temu? Nigdy! - Puść mnie! Powiedziałam już, ze i tak nie będę się ciebie słuchać. Nie jesteś moim panem i nikim innym. Jesteś tylko obleśnym wampirem!! - usłyszałam jęki innych. Patrzałam na niego wściekła. Ścisnął mi mocniej. Jęknęłam z bólu. Ale nie przymknęłam powiek, nie zamierzam być gorsza.
-Jestem do czasu miły dla ciebie. - wypowiedział. Patrzeliśmy sobie w oczy. W jego oczach zabłysł szkarłat, wściekł się i to nie na żarty. Mógłby mnie zabić. Ale mógł też to dawno zrobić. Dziwne, ze jeszcze tego nie uczynił. Powinien! Zwykłego człowieka trzyma… Phi.. Typowe u nich. - Jak mnie zezłościsz to nie ręczę za siebie. Uderzę cię, a może i zniszczę. - mówił prawdę. Milczałam patrząc w jego oczy. Puścił. Odwróciłam się, nic nikomu nie powiedziałam. Wiedziałam, że Hidan może za mną iść. I tak nadal uważam cię za śmiecia, pomyślałam. Pchnęłam drzwi na oścież. Przede mną stała Karin. Jeszcze tej mi tu brakowało. Rozmawiała niedaleko z grupka wampirzyc. Spojrzała na mnie, była wściekła jak za razem zadowolona. Nie wiem z jakiego powodu. Było widać jej piersi lekko. Mój projekt, ale sadze że Itachi na to się nie załapie. Obróciłam głowę. Spojrzałam na tych, który patrzeli na Karin. Teraz miałam szanse wyjść z zamku. Przeniosłam wzrok na Itachiego. Rozmawiał z Konan nie interesował się mną, ani żadna z wampirzyc. Uśmiechnęłam się. Ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia. Rozejrzałam się. Nikogo nie było na holu, a te które były zostały daleko z tyłu. Mogłam teraz wyjść. Jeszcze rozejrzałam się i wtedy otworzyłam wrota i wyszłam. Zamykając szczelnie drzwi. Niech tylko nie wie , ze wyszłam. Szłam przy krzakach róży. Lubiłam ten kwiat, ale dlaczego nigdy nie zauważyłam czarnej? Może to nie od niego? A może jakoś zmienia ich kolor na czarną śmierć? Wzięłam jedną, która okazała się czerwona. Ukułam się, ale nie zwróciłam na to uwagi. Obróciłam głowę. Patrzałam na zamek siostry. Zrobiłam w tamtą stronę krok. Nawet się nie waż tam iść. Usłyszałam jego głos w swojej głowie. Chwyciłam się. Bolała mnie. Jak on się dostał do mojego umysłu? To nie możliwe. To jego zdolność? Na pewno ma ich więcej, kiedyś dowiem się jak przeżyje następne dni. Jednak wiedział, ze opuściłam jego zamek. Co on jest ze mną skojarzony, że wie gdzie jestem? Odwróciłam się i poszłam do oczka wodnego, gdzie widziałam przedtem rzekomo moje prawdziwe ja. To chore! Słońce zaszło za chmury. Mama nadzieję, ze nie mogą wychodzić, gdy słońce zaszło. Nie chcę widzieć Itachiego. Miałam na sobie jeszcze brudna od krwi suknie. Nie będę Konan o następną prosiła, to nie w moim stylu. A ten ich przywódca przegina! Niech nie myśli, że dam mu wszystko ze sobą robić. Myli się!! Chodziłam w tą i powrotem blisko oczka.
-Nogi zaczną cię boleć. - usłyszałam melodyjny głos. Zatrzymałam się i spojrzałam w taflę oczka wodnego. Była tam ta sama osoba, która wcześniej. Lecz teraz w czarnej sukni, miała rozpuszczone włosy, grzywka nadal opadała na prawe oko. Czerwone oczy świdrowały mnie. - Czemu jesteś taka brudna od krwi? Piłaś? - opadłam na kolana. Patrzałam na nią. Widziałam jej kły, były białe - jak śnieg. Pamiętam jak wtedy mi wyszły, ale to było tylko przywidzenie nic więcej. Nie mogły mi wyjść, ale zahaczyłam o wargi i czułam na palcu. Ostre niczym brzytwa.
-Nie. - wypowiedziałam. Westchnęłam ciężko. Dotknęłam boku szyi z jednej strony, z drugiej tez miałam. Bolało mnie niemiłosiernie. Przymknęłam powieki. Przypomniałam sobie jak brutalnie to robił. Jak wysysał ze mnie życiodajna ciecz. N to nazywał karą, a ja to nazwę brutalnym łaknięciem mojej krwi. Nie wiem czy jest inna, ale chyba on tak uważa. Żaden wampir mnie nie tknął jeszcze oprócz jego. Cos musiał zażądać od podwładnych. Jeszcze jego rodzina przyjeżdża jutro. Nie za fajnie. Mam nadzieję, że ich nie spotkam. Nie chcę ich nawet znać. Nie otwierałam powiek. Łzy mi uleciały i spadły na brudna plamę na sukni. Paznokcie wbiłam w ranę. Nawet nie zapiszczałam. Zaciskałam coraz mocniej.
-Itachi? - gdy usłyszałam to imię, zacisnęłam jeszcze mocniej. Czułam metaliczny świeży zapach. - Nie rób tego! Przestań!! - krzyczała tamta ja z oczka wodnego. Szarpnęłam ręką i rozerwałam dwa ukłucia. Spojrzałam na swoje palce były całe we krwi z których jeszcze kapała na suknie i trawę. Czułam jak ciepła ciecz płynie po dekolcie i spływa dalej w dół po piersiach. Usłyszałam ryk wampira, i w dodatku jego! O nic nie wycierałam szkarłatu. Teraz chciałam się wykrwawić na śmierć, lecz takie coś na pewno nic mi nie zrobi. - Po co to zrobiłaś? On będzie wściekły.
-I co z tego?! Niech jest. Nienawidzę go i nie chcę znać. Wolę tu zginąć i nie mieć z nim nic wspólnego. Nie potrafi czuć, nic nie potrafi. Myśli, że świat kręci się wokół niego, bo jest poparanym władca wampirów. Wcale tak nie jest! Nie wiem po co mu ja, ale to długo nie potrwa. - powiedziałam do swojego drugiego ja. Westchnęła ciężko. - On nie ma uczuć, niczego w sobie dobrego. Tylko chce zabijać! To drań i tyran!
-Nie mów tak. Itachi ma napady złości, ale on naprawdę jest słodki i miły. Nie ma w nim nic złego, to że zabija ludzi jest normalne. Musi poić się ich krwią, bo chce żyć. Tak jak inne wampiry. Ty też pijesz. - powiedziała. Uśmiechnęła się, co spowodowało, że zauważyłam śnieżnobiałe kły, które błysnęły.
-On we mnie ja pcha. To dwie różne rzeczy.
-Dzisiaj też pchał? - zapytałam wamirza sama siebie.  Krew nie przestawała lecieć. Ciekła po szyi, dekolcie i piersiach dążąc w dół.
-N…Nie, ale to nic nie znaczy. Dzisiaj to był wyjątek. Następne dni nie wezmę. To jest nie do przyjęcia, żeby mnie poił krwią. Jestem zwykłym człowiekiem i mama jakieś prawa. A on mi to świństwo wpycha! - denerwowałam się, bo miałam dosyć picia tej cieczy, która chciał Itachi abym pila. Jak następnym razem mi da, wyleje na niego. Nie ma mowy, abym wzięła to do ust. Już nigdy tego nie wezmę. Nie ma takiej opcji.
-Musisz to pić. Inaczej umrzesz.
-Co? - zapytałam zdziwiona
-Taka jest prawda Sakura. Musisz się żywić teraz tym co prawdziwe wampiry. Itachi wie co robi. Robi to dla twojego… Przepraszam naszego dobra. Wie najlepiej jak zrobić z nas stanowczą i silną kobietę. I nie chodź już do zamku, to nie jest dom dla ciebie. - powiedziało drugie ja. Patrzałam na nią. - Itachi mówił ci, ze twoje miejsce jest pośród nich. Ma racje. Nie masz już przyjaciół wśród ludzi. Ty się nimi żywisz. - mówiła. Odwróciłam wzrok. Może i ma rację, ale z jednym się nie zgodzę. Skrzywdzić przyjaciół? Nigdy tego nie zrobię. Ani ich krwi nie wypiję. To nie będzie dobre dla mnie i innych.
-Dlaczego muszę żywić się krwią?
-Nie mogę powiedzieć. Tego ci nie powiem. Dowiesz się wkrótce. Itachi ci powie, albo dowiesz się przypadkowo. - westchnęła głęboko - Ale wiedz, że będziesz tak wściekła jak nigdy dotąd. Tylko opanuj się od wszystkiego. - powiedziała. Trzęsły mi się ręce, ale nie ze strachu tylko z wyczerpania. Miałam mało krwi.  Nie przestawało lecieć, pozbywałam się coraz więcej krwi. Ciągle słyszałam gwar w zamku. Może to jednak będzie koniec?! To by była radość. - Wasz mi się zginąć tutaj z takiej błahej sprawy to będziesz słabą naiwna dziewicą!
-Co takiego?! - oburzyłam się. Jak moje drugie ja śmiało mi to mówić. Nie byłam słaba tylko wrażliwa. Spojrzałam w niebo. Kropla wody spadła mi na czoło i spłynęła po skroni, szyi i wchłonęła się w ramię. - Nigdy nie będę słaba, tylko wrażliwa. Mam siłę woli - zacisnęłam dłonie na trawie w pięści zostawiłam ślad. Pod paznokcie dostała się ziemia. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam na taflę. Już mojego drugiego ja nie było?! Zniknęła bez pożegnania.
Nikt nie ma prawa nazywać mnie słabą. Nikt nie zna mnie tak dobrze, jak ja sama siebie. Ale… Sama tez nie mogę mówić o sobie, że znam. Bo tak naprawdę nie jest. Nie znam siebie jeszcze całkiem, a chciałabym spotkać kogoś kto by mnie taką poznał.
Dobrze słyszałam głośny ryk Itachiego. Spojrzałam w okno, gdzie była nasza komnata. Zasłony były zasłonięte. W taką pogodę mogły wychodzić. Chwyciłam rozdarte miejsce po kłach. Czułam jak już mniej cieknie. Kropla krwi spadła na taflę wody. Deszcz przybrał na sile, każdy skrawek ciała stawał się mokry. Mogłabym zachorować na najcięższa chorobę, a on mnie z niej nie wydostanie… Patrzałam na taflę wody, która zamieniła się w szkarłat. Czułam mocny zapach krwi, aż za mocny. Nie odsunęłam się. Pojawiał się jakiś obraz. Patrzałam na to z zmęczonych powiek. Nie miałam siły na patrzenie na to. Przymknęłam i otworzyłam powieki. Woda przybrała kolor kryształu.
-Sakura - usłyszałam dźwięczny głos. Nie znałam go. Spuściłam głowę i nie ruszałam się. - Sak… Co tak przyjemnie pachnie? - zapytał. No nie… Czuje moja krew. Jeszcze tego brakowało. Jednak mogli chodzić w dzień, gdy była taka ponura pogoda. - Otrząśnij się Hidan. Chodź, nasz pan się o ciebie martwi. - spojrzałam na niego. Stał przy krzewach róży. Wpatrywał się we mnie, ale widziałam, ze ślinka mu leci, aby mnie zaatakować. Aby wziąć trochę mojej krwi. Nic go nie powstrzyma? A może tak. Itachi by mu nie wybaczył?! Wstałam. Deszcz obmywał krew z ciała. Nic nikt nie zauważy? Mam nadzieje.
-Itachi o nic się nie martwi. - ruszyłam w stronę zamku - A w szczególności o bezwartościowego człowieka - dokończyłam przechodząc obok niego. Wdychał mój zapach. Obnorzył zęby. Widziałam, że tak będzie. Wampir, to wampir. Pożąda krwi.  Chwycił mnie za nadgarstek. Przyciągnął do siebie. Był blisko mojej szyi. Nawet nie dotknął swoimi zimnymi ustami, już leżał na ziemi zwijając się z bólu? Trzymał się za głowę. Nie wiem co z nim się działo, ale było to straszne. Patrzałam na niego. Wyciągnęłam do niego rękę, aby pomóc, ale tak jakby coś mnie powstrzymywało. Rękę wzięłam na swoje miejsce, wzdłuż ciała. Oparł się rękoma o trawę i zacisnął dłonie w pięść.
-Wybacz mi, nie chciałem tego zrobić. Instynkt. - powiedział. Ale zwracał się do mnie. Jakby się kłaniał mi. Co jemu się stało? To jest nie możliwe. Przed chwilą chciał ugryźć, a teraz prosi o wybaczenie?! To chyba jakieś kpiny? Jak wampir może prosić człowieka o wybaczenie? To nie typowe i głupie. Szłam do wejścia. Chciałam już znaleźć się w środku. Ale takim czymś okazałam się zimna dla tego wampira, a co mnie obchodzą jakieś wampiry? Nie chce ich znać, a co dopiero widzieć na oczy. A Itachi jest najgorszy z nich wszystkich.  Myśli, ze jeśli jestem człowiekiem to jestem słaba. Czułam na sobie wzrok tego wampira. Obejrzałam się. Patrzał się na mnie błagalnym wzrokiem, chciał abym mu wybaczyła? Niby dlaczego?! Ja się na to nie gniewam, przecież człowiek nie ma nic do gadania, czyż nie? Weszłam, a za mną on. Szedł za mną. Westchnęłam.
-Nie musisz ze mną iść. Dojdę sama. - zatrzymałam się i obróciłam się do niego.
-Ale… Nie, to mój ścisły obowiązek - pokazał mi na ranę, z której chyba znowu zaczęła sączyć się krew. Spojrzałam na dekolt i rzeczywiście błyszczał się szkarłat. Światło odbijające się od świec ukazywało to jeszcze bardziej. Wampiry nie musza widzieć by wiedzieć że cos się stało.
-Obowiązek? - zapytałam - A nie rozkaz waszego chorego władcy?! Przecież może cię zabić, czyż nie? - zapytałam z kpiną. Szłam dalej. Muszę jeszcze zajść do Konan. Nie będę tak wcześnie szła do komnaty. Jeszcze Jego tam spotkam, a tego naprawdę nie chcę. Nie mam ochoty widzieć go na oczy! Moje drugie ja mówi, że nie jest taki zły sadzę inaczej. Tak nie powinien robić wampir jeśli ma jakiś cel z nim związany. A on chce mnie nauczyć, abym się wszystkiego wyzbyła? Nie zrobię tego. Może mnie zmuszać, ale nie ma szans..
-Może, ale ty jesteś człowiekiem nie wiesz jak to będzie. Wy jesteście tylko naszym pożywieniem niczym innym. Tylko tym, wy sprawiacie, ze możemy żyć. Więc jesteście niczym na tej ziemi!
-Ach tak?! Ty cholerny wampirze, jakby nas nie było już dawno byś nie żył. Nie miał byś co pić, żadnej z tego zabawy. Och przepraszam, jeszcze zostają zwierzęta. Ale gdyby się skończyły ty już byś nie wytrzymał i spalił się na proch lub coś innego! Tez macie słabe punkty! - powiedziałam głośno. Widziałam w jego oczach nienawiść. No tak bo miałam racje i to nie moja wina. - A jeśli ci tak ludzie przeszkadzają, to wyrżnij każdego razem ze mną. Nie będziesz miał problemu, rozumiesz? - zapytałam. Zaczął po części mnie denerwować. Koło nas przeszły kobiety wampir i spojrzały na mnie. - Co się gapicie! - podniosłam głos. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, a raczej do Konan. Miałam dosyć tego Hidana. Zaczął mnie denerwować. Odgarnęłam do tyłu kaskadę włosów, która opadła delikatnie na barki. Wyciągnęłam z sukni długa czarno czerwona wstążkę. Nawet nie wiedziałam skąd tam jest. Skręciłam w korytarz, gdzie prowadziło to do krawiectwa Konan. Zawiązałam włosy w kitkę, a dwa końce opadły delikatnie na plecy. Pchnęłam wrota. Siedziała i szyła coś z wielką szybkością. Zatrzymała się, bo poczuła chyba moją krew. Spojrzała się szybko.
-Sakura! - podniosła głos. Rzuciła wszystko i podbiegła do mnie. Chwyciła za rękę - Siadaj - nakazała. Zrobiła tak jak mówiła. Patrzałam na nią. Była jakby w panice. - Jak Hidan mógł do czegoś takiego dopuścić? Niezdara! - była zdenerwowana. Widziałam po jej reakcji, ze się denerwuje.
-Konan, spokojnie. Nic mi nie jest. Sama to sobie zrobiłam.
-Dlaczego?
-Ponieważ byłam zdenerwowana. To mnie nawet nie bolało, nie myślałam o tym co robię, więc nie możesz osądzać Hidana, że cos zrobił. - mówiłam. Ona zlustrowała mnie wzrokiem od dołu do góry.
-A w dodatku jesteś cała mokra! - usiadła koło mnie biorąc kawałek szmatki i wody. Delikatnie dotykała rany i wycierała krew. Przykleiła mi coś do rany, aby zatrzymało krwotok. - Jak mogłaś do tego dopuścić, miałam cię za bardziej rozsądną. I czemu do mnie nie przyszłaś, aby zmienić sukienkę. Mama dla ciebie całą szafę, wiesz o tym? - pokręciłam głową. - To teraz wiesz. Nasz pan powiedział, ze nie chce abyś miała tylko jedną suknie, więc zaczęłam ci szyć ich więcej. I chyba się rozpędziłam. Masz całą szafę i jeszcze więcej. - uśmiechnęła się. Podeszła do jednej z szaf i otworzyła, były tam same sukienki, no właśnie! Sukienki! Nigdy nikt mi nie pozwalał w spodniach chodzić.. Wyciągnęła jedną sukienkę. Cała czerwona. Ramiączka były z owali w diamencikach. Pod piersiami było to samo. I cała czerwona prosta. Wstałam i wzięłam ją w ręce była z delikatnego i śliskiego materiału. Z tyłu był jeden pas, który będzie podtrzymywał owalne diamenty, koło bioder było to samo. - Idź się przebierz. Nie chcę, aby Pan na mnie krzyczał za nie wykonanie rozkazu. - weszłam za parawan. Zdjęłam z siebie zbędną suknie, która błyszczała jeszcze od krwi. Założyłam suknie. Przeglądałam się w lustrze. Odkrywała mi lekko piersi. Spojrzałam do tyłu na drugie lustro. Całe plecy miałam odkryte. Jedynie czerwony pas podtrzymywany ramiączkami diamentowymi, zakrywał trochę. Dolna część ciała była cała zakryta przez czerwony materiał. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia z hukiem.
-Czemu tak jest! Mam taka już suknie, a on na mnie nie zwróci uwagi? No czemu. - słyszałam głos Karin. - Ty1 To twoja wina. Nie uszyłaś sukni porządnie. Jak śmiałaś źle to zrobić! Miałam się spodobać Panu, a najgorsze, że się na mnie nie spojrzał - westchnęła ciężko. - To przez ta landrynkę!! Ten człowiek… - dziwne, że mnie jeszcze nie wyczuła. Może coś hamuje? Emocje? Rozsądek? Umysł? Nie wiem, ale musi być wściekła, że Itachi nie zwrócił na nią uwagi. A obwinia Konan. To nie jej wina. To, ze Itachi nie zwraca na żadna wampirzyce uwagi to nie wina Konan, może ma już kogoś? - A w ogóle widziałaś ją dzisiaj?
-Nie. Nie było jej tu. Słyszałam, że wyszła
-Znowu dostanie od Pana?! Ta dziewczyna ma u niego na pieńku. - zaśmiałą się głucho.
-Tak myślisz?
-Tak. Zobacz jak ona się zachowuje. Jest dla niego arogancka, nawet go nie słucha. Tak jak wczoraj każdy słyszał jej krzyki. Nasz Pan z pewnością dawał jej karę, bo nie sądzę by się kochali. Człowiek i wampir to dwie różne rzeczy. A to, że pili z jednego kieliszka krew nic nie znaczy. To zwykły przypadek.  - powiedziała. A więc ona to pamiętała. Już dawno o tym zapomniałam. Picie krwi z jednego kieliszka co? Konan nie dała mi na to odpowiedzi, ale wiem, że nikt nie może pic, dotykać i odzywać się po imieniu do niego. Jestem ciekawa dlaczego ja mogę. I ta księga, i ten naszyjnik? One dały jakieś informacje Konan. Ciekawe jakie? - Już więcej się nie powtórzy. Ta lalunia nie odbierze mi naszego pana. Nie da rady, jest zwykłym człowiekiem.
-Ale wiesz, ze „ten człowiek” może zawsze zawładnąć sercem naszego pana. Każdy wampir potrafi kochać, i sądzę, że władca ma już na oku kogoś z wampirów, ale czeka na jej narodzenie. - powiedział Konan. Narodzenie? Jakaś nowa kobieta ma się narodzić i na nią czeka? Itachi? Nie on nie ma uczuć. Nie ma! Po prostu to bydle bez uczuć.
-Konan czy cię pogięło? Narodzenie?! Wiesz jak wampir ma się narodzić, to musi być zmieniony w wampira? Lub urodzić się nim?! Jak na się narodzić, to kiedy przyjdzie, co? Oczy jej roztrzepię. - zaśmiała się głośno - Nikt nie dostanie naszego pana oprócz mnie. Nikt! Ja go w sobie rozkocham!
-Masz jakąś manie na tym punkcie. Nie możesz tak. Nasz pan na pewno już podjął decyzje.
-I może mi powiesz, ze to przez tego człowieka? - zaśmiał się głośno - Jak jej tam…
-Sakura - poinformowała  Konan. Wiedziałam, że nie zapamięta mojego imienia. Ona tylko myśli jak Itachiego podejść nic więcej. A Itachi jej nie chce. Powiedział to. Ale czemu mi to powiedział. Westchnęłam cichutko.
-Ta… To taka lalunia. No cóż, idę powęszyć czy nie ma nigdzie pana. Będę próbowała. - usłyszałam jak drzwi zamknęły się. Złożyłam suknie i położyłam na szafce z rzeczami, które były brudne. Wyszłam za parawanu. Konan siedziała na sofie i patrzała na drzwi. Była chyba wkurzona jak reagowała Karin na wieść, ze chce rozkochać w sobie Itachiego.
-Konan?
-Nie słuchaj jej, ona może za to stracić wszystko. Źle się do ciebie zwraca. Ona nie wie o pewnej rzeczy, którą wie nasz pan. Będziesz na razie cierpiała z tego powodu, ale potem się polepszy. Wiesz mi będziesz naprawdę kiedyś zadowolona z tego życia. - uśmiechnęła się.
-O co ci chodzi?
-O nic szczególnego. - powiedziała. Chciałam cos powiedzieć, ale powstrzymałam się. To nie najlepszy moment, aby o to pytać. Kiedyś się dowiem o szczegółach wampirów. I ten pergamin po hebrajsku mówił o silnym i potężnym wampirze, i o narodzonej z człowieka potworze. Będzie pół wampirem i pół człowiekiem. Tylko nie mogłam do końca odczytać kto nią lub nim jest… Zaczęła dalej szyć.
-To ja już lepiej pójdę. Jakoś nie mam siły na nic. Do zobaczenia.
-Sakura, jeszcze jedno.
-Tak?
-Jutro przyjeżdża rodzina naszego pana. Wiesz przyjdziesz do mnie dam ci sukienkę na ta okazję. Chcę żebyś wyglądała jak z bajki. Nasz pan na pewno się ucieszy.
-Co? - zapytałam - On? Nie ma mowy. A ja chce wyglądać normalnie jak zwykle. - powiedziałam. Patrzała na mnie - Nie chce wyglądać jak księżniczka z jakiejś głupiej bajki. To jest życie. I nie chcę się zmieniać. Będę taka jaka jestem. Życie jest niesprawiedliwe, a na mnie jeszcze gorsze trafiło, bo muszę przebywać z wampirami. - powiedziałam zła.
-Czyli mam rozumieć, że nie chcesz tu przebywać ze mną i z innymi?
-Lubię ciebie, ale wy chcecie krwi, a ja jestem człowiekiem, który powinien zginąć z waszej ręki, a ja nadal żyję. To nie powinno się dziać. - powiedziałam. Obróciłam się. - Przepraszam, pójdę już. Nie chcę spotkać Itachiego. Ma swoje zajęcia, a ja swoje. Do zobaczenia. - odchodziłam. Wyszłam za drzwi i oparłam się o nie. W oczach stanęły mi łzy, i leciały po policzkach spadając na podłogę. Teraz miałam nowa i lepsza suknie, ale to nic nie zmieniało.  A Itachi? Nie mogę z Nim mieć nic wspólnego. Dlaczego? Dlaczego mnie nie zabije? Jestem tylko dla niego bezwartościowym człowiekiem.. Nikim więcej. On nie rozumie? Ciężko do niego dotrzeć. Westchnęłam. Odepchnęłam się i ruszyłam w dalszą drogę.

~*~
Newsik ^ ^
Mam nadzieję, że dobrze wyszło…
Sukienka Sakury: http://galeria-mody.com.pl/Suknia-Faviana-FA6100-Suknie-wieczorowe-p1427.html
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz