czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział osiemnasty


Patrzałam na dany budynek, był to ten sam, gdzie się przemieściłam. Lecz co tu robię? Byłam nad oczkiem, w jaki sposób się tutaj przeniosłam? Nie mogłam od tak bo miałam jakąś wizje przyszłości. To było nie możliwe, a jeszcze na dodatek jestem w miejscu, gdzie wszystko miało się zakończyć? Wstałam z mokrej ziemi. Przyglądałam się budowli, tak jak widziałam ją w swojej wizji. Zacisnęłam dłoń, wyczułam w prawej dłoni kość? Popatrzałam na prawa rękę, w której trzymałam rękojeść z kości słonia. Otrze błysnęło srebrnym blaskiem dzięki księżycowi. Przeczytałam znaki na rękojeści, to był ten sztylet którym oddalam Itachiemu swoje wampirze moce, gdy stałam się całkowicie wampirem.  Tylko czemu Go trzymam w tej chwili? Dlaczego? O co tak naprawdę chodzi?
Obróciłam się wokół swojej osi. Dopiero teraz zauważyłam, że cała moja sukienka jest umazana krwią. Spojrzałam na stopy były bose,  i całe umorusane krwią. Czerwone jakbym robiła cokolwiek z człowiekiem bądź zwierzęciem. Obróciłam się i spojrzałam za siebie. Na ziemi leżał człowiek, z dziurą w sercu. Jego oczy były puste, z niego odeszło życie. Czy to Ja zrobiłam? Nie, to nie możliwe. Nie zabiłabym człowieka. Nie, które miał dobre serce. Po policzkach spłynęła łza, która upadła na sztylet. Została wchłonięta. Nagle rękojeść z ostrzem zabłysły jasnym światłem, lecz po chwili zgasły. Puściłam Ją czując jak na dłoni parzące ciepło. Szukałam czegoś zimnego, zauważyłam wodę. Podbiegłam i padłam na kolana mocząc dłoń w  przezroczystej wodzie. Zabarwiła się na różowo. Oberwałam z sukni kawał materiału i zawiązałam wokół rany.
Podeszłam do miejsca, gdzie zostawiłam sztylet i chwyciłam go w drugą dłoń. Popatrzałam na ciało mężczyzny. Nie mogłam nadal uwierzyć, że to właśnie zrobiłam. Nie chciałam zabijać nikogo, kto jest śmiertelny. Spojrzałam na pałac, który był naprawdę wysoki. Stanęłam przed schodami z marmuru. Już sama nie wiedziałam czy mogę tam wejść, moje ciało drżało ze strachu, ale także chciało bym weszła. Cała moja ciekawość. Kiedyś mnie zgubi i będę między młotem i kowadłem.
Patrzałam na wielkie wejście, które było zamknięte przez łańcuchy i wiele kłódek. Weszłam po schodach. Mocno trzymałam rękojeść sztyletu wchodząc do góry. Słyszałam syczenie z prawej dłoni. Wyczuwałam znowu ten ból, ale tak się bałam, że nie puściłam. Nie chciałam, tylko dlaczego przeszedł mną strach. Po obu stronach schodów były szkielety, bądź posagi kobiet i mężczyzn. Po plecach przeszedł dziwny dreszcz, jakby wpatrywały się we mnie. Schowałam pod spódnicę sztylet nie przejmując się kapiąca krwią. Zawiązałam na drugiej dłoni materiał. Pchnęłam wrota do środka, nie musiałam nawet otwierać kłódek same przede mną się otworzyły. Tak jakby działała tutaj magia. Weszłam do pomieszczenia, którym była od razu wielki hol, schody prowadzące do góry jak i na dół i po bokach korytarze.
Słyszałam dźwięk wydobywający się z korytarza. Odeszłam za falą dźwięku, choć mogło to się źle skończyć. Nie wiedziałam co tam znajdę, choć korytarz wydawał się znajomy. Zatrzymałam się przed dużymi wrotami i popatrzałam na znak widniejący na nich gotycki krzyż ankh, od niego odchodziły zamknięte oczy wraz z skrzydłami nietoperza? Nigdy nie widziałam czegoś prawdopodobnego. Dotknęłam krzyża, drzwi się same uchyliły. Pchnęłam je, gdy byłam w środku zamknęły się z hukiem. Popatrzałam na nie, czyżbym miała tutaj być? Blisko okna stało krzesło, na nim widziałam człowieka. Popatrzałam w bok, była tam szklana postura, a w niej sztylet? Podeszłam i popatrzałam na niego dokładnie. Był taki inny, ten musiał służyć do zabijania wampirów. Dlaczego właśnie tu został schowany? Chwyciłam szkło i podniosłam. Wpatrywałam się w sztylet. Chciałam go chwycić, ale zapłonął ogniem. Czyli On nie jest dla mnie? Ten sztylet musi należeć do kogoś innego. Na nich był znak, którego nie poznawałam. Obdarłam spoty kawał materiału, gdy przestał płonąć ogniem zawinęłam, aby nie czuł mojego dotyku.
Chciałam odejść, ale zatrzymałam się. Jeśli ten mężczyzna się obudzi musi wiedzieć sztylet. Nie mogę od tak oby dwa sobie wziąć. Chwyciłam sztylet, którym w wizji przywróciłam siły wampirskie Itachiemu. Położyłam na miejsce, gdzie zaczął zmieniać znaki.


Twój dotyk przebudzi co straciło.


Nie rozumiałam potoku słów. Schowałam sztylet, który miałam zawinięty. Poznawałam ten znak, ale skąd? Nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć gdzie spotkałam ten znak, który jest na sztylecie. Postawiłam szklana zasłonę, aby było wiadomo, że nikt go nie dotykał. Popatrzałam na fotel, w którym siedział chyba mężczyzna. Podeszłam od przodu i spojrzałam na niego. Odsunęłam się o krok. Ten mężczyzna, to jest Madara. Długie włosy, szara koszula, lekko brązowa kamizelka i spodnie. Jak to możliwe, że On tu jest? Chciałam go dotknąć, ale moja dłoń została zatrzymana przez jego.
-Widzę, że mam gościa. – powiedział władczym głosem. Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Oczy były pragnące krwi, musiał od setek lat nie jeść. Próbowałam dłoń wyszarpać, ale nie szło. – Rin? – zapytał. Czemu On mówi do mnie jak do mojej matki.? Jestem, aż tak podobna do niej. Wstał i patrzał na mnie. – Nie, ty nie jesteś Nią. Masz inne oczy.  – uśmiechnął się. – Co Cię sprowadza aż tutaj?
-Ja… - zaczęłam.
-Nie jesteś wampirem, ani człowiekiem. Masz w sobie oby dwie części. – mówił. Patrzałam na niego, a także w jego oczy. Puścił mnie. Odszedł do okna, które odsłonił. Nie było słońca, tylko księżyc. Już się ściemniło. Itachi będzie wściekły. Na pewno mnie poszukuje. Cóż, znów od niego dostanę w kość. – Skąd pochodzisz?
-Będę już szła. – odchodziłam. Zdążyłam dojść do wyjścia, ale uchwycił mnie odwracając do siebie. Nie był to aż taki mocny ból jakby był kiedyś.
-Nie ładnie tak się tak żegnać, a w dodatku pytałem skąd pochodzisz? Kwitnę tu od wielu lat, wiec należy mi się szacunek. Nikt dotąd mnie nie odwiedzał, nikt nie potrafił wejść, a jakaś dziewucha od tak tutaj wchodzi. Gadaj kim jesteś?  - pytał zły. Zdarł z moich ramion sukienkę. Spojrzał na moje ramię, gdzie miałam bliznę w kształcie korony. – jesteś córką Rin?
-Nawet jeśli, to co? – pytałam.
-Którą?
-Ostatnią. – zaśmiał się i odszedł trochę dalej. Nie miałam pojęcia o co tak naprawdę mu chodzi. Popatrzał na mnie.
-Dlatego czuje od ciebie tylko pół człowieka. Nie sądziłem, ze tak szybko się spotkamy. Już wiem dlaczego mogłaś tutaj wejść. Przecież córka wampira może wchodzić do jego posiadłości.
-Nie jestem córką wampira. – powiedziałam do niego.
-Owszem jesteś. – mówił uśmiechając się – Widać, że nikt ci nie powiedział kto jest twoim ojcem. A także twój drogi opiekun, który obiecał Rin nad Tobą opiekę. Przy łożu śmierci z pewnością chciałaby Cię strzegł do końca, aż zostaniesz wampirem. – patrzał na mnie. Znalazł się przy mnie. Nasze ciała się złączyły. Trzymał mnie za policzki i szyję. – jak się miewa mój bratanek? Co u Itachiego słychać?
-Nie wiem. Nie rozmawiam z Nim. – patrzał na mnie. Spojrzał na moją szyję i się zaśmiał
-Widać się Tobą rozkoszuje, co? Dobrą masz krew z pewnością, jesteś połączeniem człowieka z wampirem. A w dodatku twoja matka miała pyszną. Z pewnością będziesz dobrą przekąska dla innych. – mówił do mnie. Zbliżył się do mojej szyi, a serce biło jak oszalałe. – Potrzebuje trochę twojej krwi. – mówił. Wyrwałam się.
-Nie dam ci mojej krwi. Nawet nie wiem kim jesteś. Itachiego rozumiem, ale ciebie.
-Naprawdę to głupie tak uciekać, a kim jestem? Powinnaś już wiedzieć, że jestem twoim ojcem. – wypowiedział. – a ojciec ma większe prawo niż jego bratanek. Nie powiedział ci jeszcze? Nie mówił kto jest twoim ojcem? Dlaczego ciebie wziął do siebie? – pytał. – To jasne, by chronić Ciebie przede mną. Nie chciał byśmy się spotkali, dlatego mnie tutaj uwięził. Zapytaj się go o mnie gdy wrócisz. Na pewno ci odpowie na wszystkie pytania.  Teraz.. – znalazł się za mną. Dotknął mojej szyi, lecz wyrwałam się. W jego oczach było widać wściekłość.
-Nawet jeśli jesteś moim ojcem to i tak nie dam ci mojej krwi. – warknęłam.
-Nadal nie wierzysz, ze nim jestem, prawda? Typowe u kobiety, która była przez tyle lat oszukiwana. – powiedział do mnie. Znalazł ponownie się przy mnie i przyparł mnie do muru. Nie mogłam już od niego uciec. – Pokaże Ci w takim razie prawdę skoro nie potrafisz uwierzyć na słowo. – wgryzł się w moją szyję. Krzyknęłam z bólu, lecz co najgorsze widziałam jak w moim umyśle pojawia się obraz z przeszłości, gdzie była moja matka i On.





Było to w ogrodzie, gdzie każdy mógł przebywać. Mojego ojca widocznie nie było. Brunet pojawił się wtedy przed matką i wpatrywał pożądanym wzrokiem. Uklęknął przed nią, gdy ona czytała książkę wystraszyła się nie na żarty. Nie miałam pojęcia, że moja matka kiedyś czytała ksiązki z zainteresowaniem.
-Przestraszyłeś mnie. – wypowiedziała z delikatnością.
-Wybacz, królowo. – powiedział do niej z uśmiechem. – Za dużo czytasz. Może rozerwij się czasami, co? – zapytał ją.
-Nic ciekawego w mieście nie ma.
-A kto mówił o mieście. Jesteś młoda jeszcze, masz tyle dzieci, ale zawsze możesz się w inny sposób. Twój mąż chyba jest zbyt ślepy by to zauważyć.
-Ma dużo spraw na głowie, nie dziwie się mu. Nie mamy na nic czasu, aby oby dwoje spędzić. – powiedziała odkładając książkę na bok. Nie wiedziałam co zamierza zrobić, mężczyzna kucał przed nią.
-Chodź ze mną.
-Dokąd?
-Zobaczysz. – uchwycił ja i szybko pobiegł w dal do lasu. Przemierzał szybko i zatrzymał się na malej polanie, gdzie było jezioro. Postawił Rin, która delikatnie się uśmiechała. Podszedł bliżej jej i ucałował szyję.
-Nie mogę. – powiedziała wyrywając się – Słuchaj ja wiem, że chcesz dobrze, ale jednak muszę być wierna. Nie mogę tego zrobić. – wywrócił oczami. Znalazł się przy niej.
-Tego chcesz, prawda? Więc czemu się powstrzymujesz?
-Bo tak muszę. To… - obrócił ja do siebie wpatrując w jej oczy. Jego były czerwone z wściekłości. – Madara… - wypowiedziała z strachem.
-Nie powinienem, ale muszę. – powiedział. Razem  moją matka wylądowali na ziemi. Była przygnieciona jego ciałem. Nie potrafiła go zepchnąć, był dla niej za silny. Całował ja wszędzie gdzie popadło. A potem w nią wszedł gwałcąc brutalnie. Pojawiła się całkiem inna scena po tym, ale nie tak intensywniejsza jak poprzednia.
Moja matka siedziała na ławce w ogrodzie z moim ojcem. On się cieszył jak głupi, chyba wiedziałam o co chodzi. Powiedziała mu, że jest w ciąży, ale nie mówiła, że to nie jego. Odszedł od niej. Dotknęła swojego brzucha, który nie był mały. A ojciec by niby tego nie widział? Naprzeciwko niej pojawił się brunet, lecz nie ten sam. Westchnęła ciężko.
-Przyszedłeś po dziecko? – zapytała.
-Nie. Ono mnie nie obchodzi na razie. – mówił zimno – Przyszedłem Cię powiadomić, że Madara jest uwięziony w swoim pałacu, nie uwolni się przez lata, ale… - popatrzała na niego – jeśli spotka się z dzieckiem uda mu się uwolnić. Pomoże mu, lecz nieświadomie, a wtedy będzie życie niemowlęcia zagrożone. Dlatego jak na razie uważaj na dziecko i niech nie dowie się, że jego ojcem jest wampir.
-Wiem. Mam prośbę.
-Tak?
-Gdy będzie już w stanie, że będziesz musiał zabrać proszę cię zaopiekuj Nią się. Nie chcę aby była jak twój wujek. Ona ma mieć jeszcze dobre serce i się zakochać. Pragnę tego.
-Nie wiem czy to będzie możliwe, ale zrobię co w mojej mocy. – zniknął.
-Dziękuje.






Wszystko się urwało. Opadłam na kolana przetwarzając wszystko co zobaczyłam. On moja matkę zgwałcił by mieć z tego zabawę, a potem został tutaj uwięziony. I nieświadomie Go uwolnię? Jakim sposobem? Nie miałam pojęcia. Stał dalej ode mnie. Trzymałam się za krwawiącą żyłę. Nienawidzę wampirów, zawsze biorą co chcą. Wstałam i odchodziłam. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak jest. Zawsze najwięcej cierpię. Nie chce tak. Wyszłam z pomieszczenia zamykając drzwi. Znak zniknął na drzwiach, nie wiedziałam tylko dlaczego?
Szłam korytarzem i zauważyłam, że rośliny zaczęły wracać do życia? Trochę dziwne, ale nie moja w tym głowa. Wyszłam z budynku zamykając wrota. Zeszłam po schodach z marmuru. Szłam dalej. Usłyszałam ciche głosy wydobywające się z oczka wodnego? No bez przesady. Podeszłam do niego i popatrzałam. Zauważyłam blondyna, czerwono włosego i siwo włosego. Trzymał w dłoni czerwona różę. Woda nagle wyskoczyła na mnie i wciągnęła mnie w głąb. Płynęłam dalej. Bliżej zobaczyłam mężczyzn. Wynurzyłam się z oczka, byłam osłabiona. Nie wiem jak będę musiała tłumaczyć się Itachiemu. On nie uwierzy w różne bajeczki, będę musiała powiedzieć prawdę. Przeszłam obok nich. Nie miałam dużo krwi, więc szłam wolniej niż zawsze.
-Sakura, do cholery gdzie ty się podziewałaś? Jakim sposobem wyszłaś z oczka? – zapytał mnie blondyn. Spojrzałam na niego. Widziałam przyciemniony obraz. Chciałam dojść do sypialni i tam się położyć, ale przy tylu wampirach będzie to nie możliwe. Zniknęłam za rogiem. – On się wkurza na ciebie.
-Trudno – powiedziałam dosyć cicho. Nie miałam pojęcia jaki wściekły może być Itachi. Pchnęłam wolno drzwi i szłam niezdarnie przed siebie. Wszyscy na mnie popatrzeli. Sama nie wiedziałam jakim sposobem tak siebie urządziłam przez pieprzonego wampira. Wpadłam na kogoś. Chciałam minąć, ale uchwycił mnie za nadgarstek.
-Gdzie się podziewałaś?! – usłyszałam zły glos.
-Ja… Nie wiem. – upadłabym gdyby nie On. Popatrzałam na ową osobę. – Itachi… - wypowiedziałam delikatnie do niego – Wybacz mi. – uniósł mnie na rekach i prowadził w stronę sypialni. Nie miałam bladego pojęcia co on zamierza zrobić w tej chwili. Było trudno, ale musze wytrzymać. Wampiry i wampirzyce wpatrywały się w moją osobę, a w szczególności jak po mojej szyi spływał szkarłat. Ich oczy były napełnione pragnieniem do mnie, a raczej aby spożywać moja krew. Weszliśmy do pomieszczenia nie wiedziałam co tym razem chce zrobić. Nie chciałam nawet wiedzieć.

~*~
Wiem, że dialogi są enterm oddzielone, bo to inna przeglądarka. Nie jestem na swoim laptopie ;)

Rozdział siedemnasty


Stałam przed lustrem przyglądając się swojej sylwetce. Nie miałam na nic już ochoty po długiej kąpieli. Nie wiedziałam co robi mój król. Zaraz znowu usłyszę Jej głos, lub miała dosyć że ciągle robie bez jej wolni lub zgody. No i dobra, trzeba trochę się rozwinąć. Miałam nadzieje, że gdzieś się kręci. Może lepiej odpuścić dla dobra tamtej? Sama nie wiem, mnie do niego ciągnie. „Ale mnie nie ciągnie! Przestań za nim łazić. On jest jaki jest, przystojny i tak dalej, ale nie ma nic w sobie dobrego”. Zaśmiałam się z własnych myśli. To moje lepsze ja zawsze myślało inaczej.
Nie wiem czemu tak bardzo nie znosi Itachiego, przecież to taki słodziutki wampir, a jego krew jest taka pyszna! Mogłabym ją teraz  posmakować kolejny raz. Kurcze, od dawna mi nie pozwalał. Gdybym wzięła w swoje usta krwi z przeszłości, na pewno by się zezłościł ten z przyszłości. Dlaczego mi u diabła siedzi w głowie picie krwi! To przez moje drugie „ja” chce teraz sobie popić, a ja mam to samo uczucie! Zabijałam ludzi tymi rekami, co naprawdę mi się nie podobało. Nie chciałam tego, a jednak musiałam zrobić. Piłam ich krew, rozkoszując się nią. To było naprawdę dziwne.
Wyszłam z komnaty idąc przez korytarz. Błąkałam się w obłokach. Może jestem w swojej głowie, ale tutaj jest całkiem inaczej. Pełno czerwonych róż w takim ogrodzie? Nie wiedziałam czemu właśnie jestem tutaj. Pięknie było w mojej głowie, ale nie myślałam, że aż tak. Zatrzymałam się. Przede mną ujrzałam czerwono włosom kobietę. Minęliśmy się. Wyczułam, ze to nie koniec. Szybko odwróciłam się i przytrzymałam jej dłonie, z długimi pazurami, które chciały mnie zranić.
-Karin, Karin, Karin. - powiedziałam irytującym głosem. „To teraz się zacznie. Chętnie popatrzę”. Uśmiechnęłam się delikatnie. Trzymałam Ją w silnym uścisku uśmiechając się perfidnie. Czułam jak to moje drugie „Ja” nienawidzi tej osoby. Bardziej ode mnie. - jesteś nie grzeczna. - zbliżyłam się do jej ucha. Moje usta delikatnie dotykały jej płatka. - On i tak będzie mój. Tylko dla mnie… - pchnęłam ją. Upadła. Jej pomagierski pomogły jej wstać. Odwróciłam się napięcie odchodząc. Poczułam się strasznie głodna, ale nie za jedzeniem tylko za krwią. Czułam w oddali gdzieś ten przeszywający zapach. „Czy ty zawsze tak szybko głodniejesz?”
-Nie zawsze, ale często, gdy jestem wkurzona. - zaśmiałam się swoim melodyjnym głosem. Kroczyłam dalej. Usłyszałam świst z tyłu. Skoczyłam do góry przeskakując rudo włosom. Wyprostowałam się wpatrując z uśmiechem w przeciwnika. - Ktoś się wściekł. Wiesz, że złość piękności szkodzi, to działa na wampiry. - ruszyła na mnie. Ominęłam ją, lecz obróciłam się kopiąc ją z całej siły. Odleciała parę metrów wbijając się w ścianę. Jęknęła cicho. Cały zamek zatrząsł się. „Matko, ile siły! Czyś ty zwariowała?”
Nie mogłam w to uwierzyć co zobaczyłam. Moje drugie „Ja” miało podobną siłę do Itachiego w tej chwili. Patrzałam na Karin, która upadła z hukiem na posadzkę. Uśmiechnęłam się złowrogo. Podchodziłam w jej stronę.
-Sakura… - powiedziała do mnie cicho - To tylko namiastka Twojej mocy. - zaśmiała się. Westchnęłam cicho. Moje drugie „Ja” jest bardziej szalone ode mnie. Chciałabym wiedzieć jak to się stanie, ze zostanę wampirem? No jak! Przecież jad Itachiego jakoś na mnie nie działa, prawda? Zawsze mnie gryzie i nic. A niby w późniejszym czasie miało by być gorzej? Ja nie chce! Uchwyciłam Karin za włosy i ciągnęłam. Jej bliskie przyjaciółki patrzały na to z strachem w oczach? No proszę, chociaż ktoś ponosi konsekwencję… Rzuciłam ja o ścianę. Zauważyłam, że niedaleko stoi Sasuke. Spojrzałam na niego wściekła. Oddalił się o parę kroków. Chyba wiedział o co chodzi, zamienił moją siostrę w wampira. Zamachnęłam się z zamiarem uderzenia rudo włosej, ale moje ręka została powstrzymana. - Co jest…- moje drugie „Ja” próbowało wyszarpać, ale to było na nic. Obróciła się. Był to Itachi. Stał z zimnymi oczami wpatrując się we mnie. Przyglądała mu się uważnie.
-Witaj, kochanie.. - powiedział. To mnie zbiło z tropu. Kochanie? Czy On kompletnie oszalał? To było nie możliwe? On to powiedział. Może byłam w głowie mojej drugiej „Ja”, ale przecież Itachi takich rzeczy nie mówił.
-Bez jaj! - podniosłam głos. - Jak ty… a już myślałam, że się na chwilę uwolniłam. - zaśmiała się cicho. Pociągnął mnie za sobą. Czułam, ze ten uścisk nie jest mojego Itachiego, chwila nie mojego. Matko, co ja mówię! To jedynie przez moje drugie „Ja”. Zaczęłam się przyzwyczajać. Znaleźliśmy się w Sali tronowej. Wielkie wrota zostały zamknięte. Byłam tylko ja i On.
-Sama wiesz, ze ode mnie już się nie uwolnisz. - powiedział. Naprawdę coś tu nie grało, czy oni są aż tak głupie? Ta druga jest popaprana. Usiadłam zażenowana w ogrodzie, w którym się znajdowałam - w swojej głowie - chwyciłam płatek róży wzdychając ciężko. Patrzałam na scenę, którą odczuwałam.
-Naprawdę? No cóż dzień już się uwolniłam. - zaśmiało się drugie „Ja”. - Jak się dowiedziałeś, że jestem w przeszłości? - zapytałam. Dotknęłam jego policzka i poczułam jak nasze ciała się dotknęły. Nie chciałam na to patrzeć. Pokazał swoje kły, które były typowo większe niż u mnie jako wampira oczywiście.
-Jeśli mojej żoneczki nie ma na noc, musiałem podjąć środki. Znalazłem Cię przez lustro. Pokazała mi się Sakura z przeszłości. Jak myślisz co to znaczyło? Oczywiście domyśliłem się, że moje kochanie zostało wezwane. - zaśmiał się cicho. Odszedł ode mnie. Stał przy oknie, które było zasłonięte. - Teraz wrócimy do swoich czasów. - mówił zimno i władczo.
-Bez jaj. Nie mogę trochę tutaj pobyć?
-Nie. - mówił. Czułam „swoja” wściekłość do jego osoby. Zacisnęłam mocno dłonie. Widocznie chciała jeszcze poczuć się wolna. Co się w tamtym świecie dzieje? - Sama dobrze wiesz jak zakłócisz równowagę tego świata nie będzie zbyt dobrze, wtedy TO się nie stanie. - westchnęłam ciężko.
-Dobra. Jesteś upiardliwy. - powiedziała i pokazała swoje długie kły. Poczułam zamianę miejsc. Byłam już w swoim ciele, lecz czułam wściekłość mojego drugiego „ja”. Jeśli Karin się dowie, ze wtedy to nie byłam Ja. Będę miała po prostu nie ciekawe życie. Złapałam się za głowę, w której się kręciło. Czego było brak? Dotknęłam opuszkami ust, gdzie poczułam ostre kły. Własne. Popatrzałam na bruneta, który wpatrywałam się we mnie. Zacisnęłam zęby kalecząc się. Byłam na niego wściekła za wszystko. Przebudził we mnie moje drugie ja. On o nim dobrze wiedział. Kim do cholery jestem?
Nie mogę być zwykłą księżniczką. Zwykłe księżniczki nie mają zębów wampira i pragnienia krwi. Oddaliłam się o parę kroków, lecz poczułam mocny uchwyt na nadgarstku. Odwróciłam się i zamachnęłam się. Uderzyłam Go, co spowodowało tylko lekki ból. Wpatrywałam się w niego, a On we mnie. Nie byliśmy mile nastawieni do siebie, najprzynajmniej jeśli chodziło o mnie.
-Ty parszywa... gnido - jego oczy stały się inne. Wiedziałam, że się zdenerwował. Chciałam kolejny raz Go uderzyć, ale tym razem zatrzymał mój cios. Jego uśmiech był irytujący. Zrobiłam coś czego się nie spodziewałam. Kopnęłam go z całej siły w brzuch co spowodowało przebicie przez wrota, które się roztrzaskały. Zacisnęłam dłonie w pięść by emocje przestały brać górę, ale to było na nic. Moje rany zagoiły się. Odwróciłam się do wyjścia i wyszłam patrząc na mężczyznę śmiejącego się z tego wszystkiego.
-Tak ciebie to tknęło? Chciałem ci tylko coś pokazać? - zapytał. Warknęłam na niego groźnie. Wszyscy się wpatrywali. Czerwono włosa była podtrzymywana przez jednego z mężczyzn. Odbierałam ataki bruneta, który widocznie chciał zobaczyć siłę? Nie miałam ochoty z nim się cackać. Zniknął i zostałam uwięziona w żelaznym uścisku bruneta.
-Puszczaj mnie.. - mówiłam szeptem do niego. Przybliżył się do mojego ucha.
-A jak nie?
-To spłaszczę ci cos czego nie powinnam.
-Nie ładnie się zachowujesz. Nie jest przystało na prawowita następczynie tronu. - mówił do mnie i puścił. Odszedł. O czym On mówił? Nie byłam prawowitą następczynią tronu. Moja najstarsza siostra była. Spojrzałam na jego oddalającą sylwetkę. Odszedł znikając w ciemności. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Jak to prawowita następczyni tronu? Nie wiedziałam o co może mu chodzić. Na pewno sobie drwi ze mnie. Przeszłam obok innych wampirów i wyszłam z zamku. Wrota za mną zamknęły się. Przechodziłam obok róż., które były lekko pochylone. Zachwiałam się opierając o mury zamku.

Sakura…

Usłyszałam czyjś jadowity głos. Był spowodowany pragnieniem do mojej osoby. Nie miałam pojęcia dlaczego? Co to tak naprawdę miało oznaczać? Kim była owa osoba i co mogła chcieć ode mnie.

Moja córko, wyciągnij do mnie pomocna dłoń. Potrzebuje Ciebie. Jedynie co potrzebuje to trochę krwi prawowitego władcy tronu.

Wszystko zniknęło. Prawowity władca tronu? Mój ojciec? On dawno nie żyje. Już nigdy się nie pojawi. Miałam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży, a co gorsza.. mój ojciec nie żyję, więc kim jest owa osoba przemawiająca do mnie? Usiadłam nad oczkiem trzymając się za głowę. Otworzyłam powieki widząc swoje własne obicie jakby to było cos sensacyjnego. We własnych oczach zauważyłam pustkę. Zakręciło mi się w głowie. Padłam na trawę czując na policzku krople deszczu, lecz całkowicie straciłam świadomość z światem.








Słyszałam dziwna muzykę, była jakaś znajoma. Czułam jakby mnie przywoływała do jednego miejsca. Nie miałam pojęcia tylko jakiego. Pokazał się jeden z ogrodów i wielki pałac, był taki znajomy, tak jakbym była kiedyś w tym miejscu. Wszędzie kwiaty, ludzie, którzy przemieszczali się w rożne strony. Czy to na pewno byli ludzie? Nie, nie wybladło na to. Patrzałam na wszystkich przechodząc do przodu kamienna ścieszką. Szłam z gracją. Chyba byłam jakaś osobą, bo wszyscy patrzeli zdziwieni. Wchodziłam po marmurowych schodach, które były ozdobione kościami ludzkimi.  Weszłam całkiem do góry, a dalej zauważyłam długowłosego mężczyznę o czarnych włosach.. Z tyłu były nastroszone w niektórych miejscach. Obrócił się do mnie.  Na prawe strony opadał długi pas grzywki, tak samo po drugiej stronie ale nie zakrywał oka. Jego tęczówki były czerwone niczym kałuża krwi rozlana w porze zmierzchu. Na sobie miał ubraną szara koszulę, na to brązową kamizelkę, które lekko były odpięte, spodnie tego samego koloru co kamizelka. Na szyi wisiał talizman z tygrysiego oka oplatanymi różnymi elementami szmaragdu z szkarłatem. Na twarzy wystąpił lekki uśmiech.
-Sakura.. – wypowiedział zadowolony mężczyzna. – Moja córko. Nie świętujesz naszego zwycięstwa? – pytał. Jakie zwycięstwo? Nie wiedziałam o czym mężczyzna mówi. – Pomogłaś każdemu z nas, aby Itachi poległ. Przyjęcie jest na twoją cześć.
-Wiem, ojcze. – wypowiedziałam z zimnem w głosie – Dzięki Tobie wiem o wszystkim. – mówiłam. Podszedł do mnie i uchwycił za ramię. Kroczyliśmy razem do pałacu, gdzie w niektórych miejscach była kość słoniowa. Obejrzałam się w lustrze. Miałam długie włosy, skóra koloru mleka, czerwone tęczówki, a kły białe niczym dopiero spadnięty śnieg. Na sobie miałam czerwona suknie, która ciągnęła się za mną kawałek. Słyszałam kobiece krzyki z dołu..? Czułam wyrzuty sumienia. Nie myślałam, ze kiedyś poczuję.
-Nie jesteś zadowolona?
-Jestem, oczywiście, że jestem. Zawsze będę po Twojej stronie. Będziesz miał w każdej sytuacji rację. – odparłam z zimnem. Stanęliśmy w sali, gdzie za szkłem był sztylet. Rękojeść z kości słoniowej ozdobiona napisami hebrajskimi. Jako jedyna z nich wszystkich potrafiłam je przeczytać. Nikomu nie zdradzałam treści. Nikt nie musiał wiedzieć, w papierach wszystko  było źle napisane. Otworzył szkło i chwycił sztylet. Rzucił w moja stronę. Chwyciłam za rękojeść.
-Pora by całkowicie wszystko zakończyć. A ty udowodnisz, że jesteś po mojej stronie. – powiedział. – Jak zabijesz Itachiego będę wiedział, że Ty, jako moja jedyna córka zrodzona z człowieka stoisz po mojej stronie. – dotknął mojego policzka. – Udowodnij mi, z kim naprawdę trzymasz. – odeszliśmy na dół. Było słychać tupanie moich obcasów. Nie wiedziałam czy dobrze ronię, ale musze udowodnić swoją wierność Jemu. Nie zdradzę Go dla byle gnojka! Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie było sztuczne słońce, które zostało wyłączone. Stanęliśmy przed długo włosym brunetem, który wisiał blisko kuli sztucznego słońca. Nie wrzeszczał, nic nie robił.
-Opuścić Go. – zażądał ciemno włosy. Itachi wisiał teraz przed nami. – Teraz nadeszła twoja kolej, bratanku. Długo nie będziesz żył, tylko parę chwil. Sakura o to zadba. – odstąpił miejsca. Wpatrywałam się w niego. Podeszłam bliżej. Jego ciało było popalone. Ból ścisnął moje serce. Uniosłam głowę wpatrując się w jego twarz. W oczach widziałam ból i żal do mojej osoby. Uśmiechnęłam się delikatnie. Przeczytałam wszystko jeszcze raz na sztylecie. Zamachnęłam się.
-Nie rob tego Sakura! Itachi chciał dla ciebie dobrze, to Madara jest tym złym! – usłyszałam krzyk niebiesko włosej. Nie zwróciłam na to uwagi. Z całej siły uderzyłam w jego klatkę sztyletem, która na nowo przebiło serce. Zauważyłam czarną krew wypływającą z jego ciała. Zlizałam ją. Słyszałam śmiech za sobą. Jedna dłonią trzymałam nadal rękojeść i zaczęłam wypowiadać hebrajskie zaklęcie? Cicho, ale czułam jak moje ciało opuszczają siły. Upadlam na kolana wypowiadając nadal słowa, których nie powinnam, ale dla Niego to robiłam. Trzymałam jego nogę. Moje siły całkowicie odeszły. Padłam na posadzkę oddychając ciężko. Łapczywie łapałam powietrze. Znów stałam się pół- wampirem.!
-Co ty jej zrobiłeś! – krzyknął Madara. Usłyszałam głośne warkniecie z ust Itachiego. Z całej siły pociągnął łańcuchy. Urwał. Inni także zaczęli wracać do siebie. Nie miałam pojęcia czy to cokolwiek zmieni, ale oddałam mu siłę, a dzięki mu każdy inny zaczął posiadać. Straciłam przytomność.








Wstałam do pozycji siedzącej. Przytrzymałam się z głowę. Bolała. Poszłam w przyszłość, ale czemu? Co takiego miałam się z tego dowiedzieć? Nie byłam pewna swoich poczynań, ale na pewno w przyszłości zrobię coś złego, co mogę żałować. Nie chciałam być po stronie zła, ale jeśli to będzie konieczne. Nie, to nie będzie konieczne. Będę po stronie dobra i koniec, nigdy nie sięgnę po krew z własnej woli. Nie zabiję człowieka. Nigdy. Nie chce nawet o tym myśleć.
Lecz ten mężczyzna? Był wampirem, w dodatku chciał śmierci Itachiego? Dlaczego? Tego naprawdę nie wiedziałam. Co takiego zrobił brunet, że pragnął jego śmierci? Dlaczego właśnie Ja miałam Go zabić? Sprawdzić czy jestem lojalna, a tak naprawdę nie byłam. Uniosłam głowę patrząc przed siebie.
-Co jest grane? – zapytałam sama siebie.

Rozdział szesnasty


Nie była to Konan? Wiec kto? Nie chciałam się obracać, gdyż mogłam zobaczyć jednego z wampirów. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie z tej rasy. Potrzebowałam rozmowy z człowiekiem. A jedyny człowiek w moim otoczeniu jest dopiero w wiosce. Tyle, ze Temari na pewno myśli o mojej śmierci. A moja siostra i szwagier nie żyją.
Itachi, on wszystko zrobił by zepsuć mi życie. Wszystko! Całe moje życie legło w  gruzach gdy wszyscy moi bliscy zginęli. Piersi ojciec i inni, a teraz najbliższa siostra i szwagier. Nikt mnie nie szanował oprócz Nich. Moją nowa rodziną miały być inne wampiry, ale tak nie mogło być. Oni mnie by nigdy nie zrozumieli…
Egzystencja mojego życia legła szybciej niż mogłam się spodziewać. A teraz muszę żyć w samotności, nic mi nie pomoże. A nie pozwolę zamienić siebie w wampira, nie mogę nim się stać. Człowieczeństwo jest o wiele ważniejsze. Z nieśmiertelności nie mam jak korzystać? Jedynie mogę patrzeć jak rozwija się świat. To jedynie pierwsza z jednej korzyści. Tak bardzo chciałabym to cofnąć…
Westchnęłam cicho myśląc o swojej przyszłości.
Niby mam być z Itachim? Nie ma mowy. Nigdy z nim nie będę. To było by śmieszne, gdybyśmy się w sobie zakochali. On robi okrutne rzeczy, ale to jest wampir co mogę oczekiwać od nich wszystkich? Nie zrobią żadnej miłej rzeczy, która mnie zadowoli. Odwróciłam głowę w bok wpatrując się w odsłonięte okno. Tak bardzo chciałabym, aby wyszło słońce i mogłabym wyjść sama. Być sama na sam z swoimi myślami.
-Sakura, porozmawiaj ze mną. - melodyjny głos przemawiał do mnie. Westchnęłam. Nie chciałam rozmawiać z wampirem, ale w końcu wstałam do pozycji siedzącej. Zamarłam. Jej twarz była taka biała. Gdybym na pewno dotknęła była by zimna i delikatna. Włosy delikatnie opadały na ramiona, jak i na czoło. Ręce takiego samego koloru, jedynie paznokcie wymalowane na czerwono. Suknia krwistej czerwieni…
-Hinata..? - zapytałam cicho.
-Tak, to ja. - uśmiechnęła się. Z jej ust wyszły dwa białe kły. Wstałam odsuwając się od niej. Nie chciałem tego, tego wszystkiego. Ona nie miała się stać wampirem. Miała być śmiertelna dożyć spokojnej starości, a teraz wszystko poszło na marne.
-Co z Naruto?
-Wszystko dobrze. Nic mu nie jest. Teraz przechodzi ceremonie przejścia stania się wampirem. Nie sądziłam, ze to takie ciekawe. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o tym co tu się dzieje? Wszystko dzisiaj się tutaj naprawdę ciekawie. Cieszę się, że jestem bliżej siebie. - ignorowałam tobą co mówiła. Ona po prostu nic nie rozumiała. Jak ona mogła się cieszyć z zostania nieśmiertelną? To było nie do pojęcia.
-Zastanawiałaś się co z królestwem? - zapytałam patrząc na nią. Nie miała czerwonych oczu. Były po prostu ciemniejsze od normalniejszych, które posiadała. Spojrzała w bok uśmiechając się.  Zastanawiałam się zawsze co będzie, gdy ona zniknie i jak także szwagier odejdzie. Teraz jest taka sytuacja. Nie mogła opuścić mieszkańców miasta…  ja bym tego nie zrobiła, gdybym była człowiekiem, lecz teraz nie mogę pozwolić jej rządzić.
-Już wszystko zrobiłam. Królestwo przekazałam swojemu królowi.
-Swojemu królo.. - nie dokończyłam. Domyśliłam się o kogo mu chodzi - Co!! Czyś ty zwariowała? On nie może rządzić królestwem. To wampir! On wszystkich zabije. Powiedz mi ze tego nie zrobiłaś, jako wampir on nie może. - mówiłam do niej.
-Przypominam ci droga siostro, ze ja także jestem nieśmiertelna. Nie wrócę do wioski, jedynie żeby się pożywić. Dobrze o tym wiesz. Teraz nie będę żywą istotą, umarłam. Jego brat mnie zabił, dzięki niemu mogę doświadczyć tak wspaniałego życia. - chciała podejść do mnie, lecz odsunęłam się. Nie chciałam z nią teraz być blisko. Jedynie co mnie nurtowało, to pytanie „Czemu oddała królestwo w tak ohydne i zakrwawione ręce?”. - Sakura nic ci nie zrobię. Dlatego mogłam do ciebie przyjść, dzięki krwi mogę..
-Nie chce tego słuchać! - krzyknęłam na nią. - Wiesz co ty w ogóle zrobiłaś? Oddałaś to co kochałaś. Dlaczego to zrobiłaś? On nigdy nie zrobi niczego dobrego dla tego królestwa. Każdy będzie się bał Jego obecności. Nikt mu nie wyjdzie naprzeciw. To królestwo nie będzie już takie jak kiedyś będzie się zwało : Królestwo Nocy. - mówiłam do niej. Obeszłam i stanęłam przy oknie. Patrzałam się na oczko i zacisnęłam dłonie. Nigdy ci nie wybaczę, pomyślałam. Czy to możliwe, ze sama do siebie będę miała urazę. Moje drugie „ja” z przyszłości kocha Itachiego. Lecz dlaczego tak to się potoczyło? Coś musiało się stać za co byłam wdzięczna. Tylko za co? Musiałam w jakiś sposób do niego się zbliżać, wiedzieć więcej niż ktokolwiek. Tylko jak dla mnie to by było niewiarygodne.
-Opowiadasz bzdury. Ludzie są dla nas pożywieniem. - roześmiałam się cicho i spojrzałam na nią zła. Ona nie wiedziała teraz co mówi. Chciałabym ją poturbować, ale ona nawet teraz jest ode mnie silna.
-Dla nas? - zapytałam retorycznie. Nie miałam ochoty słuchać jej odpowiedzi. Jeśli się pokłócimy to będzie pierwszy raz. - Nie moja droga. Ja jestem człowiekiem. To on mi wpycha krew, abym pila. Nie wiem czemu i nie chce wiedzieć. - zrobiła minę jakby cos wiedziała, ale nie może powiedzieć. - Ale nigdy z własnej woli nie będę piła ludzkiej krwi!! - krzyknęłam na nią. Patrzałam jak oddaliła się o pół kroku. Nie miałam pojęcia czemu to zrobiła, lecz znów to czułam. Szczypanie w oczach. Nie wiem czy to robiła wściekłość czy coś innego, ale dzisiejszy dzień jest straszny. Tak mogę go nazwać. Nie mam innego sposobu. Otworzyłam okno balkonowe i stanęłam na nim. Zawsze byłam delikatna, a teraz gdy wrze we mnie wściekłość mogę zrobić wszystko.
-Nie rób tego.
-Dlaczego? Tu nie ma dla mnie miejsca. To nie moje życie. Gdy zginę będę z matką. Ona mnie ustrzeże przed całym niebezpieczeństwem.
-Skąd pewność, ze do niej trafisz? - zapytała siostra - Może pójdziesz gdzie indziej, tam gdzie ludzie żyją w wygnaniu. Skąd ta pewność u ciebie?
-Po prostu czuję to w głębi serca. Moja dusza tkwi w niej, a ona we mnie. Tak jakbyśmy siebie czuły nawzajem. Zawsze mnie chroniła przed niebezpieczeństwem. To może teraz też. Tak jakby jej śmierć była celem, ale dusza tkwiła we mnie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Nadal obwiniałam się za śmierć matki, ale zawsze czułam na sercu, że ona mnie chroni. Każda sekunda mojego życia była inna. Byłam traktowana inaczej od innych księżniczek. Byłam po prostu inna, lecz teraz to może się skończyć. Zrobiłam następny krok. Spadłam w dół wolno. Tak mi się zdawało… Moja matka była jedną z tych których kochałam najbardziej. Przymknęłam powieki i zamiast matki ujrzałam kogoś zupełnie innego. Dlaczego Jego? Poczułam mocne szarpniecie za nadgarstek i chłód oplątujące moje całe ciało. Jego? Tylko nie to. Jego zapach był taki przyciągający, i to bardzo. Ale był intensywniejszy niż zawsze, tak mi się zdawało. Jego ręce były na moich łopatkach, czułam jak zacisnął mocniej. Jęknęłam cicho z bólu.
-Hinata, wyjdź. - polecił. Ona się skłoniła i wyszła zamykając za sobą drzwi. Trzask okna zbudził mnie całkowicie z transu, w który mnie wprowadził. Uchwycił mnie za przed ramiona. Odwróciłam wzrok by na niego nie patrzeć. W prawym ramieniu poczułam ulgę, gdy wziął swoja dłoń. Pieczenie prawego policzka było okropne. Uderzył mnie bez żadnego zastanowienie, lecz zrobił to ludzkim gestem. Takim jakim się po nim się nie spodziewałam. On nie mógł posiąść takich delikatnych ruchów. - Co ty sobie wyobrażasz?! - uniósł głos. Patrzałam na niego, z politowaniem. - Jak możesz sobie skakać?! Zachowujesz się jak przystało na gówniarę. - mówił. Wyszarpałam się.
-Nie kieruj moim życiem! Dosyć już niszczyłeś. Przez ciebie nie mam nikogo!
-Nie masz? Widzisz raczej jeszcze masz siostrę.
-Nie.. - powiedziałam. - Ona już nią nie jest. Jej człowieczeństwo zostało zniszczone. Ja miałam siostrę człowieka, a nie wampira. Ty.. - zamilkłam patrząc na jego twarz. Uśmiechał się delikatnie? To jakieś kpiny. Mówię mu o swoich uczuciach dotyczących tego, a on bezczelnie się uśmiecha? Co za drań! Nie wybaczę mu tego. Jego czerwone oczy były spragnione. No nie, znowu? Ja już mam dosyć. Jak on może pragnąć cały czas mojej krwi, ona jest inna niż pozostałe? Sama nie rozumiałam. - Nie zbliżaj się. - zignorował to. Cofnęłam się i upadłam na wielkie łoże. Popierałam się łokciami, chciałam wstać, lecz było za późno. Jego ręce były blisko mnie. Oddalałam się coraz bardziej. Chwycił za skrawek sukienki. Szarpałam materiał.. - Puszczaj! - krzyknęłam szarpiąc materiał. Jego kły się ukazały. Dobra wyglądał w tym dość pociągająco, ale nie mogłam pogodzić się z prawda że będzie mnie ponownie gryzł.
-Czego się boisz?
-Ciebie. Stałeś się ostatnio jakiś dziwny. To nienormalne. - powiedziałam do niego - Masz ty jakieś popędy seksualne? - zapytałam prosto z mostu. Zdziwiła go takie pytanie. Uniósł jedna brew i zaśmiał się głośno odsuwając się ode mnie na parę kroków. Jego dłoń nie puszczała sukienki.
-Nie, nie mam. - śmiał się odgarynając włosy z czoła. Przybliżył się ponownie. - jeszcze nie mam. - czekaj chwile, czyli to prawda co się mówiło drugie „ja”. Wampiry maja jakiś dzień gdzie są groźni i chcą się kochać? Tylko nie to! - A skąd ci przyszło to do głowy?
-Ja.. tak tylko. - co za głupia wymówka. Tak tylko? No jasne, jeszcze się skapnie. Sakura jesteś do niczego z takim rozważaniami. Puścił materiał i przyciągnęłam go do siebie. Byłam na drugiej stronie łóżka. Chciałam odejść, lecz stanął na mojej drodze. Nie mogłam w tej chwili nigdzie pójść.  - Co.. Co chcesz? - jąkałam się.
-Niczego…  - przerwał patrząc się na drzwi. - najwyraźniej ludzie nas nie doceniają. - zaśmiał się. Oderwał się ode mnie i odchodził. Nie wiedziałam czemu, ale usłyszałam huk dobiegający z zewnątrz. Podeszłam do okna, co mnie zdziwiło, że zobaczyłam siebie w tafli oczka wodnego. Zobaczyłam siebie, jak oblizuje zadrwione wargi. Obróciłam się do wnętrza pokoju.. na środku stał brunet i wpatrywał się we mnie. Jego blada skóra była idealna dla faceta. Podchodził do mnie lecz nic tym razem nie robiłam. Stałam i wpatrywałam się w niego jak zaklęta.
-Nie możesz.. - zaczęłam. Jego dłoń znalazła się na policzku i zjechała na szyję. Przybliżył swoje usta do tętnicy.
-Nie możesz na to patrzeć. To nie na twoje oczy. - powiedział - Nie jesteś przyzwyczajona do takiego widoku. Tylko teraz, a później już będzie lepiej. - wyślizgnęłam się z jego objęć. Tak bardzo chciałam się stad wydostać, uchwyciłam klamkę. Lecz zostałam złapana.
-Puszczaj. - powiedziałam. Jego ręce zostały splecione na moim brzuchu, a jego usta przywarły do mojej szyi. - Nie, zostaw. Nie chcę tego. - powiedziałam. Jego ręce były zimne, czułam przeszywające zimno. Każda komórka ciała czuła...
-Wiem o tym, ale teraz musisz. - poczułam ból w szyi. Dwa kły wbiły się w tętnicę. Krzyknęłam. Dlaczego w to samo miejsce? To naprawdę boli.

„Nie rób tego. On ci pomoże. Tak będzie lepiej dla nas oboje.”

Przymknęłam powieki słysząc moje drugie ja. Zacisnęłam dłonie w pięści, jego dłoń ześlizgnęła się do nadgarstka. Rozluźniłam dłoń i uchwycił splatając ze swoją dłonią. Siły opuszczały mnie coraz szybciej. Oddychałam coraz wolniej, traciłam także świadomość. Oderwał się ode mnie i wziął w swoje ramiona.
-Wybacz mi - położył na łóżku. W jego dłoni zauważyłam kieliszek na długiej stópce ozłacany, a także wysadzany brylantami i szafirami. Przez szkło prześwitywała czerwona ciecz.. Nagryzł sobie żyłę w nadgarstku, zacisnął pięść, i  spora ilość krwi zleciała do kielicha. Nie było to taka jak ludzka, czarna! Gdy skapnęła z naczynia unosiła się para.
-Co ty chcesz zrobić? - poczułam jak moje ręce zaciskają się na prześcieradle. Uklęknął na jedno kolano i uchwycił mnie za ramię i uniósł delikatnie. Przystawił mi naczynie bym wypiła. Lecz nie potrafiłam zrobić nawet tego.
-No to inaczej zrobimy. - wypowiedział i jednym łykiem wypił zawartość kielicha? Nie możliwe. On nie chciał tego wypić. Coś kombinuje. Uchwycił moją twarz robiąc dzióbek z ust. Wpił się w wargi, lecz poczułam ciecz napływającą do buzi. Nie, o to mu chodziło? Nie szarpałam się. Nie miałam na to ani odrobiny siły. Przymknęłam powieki. Nie z przyjemności lecz ze zmęczenia.
-Śpij smacznie przez ta małą chwilę. - odpłynęłam w daleki świat nie słysząc ani jego ani niczego innego. Była głucha cisza. Wszędzie widziałam jedynie ciemność, nie mogłam nic innego dostrzec. Stałam, chciałam ruszyć, ale moje nogi były uwięzione. Z daleka widziałam zbliżającą się do mnie postać. W nogach poczułam ból, który doskwierał coraz bardziej zbliżając się ku górze.
-Co On ode mnie chce? - zapytał melodyjny kobiecy głos. - po co mnie wzywa? Jeszcze nie twój czas, a chce cię sprawdzić? Mogłam się tego spodziewać. - westchnęła. Zauważyłam jak łodyga od róży oplątuje mnie coraz bardziej. Moje nogi,  tułowie, ręce zostały oplątane, a na nich po chwili wykwitły róże, tam gdzie rozkwitły pąki.  Czerwona róża oznaczała miłość, ale nie mogłam teraz być tego taka pewna. Przede mną stanęło moje drugie „ja”. Włosy miała spięte w kitku do góry, a grzywka opadała jej na lewą stronę, z drugiej miała spuszczony długi kosmyk różowych włosów. Kształtne usta umalowane na krwistą czerwień podkreślały kolor oczu. Tak, miała czerwone. Była głodna, widziałam to po niej. Na sobie miała jedynie bluzkę sięgającą do połowy ud, a nogi były bose. Biała skóra była jak mleko? Wpatrywała się we mnie swoimi oczami. Krwista czerwień przerażała mnie jeszcze bardziej niż zwykle.
-Co sprawdzić?
-Twoje wewnętrzne umiejętności. Chce to szybciej sprawdzić niż zawsze, choć na pewno jeszcze chce pomocy aby ludzi zamordować mam racje? Zawsze był w gorącej wodzie kąpany. Czy już Hinata przekazała mu królestwo? - zdziwiłam się tą reakcja - Tak myślałam. No wyjdzie z tego bez szwanku, ale nie chce mieć ofiar. Nie dziwię się mu.. - złapała mnie za dłoń. Jej oczy były zwrócone do mnie. Były takie przeszywające, że mogły zabić człowieka. Wszyscy by się bali, były podobne do Itachiego. Splątała drugą dłoń. Róże tez oplątały jej idealne ciało. - Zamiana lub przywiązanie co wolisz?
-Słucham?
-Ty musisz się zdecydować, zamiana jest chwilowa. A przywiązanie wieczne. - powiedziała - Zmiana polega na paru dniach, lecz ty będziesz tego świadoma. Będziemy mogły oby dwie rozmawiać, lecz ja będę ciebie słyszała nikt więcej. Przywołanie, będziemy połączone wiecznością, a gdy już przejdziesz przemianę nie będziesz pamiętała swojego człowieczeństwa.
-Zamiana
-Tak myślałam. - nie wiedziałam co się stało,  ale czułam się dziwnie. Odwróciła się plecami do mnie i tak jakby zniknęła, ale czułam jak moja świadomość zastępuje się inna. A jej obecność wyczuwałam w sobie. Każda komórka była ogarnięta nadprzyrodzoną siła. Taką o której nigdy nie mogłam myśleć. -Gotowa? W końcu zobaczysz jaka będziesz silna w przyszłości. Zobaczysz siebie taką jaką chciał ciebie widzieć Itachi. - nie odpowiedziałam. Wszystko było takie jasne jak słońce, czułam jej moc w sobie i teraz mogę zobaczyć jeszcze więcej.
Otworzyłam powieki, a raczej otworzyliśmy. Ona była jedyną częścią mnie, a raczej dopełnieniem. Wstała z gracją. Nie mogłam wykryć w tych ruchach ani fałszywego odruchu. Były wykonane idealnie. Gdy stanęłam na równych nogach, suknia zaszumiała. Założyłam czarne buty na obcasie. Czarne z cekinkami wokół otworu. Przeszłam dalej i stanęłam koło lustra. Spojrzałam na siebie, raczej na drugie „ja”. Westchnęłam cicho.
-Czym się przejmujesz? Nie chcesz bym tu była? Spokojnie, nic takiego się nie stanie. Mam zamiar jeszcze komuś tylko dokopać, aby tobie nic nie robiła. - uśmiechnęła się delikatnie ukazując swoje śnieżno białe kły. Ramiona miała odkryte. Nie było widać piersi, jedynie całe ręce. Na prawej była zawiązana wstążka, na nadgarstku na kokardkę.. Od piersi w dół był umieszczony czarny materiał, okrywał całą suknie. Na to nałożona była czarna skóra  zawiązywana sznurkiem na piersiach. U dołu miała małe falbany w różnych miejscach. Oczy miałam tego samego koloru co przedtem - czerwone. A usta kształtne i tego samego koloru co tęczówki. Włosy delikatnie się kręciły. Delikatnie odgarnęłam do tyłu i grzywkę więzła na lewą stronę. Układała się bardziej seksownie niż przedtem. Podkreślała to jeszcze mleczna skóra… - Będziesz musiała mi wybaczyć za to co zrobię. Ty byś jako człowiek tego nie zrobiła, lecz teraz nim nie jesteś. Pamiętaj to. - podeszłam do końca łoża i sięgnęła po coś. Wyciągnęła kaburę? Ona wiedziała, ze to tam się znajduje. Moje drugie „ja” wie o tym miejscu więcej niż ja sama. Chwyciła za rękojeść i wyciągnęła. Sztylet zabłysną srebrnym blaskiem. - To zaczniemy mała zabawę. - wyszła z pomieszczenia. Doszedł do mnie dźwięk walki. Oni musieli walczyć z ludźmi? A może to nie tylko ludzie. Tak bardzo chciałabym aby byłam w błędzie. Tyle, ze jest zbyt głupia o myśleniu w taki sposób. Przymknęłam powieki idąc dalej. Stanęłam przed frontowymi drzwiami, które otworzyły się przede mną z hukiem. Z gracja wyszłam na świeże powietrze. Wszędzie widziałam ludzi z sztyletami. Uśmiechnęłam się chytro, ukazując swoje białe kły. Piersi też miałam o wiele większe. Każda partia ciała była bardziej wyrzeźbiona niż przedtem.
-Co jest? Czy to Sakura? - usłyszałam pytania w moim imieniu. Odgarnęłam delikatnie swoje włosy do tyłu. Do moich nozdrzy doszedł ostry zapach słodkiej krwi. Wolno oblizałam wargi. „Nie mogłaś wcześniej czegoś zjeść?” - mówiłam w naszych myślach.
-No wybacz, ale nie miałam kiedy skoro właśnie chciałam się najeść a tu musiałam z tobą się spotkać. To nie wybaczalne, a miałam taki smaczny kąsek. - zaśmiałam się cicho. Odwróciłam się szybko i krew trysnęła na mnie. Była cała oblana szkarłatem. Ręka była cała od ciepłej cieczy. Oblizałam od nadgarstka do kostek. Fala rozkoszy wybuchła we mnie jak dynamit. Było smaczne. - Dobra, prawda? - nie odezwałam się wewnątrz siebie. Jak to dziwnie brzmi. Ona walczyła, a ja byłam w jej głowie. Nasze ciała były zjednoczone. Zabijała tych, którzy nas atakowali. Byłam pewna, że wszyscy zginą. Rozerwała jednego człowieka na pół w linii pionowej. Rozpadł się na dwie części, a krew tryskała na wszystkie kierunki. Na nogach wirowało ciepło. Zamachnęłam się lecz zostałam złapana za rękojeść miecza. Był to nie kto inny jak Uchiha. Zawiał wiatr bawiąc się naszymi kosmykami. - No patrzcie, kogo ja widzę. - patrzałam na niego. Nie wiedziałam jak to wszystko zrobić. Szybko zbliżyłam się do niego i zamachnęłam się mieczem wbijając w niego? Nie możliwe. Wszystkie wampiry na to spojrzeli. Moje ciało przywierało do Jego. Spojrzałam przez jego ramię. Pchnęłam mocniej. Za brunetem stał jeden z ludzi. Jego martwe ciało upadło z hukiem i wbiło się w posadzkę. -I..ta..chi. - przeliterowałam. - jesteś taki sam  kochanie. - powiedziałam. „och weź przestań.  Kochanie? Czy ty nie przesadzasz. On nie będzie nigdy moim wybrankiem.”
-Oj to ty zaczynasz znowu z tym samym. Ja ci mówię ze będzie. - uśmiechnęłam się delikatnie. Odchodziłam do zamku by odpocząć. Po prostu nie chciało mi się walczyć, taką odczułam wolę. Wolę mojej drugiej „ja”. Choć każdy już uciekał. Wbiłam miecz, na którym były hebrajskie napisy. Spojrzałam na jednego mężczyznę, który stał i się wpatrywał we mnie? Hm.. Ciekawe. Pojawiłam się blisko niego. „Nie rób tego. Nie możesz!”. Wpiłam się w jego szyję i zaczęłam wystawać z  niego życiodajną ciecz. Była im potrzebna do życia, a teraz piłam ja, a raczej chłeptałam. Musiałam w końcu się najeść. Puściłam go  i spadał w kanion. Popatrzałam na innych, którzy się dziwili mojej postawie. - To żenujące. - westchnęłam. Ukryłam kły i ruszyłam przed siebie biorąc miecz, który wzięłam z sypialni. Krew nadal płynęła w moich żyłam tak jak nigdy. Byłam nią cała rozgrzana, aż chciałam więcej. Co mi u diabla odbiło? Czy Itachi specjalnie sprowadził moje drugie „ja”? Chce coś osiągnąć, czy nie?
Przeszłam obok niego nie przejmując się niczym. Chwyciłam rękojeść miecza i zniknęłam w ciemnościach zamku. Teraz chciałam zostać sama. Powinnam skoczyć się wykąpać, ale gdzie? W tym jeziorze? To będzie najlepszy pomysł. Ruszyłam przed korytarz do Konan, by dała mi nową sukienkę.

Rozdział piętnasty


To chańba! Jak można być takim chamem co On? Traktować tak kobiety. No cóż jestem jedną z nich, na pewno wampirką podobało by się takie traktowanie, ale ja stanowczo mówię nie! Może sobie pomarzyć, że się podporządkuje. Jestem inną kobietą jak wszystkie, które w przeszłości spotkał. Niech nie myśli, że ulegnę. Choć muszę zostać by chronić kochaną siostrę. Tylko na ile zdołam ją chronić? Ile to potrwa? Sam powiedział „na razie”. Czyli będzie czas kiedy ona zginie. Będę musiała wziąć się w garść i pomyśleć nad tym wszystkim.
Biorąc pod uwagę to, że Itachi chce abym tu została. Tylko dlaczego? Jaki jest tego powód? A jeszcze te dziwne objawy. To jest jeszcze dziwniejsze. Na moją głowę nie logiczne wyjaśnienie takich sytuacji. Żyję jako człowiek i zawsze tak było, a  teraz zaczęłam życie   nieśmiertelnymi!
Przeszłam koło krzewów róży. Zatrzymałam się i spojrzałam, że prawie wszytki stały się czarne jak noc. Ukucnęłam i wpatrywałam się w nie. Jak to możliwe, ze raptem zrobiły się ciemne niczym otchłań? Czyżby coś się szykowało? Choć wątpię, może w danym dniu zmieniały barwę na tym terytorium. Ale nie tylko tu zmieniły barwę, u siostry też.
Zerwałam jedną spośród wielu, a jej główka zmieniła się na barwę czerwoną. Coś tu nie grało, czemu raptem po moim dotknięciu zmienił się kolor? Co to oznaczało? Wiem, ze róża symbolizuje dobroć, miłość, delikatność, wieczność, przemijane chwile, jak także miłość duchowej jak i seksualnej, doskonałości, piękna, radości A czarna co przynosi? Rzecz nieosiągalną? Najwyraźniej. Wierzy się tez, ze róże wpływają na ludzi uzdrawiająco i wzmacniająco.
Powstało także wiele mitów na ten temat, między innymi jest jeden, który mówi o tym, że kwiat ten powstał z piany, która spadła na ziemię z ciała Afrodyty, Bogini Miłości, po raz pierwszy wynurzających się z fal morskich. A kolor czerwony zawdzięcza on dzięki krwi bogini spieszącej do swojego kochanka.
Kto wie jak to było, ale zawsze pragnęłam aby i tak było. Afrodyta piękna niczym róża zesłałaby to piękno na ziemię poplamiając je krwią zdrady? Było by wszystko możliwe. Ale dała ludziom piękny okaz, który można podziwiać.
Przeszłam przy krzewach i znalazłam się z tyłu blisko jeziora. Rozejrzałam się lecz nikogo nie było. Ani jednej żywej myszki, jedynie wiatr bawił się kosmykami włosów i pieścił delikatnie policzki. Usiadłam przy oczku i wpatrywałam się w róże namyślona.
Przymknęłam powieki wzdychając.
Ciężko było mi przyjąć to wszystko… Ja jedyna muszę się borykać z takim trudnym wezwaniem. Po prostu wampir chce mnie mieć przy sobie i nikt z zewnątrz mi nie pomoże. Wolałabym ich nie narażać na takie wielkie niebezpieczeństwo. Ludzie powinni się chować daleko przed nimi, chociaż oni wszędzie wejdą nie zależnie co im grozi.
Po policzku spłynęła mi łza.
-Czym się martwisz? - usłyszałam melodyjny głos. Uniosłam powieki wpatrując się w taflę wody, znajdowało się tam drugie „ja”. Patrzałam na nią. Miała na sobie suknie z bufonami,  duży dekolt, a także naszyjnik. Włosy spięte spinką do góry. - Nie patrz tak na mnie. Nie moja wina, ze dzisiaj tak jestem ubrana. To Itachi mnie wrobił… - mówiła - To powiesz mi o co chodzi?
-O Niego.
-Itachiego? Daj spokój, nie jest zły. Już ci to powtarzałam. Ile można? Ma swoje humorki to racja, ale gdybyś chciała go poznać bliżej to jest nawet romantyczny. A co się takiego stało? - zapytała moje drugie wcielenie.
-Boję się.
-Jego?
-Po części. On jest nie do przewidzenia. Dzisiaj mnie pocałował, ale… - przerwała mi.
-Jak ci było? Słodkie ma usta, prawda? Można w nich się rozpłynąć, a gdy pił kiedyś krew to myślałam, że zwariuję zrobił to tak delikatnie. Podobało mi się. Wiesz wtedy, oczywiście byłam człowiekiem, ale wtedy czujesz się jak byś się z nim kochała. To nie boli jak zrobią delikatnie, raczej jak byś z nim współżyła. - zaśmiała się cicho - Jest takim małym łobuzem, którego uwielbiam.
-Łobuzem? - wyszeptałam - Ja bym nazwała go draniem i tyranem. - uniosłam głowę wpatrując się w niebo, które robiło się coraz ciemniejsze. Nadchodziła noc coraz szybciej. - To co dzisiaj zrobił przekracza wszystkie możliwości. Ma on czasami godność do kobiet?
-To co takiego się stało?
-Powiedz mi dlaczego On taki jest? Dzisiaj w szczególności stał się dziwny. Chce mnie zmienić, a  tego nie chcę. I jeszcze siostrze zagraża śmiercią. Z całego serca nienawidzę go, bardziej od ojca. - popatrzałam na niego róże.
-Wcale tak nie jest. Dobrze o tym wiesz, że ojciec na dużo ci nie pozwalał, a Itachi ci pozwala na więcej niż mogłaś w pałacu. Ojciec zawsze bał się, że jeden z nich cię zje. Pamiętasz nasze dzieciństwo? Gdzie byłaś zamykana?
-To nic nie ma do rzeczy. To było potrzebne, sam to powiedział. - pokręciła głową.
-Nie prawda. Ty byłaś bezpieczna także wieczorami. Nikt by się nie tknął, byłaś chroniona. Raczej wampir by z tobą tylko porozmawiał. Czy ktoś pije twoją krew? - zapytała z uśmiechem. Wpatrywałam się na jej twarz, jej oczy były czerwone i to mocno. Musiała nie jeść.. A to źle wróżyło.
-Itachi. - odpowiedziałam stanowczo.
-On może. Ale czy ktoś jeszcze choć odrobinę twoją krew pił? Jakiś wampir lub wampirka? - pomyślmy. Czy ktoś choć krople wypił. Ciekawe dlaczego się o to pyta, ale było takie zdarzenie. Mam także Blizne po tym wszystkim…
-Była.
-Jak się zachowywała po niej? - zapytała. Dlaczego takie rzeczy pyta. Zawiał wiatr, który dalej bawił się włosami. Odgarnęłam je do tyłu.
-Jak wściekła i chciała więcej. To wyglądało bardzo dziwnie. Tak jakby dostała szału po spróbowaniu mojej krwi - zaśmiała się cicho.
-Już chociaż masz przykład, że oprócz szlacheckiej krwi wampirskiej nikt cię nie może dotknąć, bo dostaje szału. A Karin jest jaka jest. Wszystko by chciała mieć, a najbardziej mojego króla. - wiedziałam o czym mówi. Chciało o Itachiego? Był jej, no cóż. W prawdzie powiedziawszy, gdybym zamieniła się z nią miejscem to był by mój. Choć jesteśmy jedną i tą samą osoba. Wydaje się bardziej ładniejsza i jej głos bardziej brzmiejący jak melodia.
-Przesadzasz trochę. Itachi twoim kochanym królem? Raczej naszym. Gubię się w tym. On nie jest taki jak ci się wydaje. Jakoś teraz jest srogi, a dzisiaj normalnie taki jakby czegoś ode mnie więcej chciał. - odpowiedziałam. Ona zaśmiała się głośno.
-Wiesz dzisiaj właśnie z tego powodu przed nim się ukrywam. Nie chcę mieć dzisiaj z nim nic wspólnego. Wiesz czasami ma swoje widzimisie… - uśmiechnęła się.
-Czyli jakie? - zapytałam swoje drugie „ja”.
-Chcesz wiedzieć?
-Tak. - odpowiedziałam. Uśmiechnęła się. Mogłam ponownie zauważyć swoje śnieżnobiałe kły, które  wystawały z ust. Przymknęła powieki i szybko otworzyła. Jej oczy stały się bardziej wściekłe. Nie wiedziałam co się dzieje. Wyskoczyła i mnie złapała w okolicy przegubu łokciowego. Pociągnęła do siebie. Zamknęłam powieki by nie patrzeć co się dzieję.  Czuła za razem zimno i gorąco. Podniecenie i uspokojenie.
-Możesz już otworzyć. - melodyjny głos zapewniał mnie, ale brzmiał jakoś inaczej. Bardziej rozchodził się po pomieszczeniu niż był na zewnątrz. Uniosłam jedną powiekę, a  po chwili drugą. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w sypialni Itachiego? Nie możliwe! Byłam na dworze i potem… Spojrzałam do przody. Przede mną stałam ja? Zlustrowałam siebie od dołu do góry. Gorset był prosty, tylko na ramionach były małe bufony, a od bioder do samego dołu marszczona i podkładana w wielu miejscach. - No to widzisz jak wygladam naprawdę.
-Jak ty mnie tu wplatałaś?
-No wiesz… ja czasami wymykam się do przeszłości by zobaczyć jak ci idzie. No i było tak jak ze mną. A zawsze tam uciekam Itachiemu, a potem się wkurza na mnie jak nie wiem co. Ale gdy jest zdenerwowany to w łóżku jest o wiele lepszy. - patrzałam na nią. - No co? Nie patrz tak na mnie. Ja go uwielbiam. Ty nie, więc wszystko jest możliwe. I jak ci powiedziałam, ma swoje widzimisie. Wiesz o co mi chodziło?
-Nie.. - przyznałam.
-Wampiry to dziwne stworzenia. Nie wiem co ile lat to dostają, ale tak jak zwierzęta mają czas godów. Czyli chce im się kochać. Niektórzy z wampirów wykorzystują kobiety, czyli gwałcą dla swojej przyjemności. Zostawiają je potem, bo już nic ich nie obchodzi. - uśmiechnęła się. Nie wiedziałam co powiedzieć dlatego by tak się zachowywał? To trochę dziwne. Może właśnie dzisiaj miał taki czas godów. Itachi to dziwne stworzenie. Nie mogę o nim inaczej powiedzieć.
-Czyli wampiry mogą mieć dzieci? - zapytałam. Moje „ja” popatrzało na mnie jakbym powiedziała coś naprawdę strasznego, lecz po chwili się uśmiechnęła. Kły świeciły przez srebrna poświatę księżyca.
-Nie odpowiem ci na to pytanie. Sama się dowiesz. Zapytaj się Itachiego, on ci powie choć z tym będzie zwlekał. Mogę ci jedynie przyznać, że z niego ciężki mężczyzna. On ma swoje humory, wiec jak będzie wściekły nie zaczynaj z nim. Proszę…  - jej glos melodyjny brzmiał fantastycznie. Mogę się uroda jak i głosem zmyć się.
-Sakura!! - usłyszałam męski baryton, który był naprawdę wściekły. Jeszcze takiego nie słyszałam. Wiedziałam, że to był Itachi nic mu się nie zmienił głos. Wieczność u nich to normalka. A teraz muszę w dodatku uciekać stąd, gdyby mnie znalazł nie było by za dobrze.
-Matko on mnie wszędzie znajdzie. Już nie wiem gdzie iść.
-Nad jezioro? - zapytałam. Spojrzała na mnie i posłała mi promienny uśmiech.
-Może będzie dobry pomysł. - uśmiechnęłam się. Chwyciła mnie za dłoń i staliśmy naprzeciwko lustra. W nim widziałam oczko, to przy którym siedziałam. Jakimś sposobem wiedziałam, że wrócę na swoje miejsce. Popchnęła mnie. We włosach czułam zimny wiatr i deszcz?  Świetnie! Uniosłam głowę do góry, na twarz padały zimne krople łagodząc rozgrzane policzki. Wszystko mam się Itachiego pytać? To nie do pomyślenia… Konan mi nie powie, choć wiele wie.
Uniosłam się i kroczyłam do zamku do mojego.. jak to powiedziało moje drugie „ja”, do mojego króla. Wzdrygnęłam się. Nigdy nie odważyłabym się powiedzieć na niego „mój królu”. Szybciej bym zemdlała niż to powiedziała. W dłoni trzymałam różę tego samego koloru co wcześniej. Jakoś nie mogłam jeszcze zrozumieć dlaczego Uchiha tak bardzo chce mnie tu mieć?
Weszłam do budynku. Zauważyłam, że Konan lata jak wściekła w tą i powrotem. Nie wiedziałam o co chodzi? Czym mogła się tak martwić?! To nie mało najmniejszego sensu, tu jest coraz gorzej. Popatrzała na mnie.
-Nareszcie przyszłaś.
-A gdzie ja byłam? Jak mówiłam szłam do ogrodu.
-Przestań mnie oszukiwać. Poszłaś do miasta prawda?
-E… - wybąkałam - Nie. Jak mówiłam byłam w ogrodzie. Czemu się ze mną sprzeczasz? - zapytałam. Westchnęła. Nie rozumiałam jej. Byłam w ogrodzie, a potem wciągnęło mnie drugie „ja” do przyszłości. Nie miałam nigdzie iść, i nie szłam. To, że zniknęłam nie było moją winą.
-Król chce cię widzieć. Jest w Sali Tronowej. - popatrzałam na nią. Po co chce mnie widzieć? Wiem, że nie miałam uciekać. A on z pewnością będzie chciał bym mu wytłumaczyła. Nie będę mogła tego zrobić.  Znowu będzie się znęcał? Dotknęłam miejsca na szyi, które zaczynało jakoś dziwnie piec. Nie był ból, lecz przyjemny, który nie zdarzał się  n i g d y!
Podeszłam do Konan, która nie była zadowolona z tego co zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech. Teraz będzie najgorsza rzecz, która mnie spotka. Spotkanie z Nim. Niebiesko włosa otworzyła przede mną wrota. Czekała aż wejdę, i zamknęła. Moje oczy powędrowały do mężczyzny, który stał przy oknie opierając się o ścianę. Spojrzał się przez ramię, a jego oczy wyrażały wściekłość. Gdy mnie zobaczył przybrały kolor ciemnego szkarłatu.
-Gdzie byłaś? - zapytał spokojnie, lecz wiedziałam, że w nim się gotuje.
-W komnacie. - tak było, ale w przyszłości.  Nie mogłam mu od tak tego powiedzieć inaczej było by źle. Zakazał mi wszystkiego. Nie miałabym wtedy niczego i nie będę mogła nic zrobić. Byłabym na uwięzi, a raczej na łańcuchu.
-Masz mnie za głupca? - uniósł głos. Wyprostował się i obrócił się do mnie patrząc szkarłatnymi oczami. Cofnęłam się o krok, On był wściekły i to na całego. Jego oczy to wyrażały. W tej chwili mógł mnie rozszarpać na kawałki.
-Wcale nie. Mówię ci prawdę.
-Nie prawda. Sprawdzałem, nie było cię. - odpowiedział. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdołałam przymocował mnie do ściany trzymając za gardło. Puls miałam przyśpieszony. Patrzałam na niego. Uchwyciłam jego dłoń i chciałam odsunąć, ale nie szło. - gdzie byłaś?
-Nie byłam u Hinaty. Przysięgam. - nie puszczał mnie tylko coraz mocniej ściskał.
-Jakoś Tobie nie wierzę. A sama sprowadziłaś na nich przekleństwo. - powiedział do mnie. Przekleństwo? Czyli co? On chyba nie mówi o… Odchodził ode mnie do okna.
-Nie zrobiłeś tego. - stwierdziłam. Zatrzymał się. Wolno obrócił się. Nie mógł tego zrobić? Czyli, ze sama wydedukowałam im los, który mówił o wszystkim? To było nie możliwe.
-Jak powiedziałem sama zapisałaś im dalszy rozdział w życiu. - zacisnęłam dłonie w pięść. Nie interesowałam się tym czy coś się ze mną stanie. Kolce róży kaleczyły mi dłoń, ciernie były tym ukojeniem czego potrzebowałam.
-Jesteś mordercą! - powiedziałam głośniej. - Powiedziałam, że nie pójdę dlaczego jakiś chory wampir mi nie uwierzył? Tak trudno człowiekowi uwierzyć. Powinieneś już dawno zniknąć z moich oczu!! - krzyknęłam. Obróciłam się z zamiarem odejścia. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku, syknęłam z bólu i upadłam na kolana przed nim. Nie odpuszczał choć szarpałam się. - Puszczaj! To boli… - szarpałam się jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim być sam na sam działy się wtedy dziwne rzeczy. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy, gorzkie i bolesne. Nic nie robiłam, co mogłam zrobić? Byłam o wiele słabsza od niego. Człowiek jest jak zapałka, która w danej chwili można złapać. Były chwilę, ze przejawiała się dziwna nie zrozumiała siła w moim organizmie. Mogło to być spowodowane obecnością Itachiego, lub innych nieśmiertelnych.
-Odpowiadaj, gdzie byłaś? - milczałam. Mam mu to samo mówić? To chyba jakaś kpina, dlaczego mi nie wierzy. Moje drugie ja zrobiło to co uważało za słuszne? Byłam chwilę w przyszłości i to zaważyło o losach mojej bliskiej rodziny.
-Powiedziałam już, że najpierw w ogrodzie a potem w komnacie - wolałam nie mówić, że zostałam przeniesiona przez moje drugie ja. Miałby mnie za głupca, który tylko łże. Lecz nie potrafię kłamać, i  On widocznie tego nie wie jaka tak naprawdę jestem. Ręka mi opadła, czułam niesamowity ból przeszywający każdą tkankę.
-Wiesz, że kłamcy długo nie żyją.
-Nie jestem kłamcą. - wstałam - Ale za to ty możesz się tak nazywać, nawet nie potrafisz wierzyć, to inaczej nie mogłabym ciebie nazwać. - nie obracałam się tylko patrzałam na jego plecy. Stanął przy swoim tronie. - Nie wiem po co mnie tu przyprowadziłeś, ale obiecuję ci ze pożałujesz tego! - podniosłam głos. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Obróciłam się i zobaczyłam Sasuke, który zachłannie oblizywał swoje wargi. A za sobą przyciągnął nieprzytomnego blondyna całego zadrwionego. Nie, tylko nie to! Rzucił go przed siebie i się uśmiechał.
Zacisnęłam dłonie w pięści i spuściłam głowę w dół. Czułam jak we mnie wzrasta coraz większa siła, i miałam ochotę rzucić się na sprawcę tych czynów. Chciałam być pewna, że więcej już nic nie zrobią. Lecz co ja mogłam. Puściłam różę, która upadła. Jej płatki zmieniły się na czerń.
Podeszłam do niego i ukucnęłam obracając na plecy. Na szyi miał dwa ukłucia po zębach. Ugryzł go, ale zaczął dziwnie drżeć. On chyba go nie zamienia w wampira? To jest nie możliwe. Naruto wampirem?
-Sasuke, coś ty zrobił? - zapytał zimno brata.
-No co? Chciałeś pozbyć się takiej krwi? A jeszcze królewska, wiesz ze tacy są najlepsi.
-Co z dziewczyna?
-Ko.. - nie kontaktowałam dobrze, albo to on przerywał. Moja krew jakoś dziwnie buzowała. On zamienił ich w wampirów. Wstałam szybko i odchodziłam, nie chciałam z nimi mieć teraz wspólnego celu. A wiedziałam co może stanąć się jak dłużej zostanę. „gdzie idziesz? Nie chcesz więcej wiedzieć”
-Odwal się. - warknęłam. Wiedziałam, że na mnie patrzą. Myśleli, ze to do nich. A wcale tak nie było. Ten glos był przyjazny, ale mogłam przypuszczać, że jestem do niczego. Moje drugie ja przybierało na sile. A miałam ochotę ją rozerwać. Wyszłam z pomieszczenia. Uderzyłam pięścią o ścianę, z góry lekko uleciał pyl od wstrząsu. Mogłam się dokładnie spodziewać faktu co czeka mnie w przyszłości.
Poczułam szczypanie w oczach. Upadłam na jedno kolano i złapałam się za oko. Czułam jak z przymkniętych powiek wypływa ciecz, lecz nie łzy?  Było cieplejsze i bardziej lepke. Do nozdrzy doszedł mi zapach życiodajnej krwi. Tej upojonej,  którą pragną wampiry.
Na ramieniu wyczułam zimną dłoń. Chwyciłam i wyrzuciłam tego kogoś do przodu. Poczułam „przedzieranie” skały? Musiał złapać się by nie uderzyć o mór? Otworzyłam powieki i patrzałam na mężczyznę. Był nim Sasuke…
-Itachi ona oszalała…! - przeciągnął. Obróciłam do tyłu głowę i rzuciłam się na niego. Widocznie dorównywałam mu siłą, bo miał ze mną trochę roboty. Zebrało się wiele wampirek jak i płci przeciwnej. Rzuciłam go w ścianę, lecz zrobił salto w tył. Spuściłam głowę, a po policzkach teraz spłynęły mi łzy… - Przebłyski?
-Tak. Mogłem tego się spodziewać. - odchodziłam do komnaty, gdzie mogłam się spokojnie znaleźć i porozmyślać o swoim ubogim życiu. Teraz to się zmieniało w terror. Stanęłam, bo przede mną stanął Itachi i obserwował mnie. Uchwycił brutalnie podbródek. Wyrwałam się i ominęłam go.
-Co o tym myślisz? - usłyszałam głos Sasuke
-Jeszcze sporo czasu, by do tego doszło.  - powiedział Itachi.
Minęłam inne wampiry, które patrzały na mnie zdziwione? Czym tui się dziwić? Nie rozumiałam ich dokładnie. Choć w tym transie czułam się wściekle, każda moja komórka była przeszywana mocą. Moje oczy i uszy były zdolne widzieć i słyszeć wszystko…  A teraz się uspokoiłam, warto być człowiekiem. Nie chcę być wampirem jedząca krew codziennie… Weszłam do komnaty zamykając za sobą ogromne drzwi. To nie były normalne objawy? A jeszcze Hianta i Naruto? Po co to zrobił? Nie miał prawa, ale drugie Ja mnie przechytrzyło. Dlatego mnie wciągnęło? Aby Hinata wraz z Naruto zginęli.
Usiadłam na łożu. Po policzkach spływały mi łzy, które wchłaniały się w materiał sukni. Wolałam jednak zginać, lub być człowiekiem. Nie musiałabym tak cierpieć jak to jest możliwe w tej chwili?! Powinnam zastanowić się nad wszystkim. Czeka mnie piękna przyszłość u boku wampirów. Tych nic nie czujących nieśmiertelnych!
Położyłam się na brzuchu i cicho łkałam. Nie chciałam tego powstrzymywać. Ważne dla mnie było by nie dowiedział się o tym Itachi, choć wiedziałam, że może się dowiedzieć. Jego słuch sięga kilometrów, to bez przeszkód usłyszy! Usłyszałam skrzypienie drzwi, pościel się ugięła od drugiego ciała. Delikatna dłoń znalazła się na moim ramieniu.
-Konan idź sobie. - powiedziałam słabo. Nie wiem czemu, ale nie odeszła. Milczała przez chwile, a potem westchnęła ciężko.
-Nie jestem Konan, Sakura - usłyszałam melodyjny głos podobny do mojej siostry. Lecz to było nie możliwe, aby to była ona. Ona jest nie żywa. Nie żyje.. I koniec kropka!

Rozdział czternasty


I co mam zrobić? To co się ze mną dzieje nie jest przypadkowe. A Ten jeszcze zaczął całować? Oszalał kąpletnie. Nie chcę widzieć dzisiaj jego rodziny. Powinnam ze swoją się spotkać, a jeśli teraz wyjdę złapie mnie. Proste. Ma nade mną większą przewagę. Najprawdopodobniej jest szybszy niż człowiek, po drugie silniejszy, a po trzecie? Mogłabym tak wymieniać, choć dobrze go nie poznałam to wiem, że czyta w myślach. Telepatia! Ciężko, a może mi nie może czytać?
To pytanie zostawię. Skąd mogę wiedzieć jaki tak naprawdę jest? Jest jak upadły anioł. A może jest takim Kaloną? Upadłym aniołem, który gwałcił kobiety, gdy nie dostawał od nich tego co chciał? To tylko mit. Nikt nie wie czy naprawdę tak jest..
Wzięłam głęboki wdech.
Gdyby głębiej się zastanowić, to Itachi jest złem jakie chodzi po świecie. Nie chodzi tu o śmiertelność, lecz o pełne fakty. Zabija, wściekłość przez niego przemawia w niektórych sprawach, pragnie krwi - mojej! No właśni, a co ma takiego wspaniałego w sobie? Argumentów, żadnych nie ma dotyczących życiodajnej cieczy. Ma być niby taka słodka? To nie do pomyślenia aby była. No bo co cukru do niej nie dodałam raptem, no nie? Więc o co w tym chodzi. A może… nie to głupota.
Wampir to wampir. Nie ma odmieńców, nigdy! Nie słyszałam najprzynajmniej o tym, ale może są? Jestem człowiekiem, więc za dużo o ich zwyczajach i innych rzeczach nie wiem.  Na przykład czy mogą mieć dzieci z wampirską kobietą czy nie? To najbardziej mnie intryguje. Nie wiem co powiedzieć o tych zjawiskach?! Dlaczego taka jestem ciekawa ich świata? To jest bardzo dziwne.
Przeszywający ból czułam na nadgarstku. Muszę jedno zapamiętać : nigdy nie próbuj uderzyć wampira, sama jesteś poszkodowana. I co mama teraz zrobić? Zastanówmy się…  Złamanie, i kto by mi pomógł? Wampir, no oczywiście. Jestem tylko w ich otoczeniu nikt inny by nie pomógł. A wydostać się nie mogę.
Weszłam w ciemny korytarz, gdzie jedynym źródłem światła były pochodnie. Rozświetlały drogę do Konan, jej miejsca, gdzie mogła być. Na nią mogłam liczyć, a dlaczego? Nikt inny nie miał prawa dotykać ciała. To kobieta, wiec może. Weszłam do pomieszczenia. Jasność obiła się o oczy. Przetarłam, aby widzieć lepiej obraz…
Zauważyłam kobietę, która przeglądała szybko książkę. Uniosła głowę i jej szafirowe oczy wpatrywały się. Nie potrafiłam ruszyć ręką. Bolała jak diabli…
-Pomożesz mi? - zapytałam.
-W czym? - zapytała mając nos w książce. Zawsze myślałam jakby ona była prawdziwym aniołem zesłanym z nieba. Nie powinnam o tym myśleć lecz taka jest prawda. Była najpiękniejszą wampirką jaką tu spotykam.
-Złamałam nadgarstek. - zamknęła szybko książkę. Szybko poszedł do mnie, delikatnie obejrzała. Próbowała zgiąć, ale jęknęłam z bólu.
-Jak to sobie zrobiłaś? - zapytałam.
-Mogę tego nie mówić? - zapytałam. Popatrzała w moją stronę. Na pewno było widać jak się czerwienie. Nie lubiłam tej sytuacji, gdy byłam taka zawstydzona. No cóż mogę powiedzieć. Itachi naprawdę jest przystojny, ale niech sobie nie myśli, że wszystko pójdzie mu na sucho. Jestem dziewczyną, która trzyma się od takich facetów jak On z daleka.
-Dlaczego? - zapytała. Wskazała sofę i usiadłam, a ona naprzeciwko na krześle. Byłam pewna, że zrobi coś strasznego.  Trzymała jedynie materiał. Wiedziałam co będę musiała zrobić. Wsadził mi w buzie, abym nie krzyczała za głośno. Przymknęłam powieki i błyskawicznie zrobiła to o czym myślałam. Krzyknęłam z bólu w materiał. Wzięła. Odeszła. Oddychałam po woli. Delikatnie ruszałam nadgarstkiem. Trochę bolało, ale da się wytrzymać.
-Dziękuję.
-Teraz powiedz mi jak to sobie zrobiłaś? - zapytała delikatnie siadając przy mnie.
-Uderzyłam się. - powiedziałam połowę prawdy Powinnam powiedzieć „uderzyłam go”. Nic nie powiem, to tak będzie najlepiej. On robi co chce, to jest jego życie, a ja musze się przestrzegać. Choć jego ciało było tak przyjemnie zimne, że nie mogę teraz o tym zapomnieć. Przy nim moje rozpalone ciało czuło euforie i rozkosz. Czego nie powinno być. Tych pragnień… One są zakazane!
-Na pewno?
-Tak. Był…. Było twarde i dlatego złamałam jestem delikatna. - uśmiechnęłam się. Lustrowała swoim wzrokiem bym jej wszystko powiedziała, ale nie mogła. Co bym miała powiedzieć „Konan no wiesz to trochę krempujące, ale Itachi mnie pocałował a za to dałam mu w pysk”. Nie mogłabym tak powiedzieć. To by było nie do zniesienia, gdyby ktoś się dowiedział. Nie mogłam z kielicha razem z nim pić, a także On nie mógł pić mojej krwi. To był jakiś zakaz! - Pójdę już.
-Dokąd?
-Do ogrodu.
-Ty chyba oszalałaś! Przed chwila byłaś w stanie nie do opisania, a teraz chcesz wychodzić. Nie pozwolę ci. Zostaniesz tu czy tego chcesz czy nie. Może dzisiaj nie jest moja kolej pilnowania cię, ale nie pozwolę ci abyś wyszła na zewnątrz. - patrzałam na nią. Wydawała się zdenerwowana. Spuściłam głowę.
-Zachowujesz się tak samo jak On. Nie mogę nawet pójść do siostry. Co Wam odbiło? Wasza dwójka jest dziwna. Nie jestem   w a m p i r e m,  czy to do was w końcu dotrze! - uniosłam głos. - Moje miejsce jest z ludźmi nie z wami! Zrozumcie to wreszcie, bo nie będę się powtarzała. - w moich oczach stanęły łzy, gorzkie. Wampir i człowiek w jednym budynku nie mają prawa żyć. To dwa różne światy! Zakręciło mi się w głowie, ale ustałam. Potrzebowałam czegoś, ale czego? Zdawało mi się czy nie, ale moje zmysły pragnęły krwi! To nie może się stać, nie będę jej piła. Pomasowałam kark, który przeszywał impuls do blizn na szyi a także ramion.
To nie było normalne, abym myślała o ludzkiej krwi. Czyżbym przez to mieszkanie z nimi przyzwyczaiła się pić to co oni. Tylko najdziwniejsze jest w tym to, że nie czuję głodu. Po krwi wszystko ustępuje. To tak jakbym była jedną z nich…
Westchnęłam.
Przystanęłam przy głównych wrotach. Nie oczekuję żadnej zmiany w zachowaniu Itachiego! On zawsze będzie nie czującym draniem. A  po co chce abym stałą się taka jak on? No nie, w połowie taka jak on. Nie będę czysto krwista… Ale jakoś nie reaguje na niego źle, teraz zaczynam, rozumieć dlaczego wampirzyce lecą tak na swojego Wielkiego Pana.  Na moim ramieniu poczułam zimną dłoń. Podskoczyłam i strzepnęłam. Upadłabym, gdyby nie ten ktoś. Nie widziałam kto ponieważ miałam zamknięte powieki. Uniosłam jedną, a po chwili drugą. Silne ramiona nadal mnie trzymały w nietypowej pozycji. Jego czarne oczy patrzały na mnie, a krótkie hebanowe włosy lekko opadały mu na czoło.
-Mógłbyś… - wyszeptałam. Czułam jak się we mnie gotuje. Przysunął mnie bliżej siebie i postawił do poziomu. Uśmiechnął się uwodzicielsko. Odwróciłam od niego głowę by nie patrzeć prosto na niego.
-Wiesz… - wyszeptał. - ładnie ci w rumieńcach.
Popatrzałam w jego oczy.
-Czy coś się stało? - zapytał
-Nie. Dlaczego? - zapytałam. Był to młodszy brat Itachiego. Rodzony! Coś o tej rodzinie wiedziałam, ale nie za dużo. Rodzina wampirów z Francji, a jeszcze w dodatku królewska. A Itachi szlachcic. Za dużo jestem w obrębie tych najważniejszych!
-Wyglądasz na wściekłą.
-Bo jestem.. - zauważyłam, że Jego rodzina wychodzi z Sali. - Wyjeżdżacie?
-Jeszcze nie. Jutro wyjeżdżamy po południu. Idą na polowanie, trzeba się najeść. - zaśmiał się.
-To dobrze. - odpowiedziałam z sarkazmem. - Chociaż zostanę sa…
-Nie zupełnie - usłyszałam za sobą mrożący krew w żyłach głos. Nie obracałam się, dokładnie wiedziałam kto stoi za nami. Powinien iść do piekła, nie no sam diabeł by go nie chciał. Sasuke obrócił się i uśmiechnął jeszcze szerzej. Wszystkie wampiry z jego rodziny wyszły. Na korytarzu byliśmy tylko my! - Zostaję. Jak powiedziałem będę ciebie pilnował. - wywróciłam oczami. Och.. gdyby tak cofnąć czas i się nie narodzić, jak było by wspaniale. Nie musiałabym go spotkać na balu, nic złego by się nie przytrafiło. A teraz jestem tu z Nim i resztą. Odeszłam od nich by nic już nie słyszeć. Weszłam do… no pięknie do Sali tronowej.
Wolno weszłam po schodach i przyglądałam się krajobrazowi, a w oddali znajdował się pałac… Przyglądałam mu się dokładnie. Czułam jak coś ciepłego spływa mi po brodzie. Dotknęłam, popatrzałam na opuszki. Szkarłat owijał się i skapnął na czystą podłogę. Dotknęłam zębów, były inne, bardziej wyrzeźbione. A po obu stronach wyczułam kły. Ponownie to się działo.
Do mojego umysłu doszedł zapach ludzkiej krwi. Taka słodka i delikatna w smaku? Możliwe. Przyciągała mnie do siebie. Zacisnęłam dłonie w pieść by temu wszystkiemu się wyrzec. Nie mogłam od tak czuć tego, ze mną działo się coś nie do zrozumienia.
Po pierwsze uwielbiałam dotyk Itachiego co było naprawdę dziwne, po drugie te kły, a po trzecie moc którą pchnęłam Karin. Czyżbym stawała się wampirem? Ale od krwi nie można stać się jedną z nim. To ludzka, a nie wam… Chwila, a może Itachi po przez ugryzienia miarowo dawał mi jad. Nie, czuła bym. To już nie mam żadnych pomysłów co do tego!
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk wydobywający się z pomieszczenia. Obróciłam się szybko chowając jak najszybciej kły. Przede mną stał On, trzymał w dłoni kieliszek do szampana z soczystą i pięknie pachnącą krwią. Upił trochę. Chyba sprawdzał ciepłość.
-Trzymaj. Jest w sam raz - powiedział podając mi kieliszek. Patrzałam ran na ciecz, a  raz na niego. Trzepnęłam kieliszek, który wyleciał i spadł roztrzaskując się na kawałki. Krew rozpryskała się tak samo. Odeszłam do okna. Poczułam jeszcze więcej krwi. Nie obracałam się, bałam się spojrzeć co tam przyszykował. Widziałam przy pałacu wampiry. Chwila… Czemu one tam poszły? Itachi im nie powiedział, że moje siostra nic nie zrobiła? Nadal czułam kły, wiec wolałam się nie odzywać. Po policzku i ramieniu spływało coś ciepłego. Popatrzałam, był to szkarłat cieknący. Pojawiało się coraz więcej kropel, aż rozpętało się piekło. Całe ciało miałam we krwi. Obróciłam się do niego. Tez był cały od szkarłatu. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego wyrażał podniecenie? Nie no mam przewidzenia. Byłam wściekła, on nie szanował nic i nikogo!
-Co ty wyprawiasz! - powiedziałam melodyjnie. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Jego spojrzenie wylądowało na moich ustach. Nie rozumiałam. Dotknęłam ich. Wyczułam po dwóch stronach widoczne kły. Dlaczego nie zniknęły? Wcześniej wyglądało to inaczej. On musiał coś wiedzieć. Postanowiłam, że z niego to wyciągnę.
-Nic.. Zabawiam się.
-Niby jak? - po jego policzkach i reszcie ciała sączyła się krew. Wyglądał inaczej, ale bardziej pociągająco, i przyciągał do siebie. Nie rozumiałam siebie czasami. Jak to możliwe, że tak bardzo mnie przyciągał do siebie. Byłam człowiekiem, a  może…
Kap, kap.
Spadały krople rozbijając się na tafli krwi, która powstała. Patrzałam na niego wściekła, lecz moja dusza teraz czułą do niego jakieś powiązanie. Wieź, która nie można zerwać?
-Zaraz się dowiesz. - powiedział podchodząc. Oddałam się od niego. Nie chciałam mieć nic z nim wspólnego. Do ust napłynęła mi krew. - To, że jestem królem wampirów nic nie znaczy. Kobiety mnie pragną, ale ja ich nie - zeszłam ze schodów z drugiej strony tronu. - A teraz przestań uciekać. Nic ci nie zrobię..
-Może mi nie, ale siostrze zrobiłeś! - powiedziałam głośniej. Zatrzymał się i spojrzał wyniośle na mnie. Zaśmiał się głucho. Wpatrywałam się w niego. Nie wiedziałam kiedy zniknął mi z oczu. Rozglądałam się dokładnie, lecz nie mogłam go zauważyć był za szybki.
-Masz racje - poczułam dłonie na szyi koło tętnicy - Tylko jeden znak mam dać by ich zabić. Oni czekają aby zabić ją i małżonka. Tylko sygnał telepatyczny. Mogę zrobić wszystko, to zależy od twojego zdania. Co wybierzesz Sakura? Ich śmierć czy swoją, a może życie przy mnie? - zacisnęłam dłonie w pięść. Obróciłam się do niego i chciałam uderzyć, lecz zatrzymał i ścisnął mocno. Bolało jak cholera. - Boli prawda? Zaboli jeszcze mocniej jak się nie podporządkujesz.
-Nie kazałam ci mnie brać. Żyłam tak jak żyłam, ale bardziej od ojca nienawidzę ciebie! - podniosłam na niego głos. Nie powinnam, ale zrobiłam to. Bałam się go, dlaczego nie miałabym? Jest potężny i silny. A ja tylko człowiekiem. - Wiec jak byś mógł.. - zatrzymałam się w połowie zdania - to wypuść!! - nie mogłam wyszarpać dłoni. A w dodatku była ta, którą nastawiała mi Konan. Jeszcze bardziej bolało. Zacisnął mocniej. Jęknęłam z bólu…
-Nauczę ciebie porządku.
-Nie zmienisz mnie w nic, ani to jaka jestem! Możesz sobie pomarzyć. - jego druga dłoń znalazła się na policzku. Palcem wskazującym przetarł po żuchwie i oblizał wolno.  Jego uśmiech nie schodził z twarzy.
Powinnam się dobrze nad tym zastanowić - pomyślałam - uciec było by najlepszym wyjściem. To nie moje miejsce.
-Jesteś tego pewna? - zapytał, - Wszystko może potoczyć się tak szybko, że nie będziesz wiedziała kiedy, co i jak się wydarzyło. A ty stałaś się takim jak ja. - patrzałam na niego. Nienawidziłam go od początku. Wydawał się spokojny, ale skrywał prawdziwe zło?!
-Nigdy! - fuknęłam. - Wolałabym umrzeć niż stać się taka jak ty i wszyscy pozostali. Powiedziałam już sobie i następny raz ci to powiem nie będę   n i g d y  krwiożerczą bestią! - puścił mnie i zaśmiał się głośno lecz donośle. Usiadł na swoim tronie tak jakby go nie obchodziło co dzieje się z krwią, a podnosił się poziom.
-Zawsze taka byłaś. - powiedział zimno - Asertywna. - uniosłam jedną brew do góry. Nie wiedziałam o czym mówi. Jak to zawsze? No od kąt pamiętam zawsze w moim słowniku istniało słowo „nie” lub „nigdy”.  Nie pytałam go o to skąd wie, lecz masowałam sobie nadgarstek. - Wyróżniałaś się od księżniczek. Żywa, nastawiona do życia inaczej, uwielbiająca róże jak matka… Mógłbym wymieniać i wymieniać, ale to nie jest teraz ważne. Wskazał na pałac stojący daleko za oknem. - Życie dla nich czy śmierć?
Obróciłam się do tyłu szepcząc:
-Zostaję..
-Co mówiłaś, bo chyba nie usłyszałem. - zadrwił
-Dobrze słyszałeś! Jesteś wampirem, macie lepszy słuch od ludzi. - odchodziłam. Pragnęłam znaleźć się daleko od Niego. Nie chciałam już słyszeć tego głosu. W samotności musiałam zostawić Hiante i Naruto by żyli dalej. Moje życie będzie jedną wielką klapą. Czułam jak w moim ciele wszystko się gotuje, każda tkanka wraz z komórką. Wściekłość przybrała na mocy..
-Nie denerwuj się tak. - popatrzałam na niego. - Jak nie zrobisz niczego głupiego twoja siostrzyczka i szwagier będą bezpieczni. Na razie. - stwierdził.
-Na razie? Co to znaczy na razie? - zapytałam wpatrując się przez ramię. Stał teraz przede mną. Jego ręka chciała dotknąć policzka, ale nie pozwalałam. - nie masz prawa mnie dotykać! - uśmiechnął się uroczo.
-Mam do wszystkiego prawo co jest w moim zamku. To co chcę biorę, nie pytam się nikogo. Przyzwyczaj się wreszcie do tego. Ten zamek jest mój i ja tu rządzę. Gdy uciekniesz, tak jak o tym myślałaś jeden z moich najwierniejszych pójdzie i roztrzaska dwa ciała. Dla nas ludzie są niczym. Tylko narzędziami. - chciałam ponownie go uderzyć lecz sama się powstrzymałam. Dłoń zaczynała mi się trząść co nigdy się nie zdarzało. Obróciłam się by go nie widzieć. Przypominał mi największe zło jakie chodziło na tym świecie. A teraz zmusił mnie abym została w tym, miejscu na dobre. Jak ja przeżyje bez  Hinaty? Nie miałam bladego pojęcia. Dał mi kieliszek  z krwią. Dopiero teraz zauważyłam, ze cała krew znajdująca się w pomieszczeniu zniknęła. Patrzałam się na krew, gdzie widniało ciemne odbicie mojej twarzy. Patrzał na mnie z uśmiechem. Przechyliłam kieliszek i wypiłam jednym chłystek. Chciałam wytrzeć tam gdzie miałam znaki po szkarłacie, ale nie pozwolił. Z całował życiodajną ciecz. Czułam jak się uśmiechnął. - Twój ojciec nadzwyczaj wybornie smakuje. - stałam bez ruchu. Odchodził z pewnym siebie uśmiechem.
-Mój oj…ciec? - zapytałam drżącym głosem
-A co myślałaś? Dawałbym ci byle jaka krew? Nie ma mowy. Piłaś ojca i swoich jakże kochających sióstr. Pyszna była. Wiem bo sam próbowałem, ale twój ojciec o wiele lepiej smakuje. To jednak zależy od lat, księżniczko.  - stałam i wpatrywałam się w podłogę. Niedobrze mi się robiło na samą myśl o tym, że piłam ojca krew. Odchodziłam jak najdalej od niego. Wrota się otworzyły, a przede mną stanął krótko włosy brunet. Nawet nie spojrzałam na niego.
-Cholera! - usłyszałam głos młodszego
-Najadłeś się?
-No oczywiście. Tylko, że przez ciebie nie mogłem aż tak bardzo. A  dlaczego? Chciałem się z księżniczką zabawić. Jej krew wołała mnie do siebie. Cholera! A co z Sakurą? - zapytał. Wrota wtedy zamknęły się. Czyli będą o mnie rozmawiać. Świetnie! Teraz zostaje tylko przewidzieć co takiego się może zdarzyć.
W korytarzu widziałam Karin, która była zachwycona samą sobą. Nie patrzała na inny. Jej spojrzenie było wyniosłe, i pełne godności. Nie interesowałam się tym, ale postawa kobiety mówiła sama za siebie nie chce mnie tu widzieć.  Kobiety mają jakąś odrazę do mojej osoby… Postanowiłam, że wyjdę i może, bo jest duża szansa aby jej nie było. Choć musze z moim „ja” porozmawiać. To był by najlepszy pomysł. Ona, znaczy ja wszystko wiem o przyszłości. I tak mi nie zdradzi co i jak było. Wszystko musi się wydarzyć.. A na dodatek pragnę kąpieli w tym jeziorze. Tylko, że nie dostanę się do niego.. Jak? Nie mogę wyjść z terytorium. Powiedziałam, ze zostanę. A jak przekroczę Hinata zginie.
Duże wrota się otworzyły.. A  gorzej, że nie odpowiedział mi na pytanie. Dlaczego na razie są bezpieczni? Czy On ukrywa jakieś tajemnice, które dotyczą mnie? Szczerze wszystko jest prawdopodobne, jest tajemniczym krwiopijcą.
-Dokąd idziesz? - zapytał melodyjny męski baryton, lecz nie ten sam. Obróciłam się był to blond włosy mężczyzna. Jego usta były od krwi, która spływała po brodzie. - Wiesz król nie był by zadowolony gdybyś poszła do miasta.
-On z niczego nie jest zadowolony. - wyszłam kierując się do małego oczka wodnego. Myślałam nad tym jak by tu zrobić, aby Hinata przeżyła gdybym uciekła. Potrafi czytać w myślach, co bardzo mnie denerwuje. Nie chcę aby ktoś, a tu mam na myśli Itachiego, zaglądał do mojej głowy. Niech mnie i wszystko co ze mną związane zostawi w spokoju. Tak będzie najlepiej…

Rozdział trzynasty


Nie wiem po co przywlókł mnie do tej Sali Balowej. Tak na mój gust wyglądała. Była duża, a w niej były duże okna i miałam widok na zamek mojej siostry. Ciekawe co ona tam robi? Oby tylko o mnie nie myślała. Nie chcę jej tu spotkać. Inaczej coś może się stać czego by nie chciała. A najwyraźniej ona będzie tęsknić, a nie chcę by mojej jedynej siostrze coś się stało. Stałam sama przy dużym oknie i wpatrywałam się w lasy, domy jak i dom czarownicy. Ona mi przepowiedziała przyszłość. Już prawie połowa się sprawdziła. Powinnam wszystko robić na przekór, ale na pewno gdy będę się starała nie wyjdzie mi.
Czułam na sobie przenikliwe spojrzenia wampirów. Nie przejmowałam się nimi. Oni mnie nie obchodzili. Interesowałam się teraz sobą, a dlaczego? Było proste. Coś się ze mną stało i zrobiłam krzywdę Karin. Powinnam zrozumieć to, ale nie potrafię. A zamienić się w wampira nie mam ochoty. To by wykończyło mnie psychicznie. A silna nie jestem…
Nie czuję się na siłach by być w takim towarzystwie. Wszyscy tylko patrzą na mnie, jakby chcieli czegoś. Krwi. To zdaje mi się być ich największym atutem. To właśnie przez nią się gapią jakbym była tylko pożywieniem. Spojrzałam na Itachiego, który rozmawiał z mężczyzną i kobietą. Bardziej był podobny do kobiety. Czyżby to była jego biologiczna matka? Możliwe. Są do siebie podobni.
Na biodrach poczułam czyjeś ręce. Podskoczyłam. Obejrzałam się. Był to Sasuke, który uśmiechał się. Jego kły były widoczne. Co on ode mnie chciał? Poczułam ten znajome spojrzenie. Nie zaszczyciłam go swoim. Niech wie, że nic mnie nie interesuje. A w szczególności On.  Powinnam dobrze się zastanowić co robić. Uciec? Nie mogę. Daleko nie ucieknę, prawda?  Moje nogi  mnie nie poniosą. Jestem zwykłym człowiekiem. Nie mam w sobie niczego z nieśmiertelności. Tylko, ze…
Nie to nie możliwe. Nie mogę być wampirem dlatego, że wszystko we mnie jest człowiecze. Nie jestem zepsutym człowiekiem tylko jedną z wielu ludzi, którzy żyją w mieście. To powinno być skończone. Dlaczego mnie nie zbije.
Westchnęłam.
Jego brat popatrzał na mnie. Nie wiedziałam dlaczego. Obróciłam się w stronę okna. Było duże. Od sufitu po samą podłogę. Nie wiem czemu, ale chciałabym odejść stąd. Nie mam dokąd. Nie pójdę przecież do zamku. Będzie wiedział gdzie się znajduję. A tam jest moja siostra wraz z mężem. Musze dobrze zrozumieć siebie i nie tylko to. Także Itachiego. Co on ukrywa przede mną? Czego dowiedziała się Konan o czym nie wiem?! Pustym wzrokiem patrzałam przed siebie na krajobraz. Widziałam co mnie i bliskich może czekać, gdy się przeciw stawie Jego rozkazom.
-Powiedz… - usłyszałam obok. Męski baryton wyrwał mnie z zamyśleń. - Dlaczego tak cały czas rozmyślasz? To nie ma sensu. Powinnaś przestać myśleć o dawnym życiu. To nie ma już sensu. Musisz się w końcu z tym pogodzić. - mówił. Nie popatrzałam na niego. Zacisnęłam dłonie w pięść. Nic sobie z tego nie zrobił. Byłam człowiekiem! Delikatnym, pachnącym krwią.
-Niczym się z nim nie różnisz.
-Słucham? - zapytał.
-No z Nim - powiedziałam i popatrzałam na Itachiego. - Te słowa mówią już same za siebie. Pochodzicie z tego samego świata,  lecz ja z innego. Wy tego nigdy nie zrozumiecie co czuje człowiek, który został odebrany swojej prawdziwej rodzinie. - patrzałam na długo włosego bruneta. Jego hebanowa grzywka przykleiła się do policzka. Dwójka z wampirów od niego odeszła. Popatrzał na mnie. Uśmiechnął się chytrze. Nie rozumiałam. Westchnęłam ponownie. Ciężko było go rozgryźć. Trzeba rozwiązywać zagadki i inne potrzebne rzeczy by dojść do końca tej nie rozwiązanej sprawy.
-My dwoje różnimy się. Tylko on chce jak najlepiej dla ciebie. Powinnaś to zrozumieć.
-Mam to gdzieś. Nie potrzebuje jego pomocy. - powiedziałam. - Nie chcę nawet być jedną z was. To przekleństwo jak dla mnie. Dzieci diabła. - uniósł jedną brew. Nie rozumiał mnie? To nie zrozumie za parę lat. Nigdy nikt nie zrozumie moich pragnień i marzeń. Runęły wraz z porwaniem mnie do tego zamku. Nic już nie istnieje tylko wydostanie się stąd. Chwyciłam sukienkę by nie szorowała podłogi. Była za ładna. I co z tego, ze właśnie on ją wybrał. Podobała mi się i to wystarczyło bym założyła. Ruszyłam w stronę wielkich wrót, które musiały prowadzić do wyjścia.
-Gdzie idziesz?
-Czy to ważne? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. To nie powinno go interesować. Czułam spojrzenie na sobie. Ale to było takie przeszywające. Patrzał na mnie a nie wiedziałam czemu. Westchnęłam. Znalazł się tuż przede mną. Ominęłam go i szłam dalej. Poczułam na przedramieniu uścisk. Był mocny. Nie chciałam piszczeć, ani płakać.
-Dokąd to? - zapytał wpatrując się we mnie. Nie chciałam spojrzeć na niego, ale musiałam. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego ciemne niczym noc tęczówki. Były jakieś inne. Czyżby pił już krew? Nie. To nie możliwe. Nie byli na polowaniu. Chciałam wyrwać rękę, ale nie potrafiłam.
-To nie jest ważne.
-Jak dla mnie jest. Mów. - powiedział. Nie chciał mnie puścić. Wampiry nie przejmowały się tym co dookoła się dzieje. Ich to jakby nie interesowało. - Dzisiaj nie pójdziesz tak szybko tam. Zaćmienie słońca robi swoje. Więc… - nie dane mu było dokończyć.
-Idę za zamek. Po prostu chcę zostać sama. - powiedziałam. Patrzał na mnie. Był o wiele wyższy. Nie wiem czemu mu to powiedziałam. On zawsze wszystko wiedział. A czy doprowadzałam go do szaleństwa? Tego nie wiedziałam. Choć na pewno w niektórych sytuacjach tak. Widać było to po nim w naszych rozmowach. Odwróciłam od niego głowę, by nie patrzeć na niego. Jego druga ręka znalazła się na moim policzku. Była przyjemnie zimna. Zjechał na szyję i dwoma palcami delikatnie nacisnął moją tętnice. Przymknęłam powieki. Poczułam jego mroźny oddech na szyi. Jego usta pocałowały mnie w tętnicę szyjną. Zbliżył się do ucha.
-Nie typowo było by teraz napić się twojej krwi przy gościach. Zrobię to wieczorem, gdy będziemy sami. - drgnęłam. Widocznie to wyczuł. Co go dzisiaj napadło? Jest jakiś dziwny. Jakby pragnął poczuć teraz moją ciecz? To było dziwne. - Nie chcę mieć widowiska. A moja rodzinka zawsze jest ciekawska, Sakuro. Obiecuje ci, że tym razem to nie zaboli.
-Nie wierzę. - odparłam. Puścił mnie. Odszedł z nikłym uśmiechem. Nie wiedziałam o co chodzi. Choć wiedziałam, gdy będzie chciał to znajdzie mnie nawet na końcu świata. Nie ma dla niego drogi nie do przebycia. Zniknęłam za wielkimi wrotami. Znalazłam się w ciemnym korytarzu. Ten zamek jest pełen zagadek o których mało co wiem. Trzeba będzie się trochę rozejrzeć. A teraz mogę sobie spokojnie odpocząć.
Wyszłam z budynku. Kroczyłam wolno po trawie, która tu kwitła. Także na co kwitło wokół mnie. Wszędzie były róże. To lubiłam. W takim zamku gdzie były róże chciałam mieszkać. One wprowadzały we mnie jakiś spokój jakiego nie czułam bardzo długo. Zerwałam jedną różę koloru czerwieni. Patrzałam na jej płatki. Opuszkiem palców delikatnie dotknęłam główki kwiatka. Usiadłam przed oczkiem i wpatrywałam się  w główkę. Nie powinnam tego robić. Być tutaj i siedzieć. A jak ktoś uznam mnie za wampira? Nie było by dobrze. Popatrzałam na taflę jeziora. Nie pojawiało się moje drugie „ja”. A chciałam teraz z nią o tym wszystkim porozmawiać. Z nią jedyną mogłam. Szczerze już nigdy nie zobaczę nawet ciotki, którą naprawdę kochałam. Teraz pozostaje mi żyć w ciemności. Nie mam innego wyboru? Czy jednak mam? Śmierć była by najlepszym rozwiązaniem. Tylko czy On czegoś nie chce zrobić? Wampir. Tym będę miała się stać po śmierci? Nie chcę tak. To zaboli, gdy stanę się tym czymś. Śmierć przyniesie ukojenie, ale co jeszcze? Tylko nie życie wieczne. To nie może się stać. Popatrzałam na taflę jeziora. Zawiał przyjemny wiatr, który pobawił się moimi włosami. Po policzkach spłynęły mi pojedyncze łzy. Popatrzałam na róże.
-Chciałabym teraz umrzeć. - usłyszałam świst przecinającego liścia. Ruszyłam się wolno. Nie powinnam tego usłyszeć. To nie możliwe… Krzyknęłam głośno z bólu. Krew skapnęła na oczko wodne i rozpłynęła się. Brałam głębokie oddechy. Popatrzałam się na ranę. W moim ciele tkwiła dwu centymetrowa strzała. Po niej spływała czerwona ciecz robiąc plamy na soczyście zielonej trawie. Podparłam się rękami. Z buzi wyplułam sporą ilość szkarłatu. Wstałam na drżących nogach. Krew ze mnie lała się strumieniem.   Szłam potykając się od czasu do czasu. Przystanęłam przy wielkich wrotach do budynku. Chwyciłam czubek od strzały i przełamałam. Bolało, ale nie mogłam krzyczeć. Zakryłam to jakimś sposobem od przodu, ale tył na pewno był widoczny. Nie czułam się za dobrze. Kręciło mi się w głowie. Trzymałam się blisko serca, by zakryć wypukłość.
 Weszłam przez  wrota. Przeszłam parę kroków i stanęłam koło Sali, w której znajdował się Itachi. Nie mogłam tam wejść. Wszyscy wtedy by patrzeli i czuli moją krew. Usłyszałam skrzypienie klamki. Popatrzałam w tamtą stronę. Przede mną stanął brunet o ciemnych oczach, ale nie Itachim.
-Itachi..
-Nie. Sasuke. - powiedział żartobliwie.
-Nie żartuj sobie teraz. Zawołaj go. - powiedziałam. On się zaśmiał cicho. Nie wiedział co mi jest. Spuściłam głowę. Po policzkach spłynęły mi łzy. Bolało coraz mocniej. Czułam jak moje siły maleją coraz bardziej.
-Itachi… - usłyszałam głos Sasuke. - Sakura coś chce.
-Stęskniła się. - stwierdził. Oddychałam szybciej. Wiedziałam, że to może być chwila w której wszystko może się zakończyć a umrę właśnie tutaj. On wyszedł z pomieszczenia. Widziałam jego buty. Nie chciałam na niego spojrzeć. Chwycił mój nadgarstek i odchylił rękę, gdzie sączyła się krew.
-To nie moja wina. - powiedziałam. Popatrzał wściekły na brata. On wzruszył ramionami. Nie żyliśmy  zgodzie, ale chciałam by teraz mi pomógł. - Pomóż mi. - powiedziałam cicho, ale wiedziałam, ze on mi pomoże. Tylko on mógł.
-Sasuke, choć pomożesz mi. - powiedział. Oby dwoje mnie chwycili za przedramiona. Nie chodziłam już normalnie. Chwiałam się. Przechodziliśmy koło wampirzyc, które patrzały się na nas. Nie reagowałam na to w ogóle. Powieki mi drgały. Naprzeciwko nas szła Konan. Popatrzała na mnie, a ja blado się uśmiechnęłam. Była trochę wystraszona tym co widziała. Dlaczego? Nie przyzwyczaiła się do mnie aż tak.. Bez przesady. Ona wiedziała o jednej rzeczy, o której nie mogłam się dowiedzieć! Brałam głębokie oddechy. Dziwiłam się im, ze się powstrzymują od mojej krwi. Itachi wiem, że potrafi, ale Sasuke.  - Konan przynieś mi trochę krwi. A także inne potrzebne rzeczy. - nie mogłam się przeciwstawić. Byłam za bardzo zmęczona z powodu braku krwi. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym spałam. Posadzili mnie na łożu. Sasuke trzymał mnie.
-Co ty chcesz zrobić? - zapytał brat Itachiego.
-Wyjąć. - odpowiedział. Poczułam jego zimną dłoń przy strzale. Popatrzałam na niego słabo. Do pomieszczenia weszła Konan. Wszystko położyła na stoliku tuż przy biurku. Popatrzała na mnie. Nic nie zrobiłam tylko patrzałam na starszego wampira. Skupiał się na ranie.
-To się uda?
-Złam z tylu strzałę. - zrobił to jak kazał. - Możesz już iść. - dokończył. Wstał i odszedł. Drzwi się zamknęły. Zostałam z nim sama na sam. Przymknęłam powieki. Chwycił strzałę i wyjął szybko. Jęknęłam z bólu. Trzymał za ranę. Jego język delikatnie przejechał po ranie, która zrosła się szybko. Z tyłu już nie musiał tego robić. Czułam, że tez się wszystko zrasta. Usiadł obok mnie. Trzymałam się za pościel. Bolało mnie jeszcze przez cały czas. A brak krwi dawał o sobie znać. W jego dłoni zauważyłam całą miseczkę krewi. Chwycił mnie za brzuch. Przyciągnął do siebie i ułożył głowę na swoim torsie. Granice miseczki przystawił do warg. Poczułam ciecz w buzi. Połykałam za każdym razem. Odstawił pustą. Teraz gdy chciałam żyć musiałam pić dużą ilość krwi. Nie mogłam gwarantować nikomu, że przeżyję. Teraz mogę być pewna, że jest wszystko możliwe.  Zauważyłam jak swoimi kłami przegryza żyłę nadgarstkowa. Nie wiedziałam o co chodzi. Przystawił mi, abym się napiła.
-Nie
-Sakura jeśli nie napijesz się mojej krwi i tak umrzesz. Normalna krew ci nie pomoże. A moja cię wzmocni. Wiem, ze chcesz żyć nadal. Nie zamieni cię w wampira, więc napij się. - krew z jego nadgarstka sączyła się. Chwyciłam jego zimną rękę. Moje usta dotknęły skóry Itachiego. Zassałam się w ranie, którą sam sobie zrobił. Piłam jego krew, choć nie powinnam.
Nie mogę powiedzieć, że nie smakowała. Byłą inna od tych, które piłam. Jej aromat był pociągający. Jestem człowiekiem, ale jego krew jest inna. Taka słodka. A to nie jest możliwe… Zassałam się jeszcze bardziej. Smakowała. Przymknęłam powieki rozkoszując się. Na szyi czułam przyśpieszony oddech.  Westchnął błogo? Co jest? Zachowywał się jakby byli w stosunku seksualnym?! Nie powinnam pić jego krwi, ale naprawdę była smaczna.
Oderwałam swoje usta od jego nadgarstka. Oblizałam koniuszki ust. Jego dłoń i opuszki palców znalazły się po drugiej stronie szyi. Przymrużyłam powieki. Dawał dziwne ukojenie dla mojego ciała. Delikatnie obróciłam się. Wtuliłam się w niego co spowodowało tez upadek na łoże.
-Przyjemny jesteś. - było mi gorąco i w dodatku głowa mnie bolała. Czy ja to do niego powiedziałam? Chyba coś ze mną nie tak. Nienawidzę go, a jeszcze taką rzecz mu mówię. Czasami jest dobrze przytulić się do takiego zimnego i nic nie czującego faceta. Jego ręce znalazły się na biodrach. Słyszałam kroki. - Ktoś idzie.. - wyszeptałam cicho. On jakby drgnął. Może coś powiedziałam nie tak. Tak jak powiedziałam tak ktoś wszedł. Nie oderwałam się od zimnego ciała wampira.
-Przeszkadzam może? - usłyszałam męski baryton mężczyzny. Sasuke wszedł do komnaty. Do moich uszu doszło tłuczenie się szła. Wstałam z Itachiego do pozycji siedzącej. A jego ręka znajdowała się na moim udzie. Nie zabierał jej, jakby chciał mnie dotykać? Nie wiedziałam tego. Zauważyłam półprzytomnego mężczyznę. Lała się z niego krew, ale nie reagowałam na to.  - Masz swojego winowajcę. On strzelał z tego łuku - rzucił do Itachiego łuk i strzałę. Oglądał ostrze strzały. Zaśmiał się. Drzwi się zamknęły. Byliśmy w czwórkę w komnacie. Nie robiliśmy nic ciekawego, ale on i ja mieliśmy ze sobą coś wspólnego?! Któż to wie. Itachi złamał strzałę i łuk.
-Amator - wypowiedział słowa z kpiną. - Kto cię nasłał? - padło pytanie. Wstał. Nie wiedziałam czemu, ale nie chciało mi się ruszyć. Chciałam aby ten człowiek poniósł konsekwencję. Chciał mnie zabić. Nie miałam zamiaru jeszcze odchodzić z tego świata. - Nie odpowiesz. Wiesz chociaż kogo chciałeś zabić?
-Takiego jak TY.
-Chyba się pomyliłeś. Ona jeszcze nie jest wampirem. To człowiek. Taki jak ty. - powiedział. Spojrzałam na okno. Było zasłonięte. A dzisiaj i tak jest zaćmienie, wiec słońce nic im nie robi.  Chciałabym zobaczyć się z Hinatą. Tylko, ze po tym incydencie będę musiała tylko uciekać nic po za tym. Będzie trudno. Kary czy będę dostawała? Najwyraźniej. Nie mogę się jego bać. Muszę być silna, jak mnie zabije to trudno. Tylko, ze po co by ratował od śmierci? To jeszcze nie czas? Nie miałam bladego pojęcia. - Kto cię nasłał?
-Wal się! - odpowiedział. Stanął mu na nodze. Krzyknął z bólu. Miażdżył mu nogę. Nie miał dla niego litości. Jakoś byłam teraz ożywiona. Nie chciało mi się spać. Raczej chciałam wyjść z zamku i podążyć do pałacu siostry. Zobaczyć się z nią. I jeszcze na początek zobaczyć się z swoją kochaną przyjaciółką, która z pewnością myśli, że nie żyję. Tak jak inni, choć Hinata na pewno powiedziała, że żyję. A oni wzięli mnie z wampira? Tak by to brzmiało normalnie. Wstałam. Przeszłam przez pokój trzymając się blisko piersi.. Widziałam na sobie spojrzenie mężczyzny i dwóch braci. Chwyciłam czarny materiał i weszłam za parawan.
-Sasuke weź go do nich.
-Ty chyba zwariowałeś. Wiesz co wtedy się stanie?
-Tak ma właśnie z nimi być. - powiedział. Słyszałam jego krzyki. Jakoś nie obchodziło mnie to co się stanie z tym mężczyzną. Chciałam żyć, a on próbował mnie zabić. Na swoje ciało ubrałam inną suknie. Czarną jak noc. Tamta była cała we krwi. Gdy założyłam poczułam z tyłu zimny oddech. Oplątywał mi szyję wraz z karkiem i ramionami. Suknia delikatnie odkrywała piersi wraz z ramionami. Była do samego dołu. Od bioder po samą ziemię marszczona. W pasie był czerwony szal. - Dokąd idziesz?
-Nigdzie.
-Nie kłam. Wiem, że chcesz wyjść. - obróciłam się do niego przodem. Spojrzałam w oczy. Zimne i nic nie czujące. Ominęłam go. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Wiedziałam, że jeśli mu wszystko powiem nie zgodzi się na nic. I tak wybiegnie za mną, gdy przekroczę terytorium tego  zamku. Stanęłam przy drzwiach i uchwyciłam klamkę.
-Idę do Hinaty. - powiedziałam cicho. Chciałam otworzyć, ale nie mogłam. Byłam przypięta do drzwi. Teraz to znowu mi się dostanie? Świetnie. Po co mu mówiłam? Zawsze powiem o parę słów za dużo.
-Nigdzie nie pójdziesz. Już ci powiedziałem. Twój dom jest tu, nie tam. Zapamiętaj to sobie. Ja cię obserwuję i nie pozwolę ci przekroczyć mojego terytorium - Jego ręka znalazła się na przedramieniu, gdzie rozpoczynał się materiał sukienki. Patrzał mi się w oczy. To nie wróżyło za dobrze. W jego oczach zauważyłam nagły błysk. Delikatnie zdejmował materiał z przedramion. Po zamku rozniósł się głośny krzyk mężczyzny. Było można w nim usłyszeć cierpienie, menalcholie. Ból który przemawiał był podobny do mojego. Odwróciłam głowę w bok. Nie chciałam na niego patrzeć. Jego dłoń znalazła się na policzku i obrócił tak abym patrzała na niego. Przybliżył się do mojego ucha. - Wiesz czego pragnę? - zapytał. Nie mogłam się ruszyć.
-Mojej krwi? - zapytałam.
-To też. Mam jeszcze jedno bardziej nie do osiągnięcia. - powiedział. - Abyś stała się wampirem. - dziwnie to zabrzmiało. Jak już powiedziałam drugiej „ja” nie zmienię się nigdy w wampira. Chciałabym żyć wiecznie, ale jako człowiek. To by było wtedy wspaniałe życie.
-Twoje niedoczekanie. - powiedziałam pewnie. - Nigdy nie.. - nie dokończyłam zdania, a  jego zimne usta wpiły się w moje. Nie możliwe. Próbowałam go odepchnąć ale nie szło. Był zbyt ciężki. Mnie nie będzie całował nic nie czujący wampir. Uniosłam rękę i uderzyłam go w policzek. Odsunął się ode mnie. Trzymałam się za nadgarstek. Wpatrywałam się wściekła w niego. Złamałam! Nienawidzę go z całego serca. Niech nie myśli, że wszystko co on chce się sprawdzi. Uśmiechnął się drwiąco. - Nienawidzę Cię. - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. Chciał mi pomóc, ale szybko wyszłam by nie widzieć go. Poproszę o pomoc Konan. Ona zawsze mi pomoże. Nie chcę z nim mieć nic wspólnego i myślę, że nie będę miała. I niech tak zostanie. On nikim dla mnie ważnym nigdy nie będzie.