czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział piętnasty


To chańba! Jak można być takim chamem co On? Traktować tak kobiety. No cóż jestem jedną z nich, na pewno wampirką podobało by się takie traktowanie, ale ja stanowczo mówię nie! Może sobie pomarzyć, że się podporządkuje. Jestem inną kobietą jak wszystkie, które w przeszłości spotkał. Niech nie myśli, że ulegnę. Choć muszę zostać by chronić kochaną siostrę. Tylko na ile zdołam ją chronić? Ile to potrwa? Sam powiedział „na razie”. Czyli będzie czas kiedy ona zginie. Będę musiała wziąć się w garść i pomyśleć nad tym wszystkim.
Biorąc pod uwagę to, że Itachi chce abym tu została. Tylko dlaczego? Jaki jest tego powód? A jeszcze te dziwne objawy. To jest jeszcze dziwniejsze. Na moją głowę nie logiczne wyjaśnienie takich sytuacji. Żyję jako człowiek i zawsze tak było, a  teraz zaczęłam życie   nieśmiertelnymi!
Przeszłam koło krzewów róży. Zatrzymałam się i spojrzałam, że prawie wszytki stały się czarne jak noc. Ukucnęłam i wpatrywałam się w nie. Jak to możliwe, ze raptem zrobiły się ciemne niczym otchłań? Czyżby coś się szykowało? Choć wątpię, może w danym dniu zmieniały barwę na tym terytorium. Ale nie tylko tu zmieniły barwę, u siostry też.
Zerwałam jedną spośród wielu, a jej główka zmieniła się na barwę czerwoną. Coś tu nie grało, czemu raptem po moim dotknięciu zmienił się kolor? Co to oznaczało? Wiem, ze róża symbolizuje dobroć, miłość, delikatność, wieczność, przemijane chwile, jak także miłość duchowej jak i seksualnej, doskonałości, piękna, radości A czarna co przynosi? Rzecz nieosiągalną? Najwyraźniej. Wierzy się tez, ze róże wpływają na ludzi uzdrawiająco i wzmacniająco.
Powstało także wiele mitów na ten temat, między innymi jest jeden, który mówi o tym, że kwiat ten powstał z piany, która spadła na ziemię z ciała Afrodyty, Bogini Miłości, po raz pierwszy wynurzających się z fal morskich. A kolor czerwony zawdzięcza on dzięki krwi bogini spieszącej do swojego kochanka.
Kto wie jak to było, ale zawsze pragnęłam aby i tak było. Afrodyta piękna niczym róża zesłałaby to piękno na ziemię poplamiając je krwią zdrady? Było by wszystko możliwe. Ale dała ludziom piękny okaz, który można podziwiać.
Przeszłam przy krzewach i znalazłam się z tyłu blisko jeziora. Rozejrzałam się lecz nikogo nie było. Ani jednej żywej myszki, jedynie wiatr bawił się kosmykami włosów i pieścił delikatnie policzki. Usiadłam przy oczku i wpatrywałam się w róże namyślona.
Przymknęłam powieki wzdychając.
Ciężko było mi przyjąć to wszystko… Ja jedyna muszę się borykać z takim trudnym wezwaniem. Po prostu wampir chce mnie mieć przy sobie i nikt z zewnątrz mi nie pomoże. Wolałabym ich nie narażać na takie wielkie niebezpieczeństwo. Ludzie powinni się chować daleko przed nimi, chociaż oni wszędzie wejdą nie zależnie co im grozi.
Po policzku spłynęła mi łza.
-Czym się martwisz? - usłyszałam melodyjny głos. Uniosłam powieki wpatrując się w taflę wody, znajdowało się tam drugie „ja”. Patrzałam na nią. Miała na sobie suknie z bufonami,  duży dekolt, a także naszyjnik. Włosy spięte spinką do góry. - Nie patrz tak na mnie. Nie moja wina, ze dzisiaj tak jestem ubrana. To Itachi mnie wrobił… - mówiła - To powiesz mi o co chodzi?
-O Niego.
-Itachiego? Daj spokój, nie jest zły. Już ci to powtarzałam. Ile można? Ma swoje humorki to racja, ale gdybyś chciała go poznać bliżej to jest nawet romantyczny. A co się takiego stało? - zapytała moje drugie wcielenie.
-Boję się.
-Jego?
-Po części. On jest nie do przewidzenia. Dzisiaj mnie pocałował, ale… - przerwała mi.
-Jak ci było? Słodkie ma usta, prawda? Można w nich się rozpłynąć, a gdy pił kiedyś krew to myślałam, że zwariuję zrobił to tak delikatnie. Podobało mi się. Wiesz wtedy, oczywiście byłam człowiekiem, ale wtedy czujesz się jak byś się z nim kochała. To nie boli jak zrobią delikatnie, raczej jak byś z nim współżyła. - zaśmiała się cicho - Jest takim małym łobuzem, którego uwielbiam.
-Łobuzem? - wyszeptałam - Ja bym nazwała go draniem i tyranem. - uniosłam głowę wpatrując się w niebo, które robiło się coraz ciemniejsze. Nadchodziła noc coraz szybciej. - To co dzisiaj zrobił przekracza wszystkie możliwości. Ma on czasami godność do kobiet?
-To co takiego się stało?
-Powiedz mi dlaczego On taki jest? Dzisiaj w szczególności stał się dziwny. Chce mnie zmienić, a  tego nie chcę. I jeszcze siostrze zagraża śmiercią. Z całego serca nienawidzę go, bardziej od ojca. - popatrzałam na niego róże.
-Wcale tak nie jest. Dobrze o tym wiesz, że ojciec na dużo ci nie pozwalał, a Itachi ci pozwala na więcej niż mogłaś w pałacu. Ojciec zawsze bał się, że jeden z nich cię zje. Pamiętasz nasze dzieciństwo? Gdzie byłaś zamykana?
-To nic nie ma do rzeczy. To było potrzebne, sam to powiedział. - pokręciła głową.
-Nie prawda. Ty byłaś bezpieczna także wieczorami. Nikt by się nie tknął, byłaś chroniona. Raczej wampir by z tobą tylko porozmawiał. Czy ktoś pije twoją krew? - zapytała z uśmiechem. Wpatrywałam się na jej twarz, jej oczy były czerwone i to mocno. Musiała nie jeść.. A to źle wróżyło.
-Itachi. - odpowiedziałam stanowczo.
-On może. Ale czy ktoś jeszcze choć odrobinę twoją krew pił? Jakiś wampir lub wampirka? - pomyślmy. Czy ktoś choć krople wypił. Ciekawe dlaczego się o to pyta, ale było takie zdarzenie. Mam także Blizne po tym wszystkim…
-Była.
-Jak się zachowywała po niej? - zapytała. Dlaczego takie rzeczy pyta. Zawiał wiatr, który dalej bawił się włosami. Odgarnęłam je do tyłu.
-Jak wściekła i chciała więcej. To wyglądało bardzo dziwnie. Tak jakby dostała szału po spróbowaniu mojej krwi - zaśmiała się cicho.
-Już chociaż masz przykład, że oprócz szlacheckiej krwi wampirskiej nikt cię nie może dotknąć, bo dostaje szału. A Karin jest jaka jest. Wszystko by chciała mieć, a najbardziej mojego króla. - wiedziałam o czym mówi. Chciało o Itachiego? Był jej, no cóż. W prawdzie powiedziawszy, gdybym zamieniła się z nią miejscem to był by mój. Choć jesteśmy jedną i tą samą osoba. Wydaje się bardziej ładniejsza i jej głos bardziej brzmiejący jak melodia.
-Przesadzasz trochę. Itachi twoim kochanym królem? Raczej naszym. Gubię się w tym. On nie jest taki jak ci się wydaje. Jakoś teraz jest srogi, a dzisiaj normalnie taki jakby czegoś ode mnie więcej chciał. - odpowiedziałam. Ona zaśmiała się głośno.
-Wiesz dzisiaj właśnie z tego powodu przed nim się ukrywam. Nie chcę mieć dzisiaj z nim nic wspólnego. Wiesz czasami ma swoje widzimisie… - uśmiechnęła się.
-Czyli jakie? - zapytałam swoje drugie „ja”.
-Chcesz wiedzieć?
-Tak. - odpowiedziałam. Uśmiechnęła się. Mogłam ponownie zauważyć swoje śnieżnobiałe kły, które  wystawały z ust. Przymknęła powieki i szybko otworzyła. Jej oczy stały się bardziej wściekłe. Nie wiedziałam co się dzieje. Wyskoczyła i mnie złapała w okolicy przegubu łokciowego. Pociągnęła do siebie. Zamknęłam powieki by nie patrzeć co się dzieję.  Czuła za razem zimno i gorąco. Podniecenie i uspokojenie.
-Możesz już otworzyć. - melodyjny głos zapewniał mnie, ale brzmiał jakoś inaczej. Bardziej rozchodził się po pomieszczeniu niż był na zewnątrz. Uniosłam jedną powiekę, a  po chwili drugą. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w sypialni Itachiego? Nie możliwe! Byłam na dworze i potem… Spojrzałam do przody. Przede mną stałam ja? Zlustrowałam siebie od dołu do góry. Gorset był prosty, tylko na ramionach były małe bufony, a od bioder do samego dołu marszczona i podkładana w wielu miejscach. - No to widzisz jak wygladam naprawdę.
-Jak ty mnie tu wplatałaś?
-No wiesz… ja czasami wymykam się do przeszłości by zobaczyć jak ci idzie. No i było tak jak ze mną. A zawsze tam uciekam Itachiemu, a potem się wkurza na mnie jak nie wiem co. Ale gdy jest zdenerwowany to w łóżku jest o wiele lepszy. - patrzałam na nią. - No co? Nie patrz tak na mnie. Ja go uwielbiam. Ty nie, więc wszystko jest możliwe. I jak ci powiedziałam, ma swoje widzimisie. Wiesz o co mi chodziło?
-Nie.. - przyznałam.
-Wampiry to dziwne stworzenia. Nie wiem co ile lat to dostają, ale tak jak zwierzęta mają czas godów. Czyli chce im się kochać. Niektórzy z wampirów wykorzystują kobiety, czyli gwałcą dla swojej przyjemności. Zostawiają je potem, bo już nic ich nie obchodzi. - uśmiechnęła się. Nie wiedziałam co powiedzieć dlatego by tak się zachowywał? To trochę dziwne. Może właśnie dzisiaj miał taki czas godów. Itachi to dziwne stworzenie. Nie mogę o nim inaczej powiedzieć.
-Czyli wampiry mogą mieć dzieci? - zapytałam. Moje „ja” popatrzało na mnie jakbym powiedziała coś naprawdę strasznego, lecz po chwili się uśmiechnęła. Kły świeciły przez srebrna poświatę księżyca.
-Nie odpowiem ci na to pytanie. Sama się dowiesz. Zapytaj się Itachiego, on ci powie choć z tym będzie zwlekał. Mogę ci jedynie przyznać, że z niego ciężki mężczyzna. On ma swoje humory, wiec jak będzie wściekły nie zaczynaj z nim. Proszę…  - jej glos melodyjny brzmiał fantastycznie. Mogę się uroda jak i głosem zmyć się.
-Sakura!! - usłyszałam męski baryton, który był naprawdę wściekły. Jeszcze takiego nie słyszałam. Wiedziałam, że to był Itachi nic mu się nie zmienił głos. Wieczność u nich to normalka. A teraz muszę w dodatku uciekać stąd, gdyby mnie znalazł nie było by za dobrze.
-Matko on mnie wszędzie znajdzie. Już nie wiem gdzie iść.
-Nad jezioro? - zapytałam. Spojrzała na mnie i posłała mi promienny uśmiech.
-Może będzie dobry pomysł. - uśmiechnęłam się. Chwyciła mnie za dłoń i staliśmy naprzeciwko lustra. W nim widziałam oczko, to przy którym siedziałam. Jakimś sposobem wiedziałam, że wrócę na swoje miejsce. Popchnęła mnie. We włosach czułam zimny wiatr i deszcz?  Świetnie! Uniosłam głowę do góry, na twarz padały zimne krople łagodząc rozgrzane policzki. Wszystko mam się Itachiego pytać? To nie do pomyślenia… Konan mi nie powie, choć wiele wie.
Uniosłam się i kroczyłam do zamku do mojego.. jak to powiedziało moje drugie „ja”, do mojego króla. Wzdrygnęłam się. Nigdy nie odważyłabym się powiedzieć na niego „mój królu”. Szybciej bym zemdlała niż to powiedziała. W dłoni trzymałam różę tego samego koloru co wcześniej. Jakoś nie mogłam jeszcze zrozumieć dlaczego Uchiha tak bardzo chce mnie tu mieć?
Weszłam do budynku. Zauważyłam, że Konan lata jak wściekła w tą i powrotem. Nie wiedziałam o co chodzi? Czym mogła się tak martwić?! To nie mało najmniejszego sensu, tu jest coraz gorzej. Popatrzała na mnie.
-Nareszcie przyszłaś.
-A gdzie ja byłam? Jak mówiłam szłam do ogrodu.
-Przestań mnie oszukiwać. Poszłaś do miasta prawda?
-E… - wybąkałam - Nie. Jak mówiłam byłam w ogrodzie. Czemu się ze mną sprzeczasz? - zapytałam. Westchnęła. Nie rozumiałam jej. Byłam w ogrodzie, a potem wciągnęło mnie drugie „ja” do przyszłości. Nie miałam nigdzie iść, i nie szłam. To, że zniknęłam nie było moją winą.
-Król chce cię widzieć. Jest w Sali Tronowej. - popatrzałam na nią. Po co chce mnie widzieć? Wiem, że nie miałam uciekać. A on z pewnością będzie chciał bym mu wytłumaczyła. Nie będę mogła tego zrobić.  Znowu będzie się znęcał? Dotknęłam miejsca na szyi, które zaczynało jakoś dziwnie piec. Nie był ból, lecz przyjemny, który nie zdarzał się  n i g d y!
Podeszłam do Konan, która nie była zadowolona z tego co zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech. Teraz będzie najgorsza rzecz, która mnie spotka. Spotkanie z Nim. Niebiesko włosa otworzyła przede mną wrota. Czekała aż wejdę, i zamknęła. Moje oczy powędrowały do mężczyzny, który stał przy oknie opierając się o ścianę. Spojrzał się przez ramię, a jego oczy wyrażały wściekłość. Gdy mnie zobaczył przybrały kolor ciemnego szkarłatu.
-Gdzie byłaś? - zapytał spokojnie, lecz wiedziałam, że w nim się gotuje.
-W komnacie. - tak było, ale w przyszłości.  Nie mogłam mu od tak tego powiedzieć inaczej było by źle. Zakazał mi wszystkiego. Nie miałabym wtedy niczego i nie będę mogła nic zrobić. Byłabym na uwięzi, a raczej na łańcuchu.
-Masz mnie za głupca? - uniósł głos. Wyprostował się i obrócił się do mnie patrząc szkarłatnymi oczami. Cofnęłam się o krok, On był wściekły i to na całego. Jego oczy to wyrażały. W tej chwili mógł mnie rozszarpać na kawałki.
-Wcale nie. Mówię ci prawdę.
-Nie prawda. Sprawdzałem, nie było cię. - odpowiedział. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdołałam przymocował mnie do ściany trzymając za gardło. Puls miałam przyśpieszony. Patrzałam na niego. Uchwyciłam jego dłoń i chciałam odsunąć, ale nie szło. - gdzie byłaś?
-Nie byłam u Hinaty. Przysięgam. - nie puszczał mnie tylko coraz mocniej ściskał.
-Jakoś Tobie nie wierzę. A sama sprowadziłaś na nich przekleństwo. - powiedział do mnie. Przekleństwo? Czyli co? On chyba nie mówi o… Odchodził ode mnie do okna.
-Nie zrobiłeś tego. - stwierdziłam. Zatrzymał się. Wolno obrócił się. Nie mógł tego zrobić? Czyli, ze sama wydedukowałam im los, który mówił o wszystkim? To było nie możliwe.
-Jak powiedziałem sama zapisałaś im dalszy rozdział w życiu. - zacisnęłam dłonie w pięść. Nie interesowałam się tym czy coś się ze mną stanie. Kolce róży kaleczyły mi dłoń, ciernie były tym ukojeniem czego potrzebowałam.
-Jesteś mordercą! - powiedziałam głośniej. - Powiedziałam, że nie pójdę dlaczego jakiś chory wampir mi nie uwierzył? Tak trudno człowiekowi uwierzyć. Powinieneś już dawno zniknąć z moich oczu!! - krzyknęłam. Obróciłam się z zamiarem odejścia. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku, syknęłam z bólu i upadłam na kolana przed nim. Nie odpuszczał choć szarpałam się. - Puszczaj! To boli… - szarpałam się jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim być sam na sam działy się wtedy dziwne rzeczy. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy, gorzkie i bolesne. Nic nie robiłam, co mogłam zrobić? Byłam o wiele słabsza od niego. Człowiek jest jak zapałka, która w danej chwili można złapać. Były chwilę, ze przejawiała się dziwna nie zrozumiała siła w moim organizmie. Mogło to być spowodowane obecnością Itachiego, lub innych nieśmiertelnych.
-Odpowiadaj, gdzie byłaś? - milczałam. Mam mu to samo mówić? To chyba jakaś kpina, dlaczego mi nie wierzy. Moje drugie ja zrobiło to co uważało za słuszne? Byłam chwilę w przyszłości i to zaważyło o losach mojej bliskiej rodziny.
-Powiedziałam już, że najpierw w ogrodzie a potem w komnacie - wolałam nie mówić, że zostałam przeniesiona przez moje drugie ja. Miałby mnie za głupca, który tylko łże. Lecz nie potrafię kłamać, i  On widocznie tego nie wie jaka tak naprawdę jestem. Ręka mi opadła, czułam niesamowity ból przeszywający każdą tkankę.
-Wiesz, że kłamcy długo nie żyją.
-Nie jestem kłamcą. - wstałam - Ale za to ty możesz się tak nazywać, nawet nie potrafisz wierzyć, to inaczej nie mogłabym ciebie nazwać. - nie obracałam się tylko patrzałam na jego plecy. Stanął przy swoim tronie. - Nie wiem po co mnie tu przyprowadziłeś, ale obiecuję ci ze pożałujesz tego! - podniosłam głos. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Obróciłam się i zobaczyłam Sasuke, który zachłannie oblizywał swoje wargi. A za sobą przyciągnął nieprzytomnego blondyna całego zadrwionego. Nie, tylko nie to! Rzucił go przed siebie i się uśmiechał.
Zacisnęłam dłonie w pięści i spuściłam głowę w dół. Czułam jak we mnie wzrasta coraz większa siła, i miałam ochotę rzucić się na sprawcę tych czynów. Chciałam być pewna, że więcej już nic nie zrobią. Lecz co ja mogłam. Puściłam różę, która upadła. Jej płatki zmieniły się na czerń.
Podeszłam do niego i ukucnęłam obracając na plecy. Na szyi miał dwa ukłucia po zębach. Ugryzł go, ale zaczął dziwnie drżeć. On chyba go nie zamienia w wampira? To jest nie możliwe. Naruto wampirem?
-Sasuke, coś ty zrobił? - zapytał zimno brata.
-No co? Chciałeś pozbyć się takiej krwi? A jeszcze królewska, wiesz ze tacy są najlepsi.
-Co z dziewczyna?
-Ko.. - nie kontaktowałam dobrze, albo to on przerywał. Moja krew jakoś dziwnie buzowała. On zamienił ich w wampirów. Wstałam szybko i odchodziłam, nie chciałam z nimi mieć teraz wspólnego celu. A wiedziałam co może stanąć się jak dłużej zostanę. „gdzie idziesz? Nie chcesz więcej wiedzieć”
-Odwal się. - warknęłam. Wiedziałam, że na mnie patrzą. Myśleli, ze to do nich. A wcale tak nie było. Ten glos był przyjazny, ale mogłam przypuszczać, że jestem do niczego. Moje drugie ja przybierało na sile. A miałam ochotę ją rozerwać. Wyszłam z pomieszczenia. Uderzyłam pięścią o ścianę, z góry lekko uleciał pyl od wstrząsu. Mogłam się dokładnie spodziewać faktu co czeka mnie w przyszłości.
Poczułam szczypanie w oczach. Upadłam na jedno kolano i złapałam się za oko. Czułam jak z przymkniętych powiek wypływa ciecz, lecz nie łzy?  Było cieplejsze i bardziej lepke. Do nozdrzy doszedł mi zapach życiodajnej krwi. Tej upojonej,  którą pragną wampiry.
Na ramieniu wyczułam zimną dłoń. Chwyciłam i wyrzuciłam tego kogoś do przodu. Poczułam „przedzieranie” skały? Musiał złapać się by nie uderzyć o mór? Otworzyłam powieki i patrzałam na mężczyznę. Był nim Sasuke…
-Itachi ona oszalała…! - przeciągnął. Obróciłam do tyłu głowę i rzuciłam się na niego. Widocznie dorównywałam mu siłą, bo miał ze mną trochę roboty. Zebrało się wiele wampirek jak i płci przeciwnej. Rzuciłam go w ścianę, lecz zrobił salto w tył. Spuściłam głowę, a po policzkach teraz spłynęły mi łzy… - Przebłyski?
-Tak. Mogłem tego się spodziewać. - odchodziłam do komnaty, gdzie mogłam się spokojnie znaleźć i porozmyślać o swoim ubogim życiu. Teraz to się zmieniało w terror. Stanęłam, bo przede mną stanął Itachi i obserwował mnie. Uchwycił brutalnie podbródek. Wyrwałam się i ominęłam go.
-Co o tym myślisz? - usłyszałam głos Sasuke
-Jeszcze sporo czasu, by do tego doszło.  - powiedział Itachi.
Minęłam inne wampiry, które patrzały na mnie zdziwione? Czym tui się dziwić? Nie rozumiałam ich dokładnie. Choć w tym transie czułam się wściekle, każda moja komórka była przeszywana mocą. Moje oczy i uszy były zdolne widzieć i słyszeć wszystko…  A teraz się uspokoiłam, warto być człowiekiem. Nie chcę być wampirem jedząca krew codziennie… Weszłam do komnaty zamykając za sobą ogromne drzwi. To nie były normalne objawy? A jeszcze Hianta i Naruto? Po co to zrobił? Nie miał prawa, ale drugie Ja mnie przechytrzyło. Dlatego mnie wciągnęło? Aby Hinata wraz z Naruto zginęli.
Usiadłam na łożu. Po policzkach spływały mi łzy, które wchłaniały się w materiał sukni. Wolałam jednak zginać, lub być człowiekiem. Nie musiałabym tak cierpieć jak to jest możliwe w tej chwili?! Powinnam zastanowić się nad wszystkim. Czeka mnie piękna przyszłość u boku wampirów. Tych nic nie czujących nieśmiertelnych!
Położyłam się na brzuchu i cicho łkałam. Nie chciałam tego powstrzymywać. Ważne dla mnie było by nie dowiedział się o tym Itachi, choć wiedziałam, że może się dowiedzieć. Jego słuch sięga kilometrów, to bez przeszkód usłyszy! Usłyszałam skrzypienie drzwi, pościel się ugięła od drugiego ciała. Delikatna dłoń znalazła się na moim ramieniu.
-Konan idź sobie. - powiedziałam słabo. Nie wiem czemu, ale nie odeszła. Milczała przez chwile, a potem westchnęła ciężko.
-Nie jestem Konan, Sakura - usłyszałam melodyjny głos podobny do mojej siostry. Lecz to było nie możliwe, aby to była ona. Ona jest nie żywa. Nie żyje.. I koniec kropka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz